Chiński głód surowców jest ogromny i stale wzrasta. Nawet perspektywa recesji w Stanach Zjednoczonych oraz spowolnienie w Europie zdają się nie mieć wpływu na dynamiczny rozwój chińskiej gospodarki. W poszukiwaniu ropy, gazu, żelaza, miedzi i innych surowców Chińczycy objeżdżają cały świat. Oferują bardzo atrakcyjne warunki biznesowe oraz zero ingerencji w politykę wewnętrzną państw współpracujących z Pekinem. Na taką wędkę Chiny złowiły w ostatnich latach Afrykę.
W roku 2007 wartość handlu pomiędzy Afryką a Chinami wzrosła o prawie 40 procent, sięgając blisko 66 miliardów dolarów. W najbliższej przyszłości wzajemna wymiana handlowa ma osiągnąć o 10 miliardów dolarów więcej. Także w ubiegłym roku państwowe firmy z ChRL podpisały umowy z rządem Republiki Kongo, w myśl których Chińczycy zainwestują w budowę infrastruktury drogowej, kolejowej oraz wydobywczej 12 miliardów dolarów – w zamian za to dostaną prawa do wydobycia złóż żelaza o tej wartości. Jak stwierdza w swoim specjalnym raporcie o aktywności Chin w Afryce brytyjski The Economist, suma kontraktu trzykrotnie przewyższa roczny budżet Konga, zarazem jest wyższa dziesięciokrotnie od sumy pomocy obiecanej afrykańskiemu państwu przez „grupę konsultacyjną” zachodnich darczyńców, w każdym roku aż do 2010.
Handel zwykle jest motorem wzrostu oraz przyczynia się do dobrobytu. Jednak w przypadku relacji afrykańsko-chińskich pojawiają się obawy, czy aby na pewno chińskie zaangażowanie przynosi pozytywne efekty. Niektórzy określają zainteresowanie Chin Afryką mianem neokolonializmu albo kolonializmu XXI wieku. ChRL importuje bowiem z Afryki głównie surowce naturalne, a Afryka stanowi dla Pekinu doskonałe źródło zbytu towarów przemysłowych. Chińczycy nie interesują się natomiast sytuacją zwykłych Afrykanów.
Bardzo podobnie wyglądały stosunki Afryki z potęgami kolonialnymi w XIX czy XX wieku. Zresztą nie tylko afrykańskie stosunki z metropoliami – pamiętamy przecież o „bostońskim piciu herbaty” i przyczynach konfliktu, który doprowadził do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dziś bliźniaczo zdają się wyglądać chińskie stosunki z Afryką – rabunkowa (czyli im więcej, tym lepiej) eksploatacja surowcowa i zasypywanie Afryki tanimi produktami.
Drugi zarzut kierowany pod adresem Pekinu to ignorowanie miejscowych watażków oraz quasi-dyktatorów, lekceważenie dla praw człowieka oraz sytuacji zwykłych obywateli. Chiny programowo deklarują brak ingerowania w sprawy wewnętrzne innych państw i są w tym postanowieniu wyjątkowo nieugięte. Dopiero ogromna presja ze strony Zachodu sprawiła, że Pekin zgodził się na wysłanie mieszanej misji ONZ i Unii Afrykańskiej do Darfuru. Chiny są największym partnerem handlowym Chartumu, a także głównym odbiorcą sudańskiej ropy. Prorządowe milicje oraz bojówki, atakujące ludność Darfuru, wyposażona jest w broń chińskiej i rosyjskiej produkcji.
Dzisiaj miałem okazję spytać ambasadora Chin, J.E. Sun Rongmina o działanie Chin w Afryce. Zapytałem ambasadora wprost: czy relacje Chin z Afryką można uznać za neokolonializm? Sun Rongmin oczywiście zaprzeczył i serdecznie podziękował za zadanie tego pytania. W dość długim wywodzie, w którym skupił się także na Sudanie i Darfurze stwierdził, że Chiny nie ingerowały i nie zamierzają ingerować w sprawy wewnętrzne innych państw. Dla Pekinu ważne są relacje biznesowe. Co do Sudanu, to – zgodnie z prawdą – ambasador wskazał, iż niepokoje trawiły ten kraj już w latach 60. ubiegłego wieku.
Ocena działalności Chin w Afryce jest niejednoznaczna. Pekin zabezpiecza swoje surowcowe interesy, a dzięki polityce separacji biznesu od polityki, wypiera świat zachodni – który w ostatnich latach coraz ściślej łączy pomoc finansową oraz inwestycje z żądaniami reform, zwiększania transparentności, zwalczania korupcji oraz wprowadzania tzw. good governance. Afrykańscy liderzy, nie mając już noża na gardle, mogą bez żadnych konsekwencji ignorować pomoc oferowaną przez Zachód, przyjmując w zamian – na korzystniejszych warunkach ekonomicznych oraz bez żadnych warunków politycznych – chińskie pieniądze.
Z drugiej strony, nieingerowanie w sprawy wewnętrzne nie może być uznane za jednoznacznie negatywną politykę. Wręcz przeciwnie – ingerencje powinny mieć miejsce jak najrzadziej, tylko w wyjątkowych sytuacjach. Chiny pozwalają państwom afrykańskim na prowadzenie takiej polityki wewnętrznej, jaką te państwa chcą prowadzić. Zapewniają przy tym dopływ kapitału oraz angażują się w budowę infrastruktury. Nie jest tak, że to tylko Chiny odnoszą korzyści na handlu i współpracy z Afryką. Wystarczy popatrzeć na Chartum sprzed 10 lat i obecnie, aby stwierdzić, jak szybka i ogromna jest skala zmian.
Oczywiście, można narzekać na ubiznesowienie relacji. Jednak taki właśnie model przyjęły Chiny i nie można go krytykować tylko dlatego, że Zachód przyjął model odmienny, który przegrywa w konkurencji z Państwem Środka.
Serdecznie polecam raport The Economist – CHINA’S QUEST FOR RESOURCES.
Piotr Wołejko