Minął już tydzień od wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Zimbabwe. Wyniki wyborów prezydenckich nadal nie zostały opublikowane. Dziś Sąd Najwyższy uznał się za właściwy do zarządzenia ogłoszenia wyników, jednak odłożył decyzję do jutra. Opozycyjny Movement for Democratic Change (MDC) już w zeszłym tygodniu ogłosił, że Morgan Tsvangirai, lider MDC, zwyciężył już w pierwszej turze z Robertem Mugabe, rządzącym od 1980 roku liderem ZANU-PF.
Z obozu władzy dochodziły wówczas groźne pomruki, aby nie destabilizować sytuacji przedwczesnym ogłaszaniem zwycięzcy wyborów. W miarę, jak przedłuża się stan niewiedzy, MDC coraz głośniej „krzyczało” o swoim sukcesie oraz o cudach nad urną, których dokonuje ZANU-PF. Partia rządząca miękła i z czasem przyznała, że najpewniej potrzebna będzie druga tura wyborów prezydenckich, a nawet, że Mugabe przegrał w pierwszej turze z Morganem Tsvangirai.
Ewidentnie widać, że Mugabe robi wszystko, aby pozostać w grze i władzy nie oddać. Możliwe jest wykorzystanie przez Mugabe aparatu represji oraz wiernych sobie bojówek do zastraszenia politycznych przeciwników oraz popierających opozycję wyborców. Wśród wiejskiej ludności rozsiewane są plotki o białych farmerach, ostrzących sobie zęby na swoje dawne farmy, z których Mugabe przegnał ich kilka lat temu. Farmerzy są portretowani jako jedna z głównych sił stojących za opozycyjnym MDC. Poczesne miejsce wśród stronników opozycji zajmują także imperialiści z Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych.
Cuda nad urną z pewnością miały miejsce. O ile można przyznać, że projekcje MDC o ok. 60-procentowym poparciu dla Tsvangirai były przesadzone, to konieczność przeprowadzenia drugiej rundy (na co już w ubiegłym tygodniu wskazywało ZANU-PF) jest raczej „radosną twórczością” sił wspierających prezydenta.
Morgan Tsvangirai spotkał się dziś z Jacobem Zumą, szefem Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), partii rządzącej RPA od obalenia apartheidu. Zuma jest najpoważniejszym kandydatem na następcę kończącego swą drugą kadencję Thabo Mbekiego. Mbeki przymykał oczy na wyczyny Mugabe, a solidarność z krwawym reżimem tyrana przedkładał nad wartości, które doprowadziły do obalenia rasistowskich rządów w Południowej Afryce.
Zuma, krytyk Mbekiego, ma podobno inne spojrzenie na problem Zimbabwe od swojego partyjnego „kolegi”. Podobno, gdyż z jego ust płyną sprzeczne sygnały. Z jednej strony deklaruje konieczność kontynuowania polityki Mbekiego, czyli zaangażowania w dialog z Mugabe; z drugiej, stwierdza, że polityczni liderzy nie powinni pozostawać przy władzy przez dłużej niż dekadę.
Wszystko wskazuje więc na to, że Mugabe prze do drugiej tury. A w niej zapewne kolejne machlojki, fałszerstwa i nadużycia. I jeśli nie będzie powszechnej rebelii przeciwko nieudolnemu satrapie (czemu nie daję większych szans), coraz bardziej realna wydaje się perspektywa, w której Mugabe odda władzę dopiero w chwili swojej śmierci.
Piotr Wołejko