Ceny żywności, tak jak i innych towarów – głównie surowców naturalnych – wzrastają bardzo dynamicznie. Statystyki Banku Światowego wskazują, że w ciągu trzech ostatnich lat ceny żywności wzrosły o 83 procent, a tylko w ciągu ostatniego roku ceny pszenicy wzrosły o 120 procent, a ryżu – w ciągu dwóch miesięcy – o 75 procent. Robert Zoellick, szef Banku Światowego alarmuje, że szybujące ceny żywności mogą oznaczać „siedem straconych lat” w globalnej walce z biedą – odwołując się do biblijnych chudych lat.
Ponad tydzień temu w „Dzienniku” mogliśmy przeczytać tekst pod dość dramatycznym tytułem – „Krawe wojny opanują pół świata„. Gazeta cytuje fragment wypowiedzi Johna Holmesa, podsekretarza generalnego ONZ – „Niedobór żywności spowodowany m.in. ociepleniem klimatu prowadzi do gwałtownych podwyżek cen, a to stanowi poważne zagrożenie dla globalnego bezpieczeństwa”. „W najbiedniejszych krajach świata ludzie wydają ok. 75 proc. swoich zarobków na żywność, choć odżywiają się bardzo nędznie.” – pisze Gazeta Finansowa.
Jednocześnie chociażby amerykańscy farmerzy mają się lepiej niż kiedykolwiek. W tym roku średni dochód farmera w USA wzrośnie do 90 tys. dolarów rocznie. Dla porównania, w 2006 roku było to o prawie 15 tys. dolarów mniej. Jak możemy przeczytać w Harvard Crimson, w 2005 roku z budżetu federalnego trafiło do farmerów 25 miliardów dolarów. To dwukrotnie mniejsza suma od tej, która trafia do rodzin w ramach transferów socjalnych (opieka społeczna etc.). Obecnie subsydia są niższe niż 20 miliardów dolarów, ale nadal trafiają do zaledwie 2-3 procent Amerykanów.
Po drugiej stronie Atlantyku, w Unii Europejskiej, subsydia wcale nie są mniejsze. Wspólna Polityka Rolna, wspólnotowa polityka dotycząca sektora produkcji rolnej oraz wsi, stanowi przeszło 40 procent rocznego budżetu Unii Europejskiej. Łatwo wyliczyć, że przy budżecie sięgającym ponad 100 miliardów euro rocznie, nakłady na rolnictwo wynoszą ponad 40 miliardów euro w tym samym czasie. Ogromne środki trafiają do bardzo nielicznej grupy ludności, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych – nie przekraczającej kilku procent. Tymczasem, wydatki na rozwój (R&D – research & development) wynoszą, średnio dla całej UE-27, zaledwie 1,84 procent PKB. Nie ma więc żadnych szans na spełnienie wymogów narzuconych przez Strategię Lizbońską, w myśl której nakłady na rozwój miały wynosić minimum 3 procent PKB. Niestety, ale WPR niekoniecznie zostanie zreformowana (na co naciskają m.in. Wielka Brytania, Holandia czy Szwecja), gdyż w obronie ogromnych płatności dla rolników i producentów rolnych stanęła Francja, a wraz z nią – nad czym ubolewam – także Polska.
Czy obcięcie subsydiów w krajach rozwiniętych, głównie w USA oraz UE mogą pomóc obniżyć ceny żywności w skali globalnej? Czy zniesienie albo chociaż obniżenie zaporowych ceł na niektóre produkty rolne sprawią, że producenci w krajach rozwijających się rozwiną skrzydła? Dyskusja o szkodliwości subsydiów rolnych jest bardzo stara, a argumenty są dość dobrze znane. Na stronie Institute for Food & Development Policy możemy znaleźć wymowny tekst pt. „Amerykańskie subsydia rolne i rolnicza ekonomia: mity, rzeczywistość, alternatywy„.
Wiele mówią także tytuły innych tekstów, np. „Dziesięć powodów, dla których należy obciąć subsydia rolne” czy „Sześć dobrych powodów do zredukowania amerykańskich subsydiów rolnych i barier handlowych„. Statystyki opublikowane na stronie Environmental Working Group wskazują, że połowa subsydiów w Stanach „idzie” do zaledwie 9 stanów, a w latach 1995-2006 sam Texas dostał ponad 16 miliardów dolarów, a Iowa prawie 16 miliardów dolarów. Ponad 10 miliardów dostały także Illinois, Nebraska i Minnesota. Pieniądze szły głównie na kukurydzę – 56 miliardów dolarów w latach 1995-2006, pszenicę – 22 miliardy dolarów, bawełnę – 21 miliardów. Razem 99 ze 177 miliardów subsydiów w latach 1995-2006.
Zarzuty pod adresem subsydiów dotyczą także faktu, iż trafiają w zdecydowanej większości do zamożnych farmerów, którzy posiadają ogromny areał i doskonale poradziliby sobie bez wsparcia. W roku 2001 prawie 3/4 subsydiów trafiło do 10 procent największych amerykańskich farm, o czym informuje Harvard Crimson. Z drugiej strony, próby skierowania pieniędzy do mniejszych producentów byłaby kosztowna i skomplikowana, a także stanowiłaby doskonałe pole do oszustw i korupcji. Czy należy więc płacić wszystkim, czy znieść subsydia w całości? Czy ceny żywności spadną, gdy konsumenci przestaną do nich dopłacać? Subsydia dla każdego liberała stanowią czyste zło, gdyż powodują, że dwa razy płacimy za droższą żywność – najpierw dotujemy farmerów (a jednocześnie państwo broni rynek przed tańszym importem zaporowymi cłami), a następnie kupujemy (a mamy wybór?) droższą żywność.
Ja skłaniam się ku liberalnemu podejściu i uważam, że subsydia w obecnej formie są szkodliwe. Nie tylko sprawiają, że konsumenci są zmuszeni do płacenia wyższych cen, ale także powodują, iż gwałtownie ograniczona jest konkurencja – cła i subsydia powodują, że import staje się nieopłacalny. Więcej, dotowana żywność z Europy czy Stanów jest konkurencyjna cenowo w walce z produktami rolnymi z państw rozwijających się. Nie dopuszczamy więc do nas żywności z zewnątrz, a zarazem zalewamy naszą żywnością kraje biedniejsze. Efekt? Często nie opłaca się produkować żywności na miejscu, gdyż tańszy jest import z Europy czy z USA. Ogranicza to produkcję i handel, wypacza rynek. Osobną kwestią jest pomoc żywnościowa do biednych państw – w przypadku Ameryki najczęściej musi to być żywność zakupiona w USA i transportowana na miejsce amerykańskimi statkami. Kiedyś podobną politykę odnośnie handlu prowadziła Wielka Brytania – ale wprowadziła ją w drugiej połowie XVII wieku.
Piotr Wołejko