Dzisiaj nad ranem czasu polskiego uważnie przysłuchiwałem się republikańskiej debacie, która odbywała się w Bibliotece Ronalda Reagana w Kalifornii – zorganizowanej przez CNN. Mimo że w wyścigu pozostało jeszcze czterech kandydatów, debata sprowadzała się głównie do bardziej lub mnie zawoalowanej wymiany ciosów między dwójką front-runnerów: Johnem McCainem i Mittem Romneyem. Dramatyczne, czasem zabawne próby zwrócenia uwagi na pozostałą dwójkę w wykonaniu zwłaszcza Mike Huckabee były nieudane. Starcie między faworytami zdominowało półtoragodzinną dyskusję.
Najlepsze wrażenie zrobił na mnie właśnie Huckabee, który był naturalny, wyluzowany i zabawny. Miał kilka bardzo celnych uwag, a na koniec zawstydził front-runnerów udzielając wymijającej odpowiedzi na pytanie, czy poparłby go Ronald Reagan (każdy z rywali miał minutę, aby się w tej sprawie wypowiedzieć). Romney podkreślał swoje przywiązanie do republikańskich zasad, kładąc nacisk zwłaszcza na aspekty ekonomiczne – cięcia wydatków, cięcia podatków, racjonalizacja budżetu. McCain natomiast skupił się na doświadczeniu oraz swoim udziale w reaganowskiej rewolucji konserwatywnej w latach 80.
Debata przebiegła raczej spokojnie. Tylko w jednym momencie poważnie zaiskrzyło, gdy McCain zarzucił Romneyowi oportunistyczną zmianę stanowiska w kwestii ustalenia terminu wycofania amerykańskich wojsk z Iraku. Romney kategorycznie zaprzeczył i zarzucił senatorowi z Arizony kłamstwo. Dość poważne zarzuty – tzw. flip-flopping (zmiana stanowiska) oraz kłamstwo (przy podkreślaniu jak mantrę przez McCaina sformułowania let’s give now some straight talk) sprawiły, że przez parę minut wrzało.
Ciekawy był także fragment, w którym Romney musiał uzasadnić, dlaczego byłby lepszym przywódcą w czasie wojny od doświadczonego w tym zakresie McCaina i na odwrót – McCain wyjaśniający, dlaczego byłby lepszy w zajmowaniu się gospodarką od posiadającego bogate doświadczenie biznesowe Romneya. Stwierdzenie 71-letniego senatora, że managerów można wynająć, a liderem trzeba być trafiło niezwykle celnie, choć Romney natychmiast ripostował, że jako gubernator Massachusetts osiągał wiele sukcesów jako lider. Wsparł go w tym – dość zaskakująco, gdyż jest przyjacielem McCaina – Mike Huckabee, który powiedział, że najlepiej przygotowani do bycia prezydentem są ex-gubernatorzy.
Kilka mądrych przemyśleń sprzedał publiczności oraz telewidzom także Ron Paul, jednak nie miał zbyt wielu okazji do zabrania głosu. Nie walczył jednak, w przeciwieństwie do Huckabeego, o więcej minut. W związku z tym debatę zdominowali Romney z McCainem. Kto wygrał? Jeśli mierzyć zwycięstwo liczbą i długością oklasków, to Paula wyprzedził Romney. Jeśli decydujące ma okazać się to, co który spośród kandydatów powiedział, to Romney wyprzedził McCaina. Raczej wygrał Romney – mi osobiście nie spodobał się bezpardonowy atak McCaina na Romneya, który w dodatku jest nie do końca uzasadniony.
Powtórzę jednak, że najlepsze wrażenie zrobił na mnie Mike Huckabee. Oczywiście nie ma on większych szans na odegranie większej roli w tych prawyborach, ale póki uczestniczy w wyścigu, skutecznie odbiera Romneyowi poparcie bardziej konserwatywnego elektoratu – działając na korzyść McCaina. Paul dodaje kolorytu kampanii, gdyż jego szanse są jeszcze mniejsze niż byłego gubernatora Arkansas.
Przed super wtorkiem wiele zdaje się wskazywać na ogromny sukces McCaina. I nie mówię tu o sondażach, które nie są w stanie wykazać do końca bieżących trendów. Tzw. momentum zdecydowanie po stronie McCaina – wsparł go Giuliani, wsparł go Schwarzenegger. Zdaje się, że lokomotywy McCaina nic nie jest w stanie już zatrzymać.
Piotr Wołejko