Głównodowodzący amerykańskimi wojskami w Iraku gen. David Petraeus oraz amerykański ambasador w Bagadzie Ryan Croker stawili się na Kapitolu, aby przedstawić Kongresowi raport o sytuacji w Iraku oraz odpowiedzieć na pytania kongresmanów. W „przesłuchaniach” brali udział także, zasiadający w Senacie, kandydaci do prezydentury.
Barack Obama zbudował swoją pozycję na twardej opozycji wobec wojny w Iraku. Nieustannie podkreśla, że był przeciwny wojnie od samego początku, choć kiedy Senat zezwalał administracji Georga W. Busha na wypowiedzenie wojny Saddamowi Husajnowi, Obama nie był jeszcze senatorem. Rywalka senatora z Illinois w walce o demokratyczną nominację (którą i tak na 99,9% ma już w kieszeni Obama) głosowała wówczas za wojną. Tak samo jak republikański kandydat na prezydenta John McCain.
W obliczu rosnącej niepopularności wojny, zdecydowane i niezmienne stanowisko Obamy z pewnością zapewniło mu dużo sympatii wśród wyborców. Jak jednak wynika z analizy postawy Obamy wobec Iraku, którą przygotował Peter Wehner z Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie (przy okazji były dyrektor biura strategicznych inicjatyw w Białym Domu za rządów obecnego prezydenta), podejście Obamy do Iraku wcale nie było jednolite. W artykule opublikowanym w neokonserwatywnym Commentary Wehner wykazuje, że Obama to prawdziwy kandydat „zmiany” – stanowisko senatora wobec Iraku ulegało bowiem znaczącym korektom.
Zacznijmy od trzeciego akapitu od końca, który zawiera zwięzłe podsumowanie postawy Obamy wobec Iraku. Kiedy Obama sprzeciwiał się wojnie w 2002 roku, było to w jego politycznym interesie. Według Dana Shomona, wówczas szefa kampanii Baracka Obamy, kluczowe dla szans Obamy w demokratycznym wyścigu po nominację do Senatu było przyciągnięcie do siebie wyborców lewicowych. Później, w 2004 roku, kiedy wojnę nadal popierała większość Amerykanów, Obama „podwiesił się” pod strategię okupacyjną autorstwa Georga W. Busha. W 2005 roku, w miarę jak wojna iracka stawała się niepopularna, grał na zwłokę, przyłączając się do środowiska osób nawołujących do zmniejszenia amerykańskiego kontyngentu, ale nie do całkowitego wycofania. Kiedy natomiast w 2006 roku niepopularność wojny była już ogromna, Obama przyjął stanowisko, w myśl którego niezbędne jest jak najszybsze całkowite wycofanie się z Iraku.
Ewolucja poglądów oraz sprzeczność wypowiedzi senatora, wyłapane przez Wehnera, są uderzające. Wystarczy przyjrzeć się wypowiedziom Obamy dotyczącym tzw. surge, czyli wysłania dodatkowych 30 tysięcy marines do Iraku (strategia, której głośno domagał się John McCain). W styczniu 2007 roku Obama mówił, że nie widzi w tym planie (surge) „niczego, co może w sposób znaczący zmniejszyć intensywność walk [sunnitów z szyitami]” oraz, że nowa strategia „nie zmieni znacząco dynamiki [rozwoju sytuacji w Iraku]”. Reasumując swoje stanowisko Obama powiedział: „Co jest dla mnie uderzające, kiedy słyszę te wszystkie oświadczenia oraz zapewnienia, że panuje niemal jednolity pogląd, iż strategia prezydenta nie zadziała„.
Krytyka ostra i zdecydowana, stąd zadziwiające mogą być wypowiedzi późniejsze, kiedy strategia weszła w życie i zaczęła przynosić pozytywne efekty. Oddajmy głos senatorowi Obamie, który stwierdził, że w chwili ogłoszenia nowej strategii irackiej „nie miał wątpliwości, że jeśli umieścimy tam [w Iraku] 30 tys. dodatkowych żołnierzy, ujrzymy poprawę bezpieczeństwa oraz zmniejszenie liczby aktów przemocy„. Czy to nie jest zmiana, zdaje się pytać Wehner?
Zainteresowanym polecam lekturę całego tekstu opublikowanego w ostatnim numerze Commentary. Na koniec należy dodać, że w ostatnich tygodniach sytuacja w Iraku znowu się pogorszyła. Wybuchły walki pomiędzy szyickimi bojówkami spod znaku Armii Mahdiego a irackimi siłami bezpieczeństwa. Dopiero mediacje Iranu sprawiły, że starcia zostały przerwane. Gen. Petraeus oraz ambasador Croker z pewnością przedstawili Kongresowi informacje, wg których strategia surge przyniosła znaczące efekty w ograniczeniu przemocy oraz walk pomiędzy sunnitami a szyitami (w czym pomogło także zerwanie wielu sunnickich plemion z Al-Kaidą). Jednak nadal nie udało się osiągnąć postępu politycznego, za co odpowiedzialność ponoszą słabi, niezdecydowani i nieudolni politycy w Bagdadzie.
Tymczasem zanosi się na kolejny skandal związany z Irakiem. Amerykańscy senatorowie żądają dokładnej informacji o przychodach Iraku z eksportu ropy naftowej. Senatorowie Carl Levin oraz John Warner pytają, dlaczego rząd w Iraku siedząc na pieniądzach z ropy robi tak niewiele, żeby poprawić stan bezpieczeństwa w swoim własnym kraju. Ostrożne szacunki wskazują, że tylko w tym roku Irak zarobi ponad 56 miliardów dolarów. Czemu więc to Amerykanie mają płacić za odbudowę kraju – pytają kongresmani – zwłaszcza w obliczu zbliżającej się recesji. Więcej na ten temat na internetowych stronach CNN.
Piotr Wołejko