Ulice Bejrutu zablokowane płonącymi oponami i barykadami. Grupy uzbrojonych mężczyzn z groźnymi minami. Sporadyczne strzały i serie z broni maszynowej, a czasem nawet huk wystrzałów z granatników. Stolica Libanu, uważanego niegdyś za „Szwajcarię Bliskiego Wschodu”, ponownie pogrąża się w anarchii. W odpowiedzi na decyzję rządu Fouada Siniory, o uznaniu za nielegalny i zagrażający bezpieczeństwu państwa systemu telekomunikacyjnego tworzonego przez Hezbollah, szyickie ugrupowanie – wspierane od lat przez Syrię i Iran – ogłosiło, że „rząd wypowiedział [Hezbollahowi] wojnę„.
Przywódca Partii Boga (jak można przetłumaczyć nazwę Hezbollah) Hassan Nasrallach stwierdził, że ugrupowanie to użyje wszelkich środków do obrony „narzędzia oporu”, jakim jest linia telekomunikacyjna. Jak donosi portal internetowy DEBKAfile (mający podobno powiązania z izraelskim wywiadem), prozachodni rząd Siniory zdecydował się na bezprecedensowy krok dopiero teraz, kiedy zachodnie agencje wywiadowcze udostępniły informacje oraz zdjęcia satelitarne wskazujące na to, że trwały prace nad połączeniem linii Hezbollahu ze szpiegowskim systemem założonym przez syryjską armię wzdłuż granicy z Libanem.
Drugi powód otwartego buntu Hezbollahu przeciwko rządowi Fouada Siniory to jego decyzja o usunięciu ze stanowiska dyrektora ds. bezpieczeństwa na lotnisku w Bejrucie gen. Wafiqa Shqeira, uznanego za sympatyka proirańskiego i prosyryjskiego Hezbollahu. Shqeir miał podobno zamontować tajne kamery, które pozwalałyby śledzić ruchy wszystkich przybywających do Bejrutu znaczących gości, a następnie przygotowanie na nich zamachów w trakcie podróży z lotniska do np. hotelu czy siedziby rządu. Sprawą zajmuje się już prokuratura, jednak w chwili obecnej jej działania będą bardzo utrudnione.
Hassan Nasrallah, który półtora roku temu w glorii chwały przemawiał w Bejrucie po „zwycięstwie” w letniej wojnie z Izraelem jest butny i pewny siebie. Kategorycznie zapowiedział, wzorem premiera Cyrankiewicza, że „każda ręka podniesiona na system komunikacji zostanie odrąbana”, a także, że gen. Shqeir pozostanie na stanowisku. W obliczu takiej postawy lidera Hezbollahu, drugiej co do wielkości siły politycznej w kraju, pole do zawarcia kompromisu wydaje się wyjątkowo ograniczone. Na ulicach Bejrutu oraz innych miast oraz w Dolinie Bekaa pojawia się coraz większa liczba żołnierzy. Na razie nie ogłoszono stanu wyjątkowego, gdyż zaprotestował przeciwko temu szef libańskiej armii gen. Suleimani.
Biały Dom wezwał do wstrzymania aktów przemocy i określenia się przez Hezbollah – czy jest to partia polityczna, czy organizacja terrorystyczna. W tej chwili bowiem wydaje się, że bliżej Partii Boga do tej drugiej kategorii. Apele o powstrzymanie się od eskalacji przemocy ze strony opozycji (Hezbollahu) płyną także z Arabii Saudyjskiej, wspierającej sunnicko-chrześcijański rząd Fouada Siniory. Rijad od miesięcy jest zaangażowany w rozwiązanie trwającego od listopada 2006 roku pata politycznego, który uniemożliwia normalne rządzenie Libanem. Kilkanaście kolejnych prób wyboru głowy państwa (który, w myśl konstytucji, musi być chrześcijaninem maronitą) spełzło na niczym, gdyż Hezbollah (szyici) oraz część chrześcijan konsekwentnie blokowali wszystkie kandydatury (w tym gen. Suleimaniego).
Spór pomiędzy prozachodnią większością parlamentarną, na czele której stoi Saad Hariri (syn zamordowanego w 2005 roku ex-premiera Rafiqa Hariri) a mniejszością szyicką (wraz z mniejszą częścią chrześcijan pod przywództwem bohatera wojennego gen. Michela Aouna – wroga szyitów a dziś ich sojusznika) toczy się nie tylko o stanowisko głowy państwa, ale także o pozycję w rządzie. Hezbollah wycofał swoich ministrów wiele miesięcy temu, gdyż domaga się zwiększenia reprezentacji w gabinecie, aby móc blokować podejmowane przez rząd decyzje. Na to za żadne skarby nie chce zgodzić się sunnicko-chrześcijańska, antysyryjska i proamerykańska większość.
W Libanie rozgrywają swoje interesy Syryjczycy i Irańczycy, którzy w Hezbollahu mają bardzo silnego, skutecznego i wiernego wykonawcę swoich planów. Hezbollah stworzył swoiste państwo w państwie – własna telewizja, radio, prasa, szpitale, szkoły, milicja, oddziały paramilitarne, wywiad i kontrwywiad. Mając bogate zaplecze finansowe oraz łatwy dostęp do uzbrojenia Hezbollah w ciągu dwóch dekad zbudował bardzo mocną pozycję wśród szyitów. Wojna z lata 2006 roku, kiedy Hezbollah skutecznie odparł atak regularnej armii izraelskiej niebywale wzmocnił ugrupowanie – przy okazji z powodu izraelskich nalotów doszczętnie zniszczono infrastrukturę kraju. W tym samym czasie Hezbollah ostrzeliwał terytorium Izraela gradem rakiet, których dzisiaj ma jeszcze więcej niż w 2006 roku. Są to także rakiety bardziej groźne, gdyż mogą razić cele położone dalej niż kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca wystrzelenia. Szacuje się, że podczas kilkutygodniowej wojny Izraela z Hezbollahem ok. miliona obywateli Izraela musiało uciekać do schronów w obawie przed ostrzałem rakietowym.
Rząd Siniory długo wahał się i przymykał oko na rosnący w siłę Hezbollah. Otwarta konfrontacja z Partią Boga była jednak nieunikniona. Trwająca od kilkunastu miesięcy walka o władzę i spór o to, kto będzie rozgrywającym niechybnie prowadziła do przemocy. Czy potrwa ona kilka dni, czy dłużej – tego nie da się przewidzieć. Siniora dużo ryzykuje. Jeśli spotka go los irackiego premiera Nuriego al-Malikiego, który musiał wycofać się z walki z bojówkami Muktady al-Sadra, przyszłość prozachodniego rządu zawiśnie na włosku. Nasrallah tylko na to czeka i jest bardzo pewny siebie.
Z drugiej strony, jeśli żadna ze stron się nie wycofa, może rozpocząć się kolejna wojna domowa. Byłaby to prawdziwa katastrofa, pokazująca, że Libańczycy niczego nie nauczyli się z własnej historii. Niestabilność Libanu będzie także przyciągać miejscowe potęgi, które zechcą zabezpieczyć własne interesy – głównie Syrię i Izrael (które okupowały już w przeszłości terytorium Libanu). Szwajcaria Bliskiego Wschodu znowu płonie. Tym razem tli się lont od potężnego ładunku wybuchowego. Skutki eksplozji będą bardzo poważne. Niewiele wskazuje na to, aby udało się jej uniknąć. Nawet jeśli się uda, de facto władzę w Libanie przejmie Hezbollah – wykazując nieudolność i słabość rządu. Ten scenariusz także nie wróży niczego dobrego.
Piotr Wołejko