USA: Ostatnie takie orędzie

Wczoraj George W. Bush wygłosił swoje ostatnie orędzie o stanie unii. Ustępujący prezydent przemawiał z wiarą i nadzieją w to, że Ameryka będzie rosła w siłę. Kluczem do sukcesu jest zaufanie, które „pozwoliło kolejnym pokoleniom transformować kruchą demokrację w najpotężniejszy naród na świecie, światło nadziei dla milionów.”

Prezydent w trakcie orędzia podsumowywał politykę zagraniczną okresu swej prezydentury, a także wskazywał na najpilniejsze potrzeby legislacyjne. Najbardziej rzuca się w oczy częste powtarzanie słowa empower, które oznacza umożliwić. Bush apelował, aby umożliwić poszczególnym grupom zawodowym oraz narodowi amerykańskiemu jako całości działania, które doprowadzą do rozwoju na globalną skalę, m.in. poprzez podwojenie wydatków federalnych na nauki ścisłe.

Bardzo ważne miejsce w orędziu prezydenta zajęła gospodarka oraz wolny handel. Bush bronił wolnego rynku oraz umów o wolnym handlu z Kolumbią, Panamą i Koreą Południową – których przyjęcie blokuje demokratyczna większość w Kongresie. Zdaniem Busha, przyjęcie ww. umów wyrówna warunki rywalizacji amerykańskich przedsiębiorców i rolników z ich konkurentami; sprawi, że produkty „Made in the USA” zapewnią dobre miejsca pracy w Ameryce.

Jednocześnie, przyjęcie umowy o wolnym handlu z Kolumbią będzie czytelnym znakiem politycznym – wsparciem dla sojusznika Stanów Zjednoczonych w regionie. Bush przypomniał, że Kolumbia zwalcza producentów i eksporterów narkotyków. Prezydent zwrócił uwagę, iż nieprzyjęcie umowy z Bogotą rozzuchwali dostarczycieli fałszywego populizmu w naszej hemisferze. „Musimy więc (…) pokazać naszym sąsiadom w regionie, że demokracja prowadzi do lepszego życia”.

W swoim ostatnim orędziu prezydent odniósł się również do kwestii negocjacji w tzw. rundzie z Doha, która ma doprowadzić do globalnego obniżenia taryf celnych i zmniejszenia protekcjonizmu. Odpowiadając krytykom atakującym z ekologicznych pozycji Bush stwierdził, że rozwiązaniem problemu emisji gazów cieplarnianych powinno być międzynarodowe porozumienie (którego celem będzie spowolnienie, zatrzymanie i wreszcie odwrócenie wzrostu emisji) z udziałem wszystkich największych gospodarek, nie wyłączające nikogo. Oprócz działań na rzecz zawarcia takiego porozumienia administracja Busha zamierza promować działania sprzyjające zwiększeniu bezpieczeństwa energetycznego – głównie poprzez rozwój energooszczędnych i alternatywnych technologii oraz rozwój elektrowni atomowych.

Z bieżących spraw prezydent wezwał Kongres do niezwłocznego przedłużenia obowiązywania prawa zezwalającego na podsłuchiwanie podejrzanych o terroryzm – prawa, którego ważność wygasa z początkiem lutego. Bush zaapelował także o ponadpartyjne porozumienie w celu rozwiązania dwóch palących problemów – imigracji oraz opieki zdrowotnej (o których pisałem 7 stycznia, że mogą być rozwiązanie jedynie wspólnie, gdyż są nierozłączne).

Zwróciłem także uwagę na otwartą groźbę prezydenta Busha skierowaną do Kongresu, a odnoszącą się do tzw. pork barrel spending, czyli dołączanych do projektów ustaw pomniejszych poprawek wiążących się z wydatkami na przeróżne cele. „Wieprzowina” to zmora Kongresu – liczba poprawek zgłaszanych przez członków Izby oraz Senatu sięga kilka tysięcy rocznie. Jest to bardzo popularne narzędzie wykorzystywane przez kongresmanów w celu przypodobania się swoim wyborcom. Niektóre projekty finansowane za pomocą „wieprzowiny” są naprawdę idiotyczne, a większość z nich zbędna. Dobrze podsumował to senator John McCain podczas republikańskiej debaty prezydenckiej w Boca Raton na Florydzie 24 stycznia mówiąc, iż buduje się drogi oraz mosty donikąd. Bush zagroził, że będzie wetował projekty zawierające pork, gdyż Kongres zlekceważył jego prośbę, aby ograniczyć wydawane w ten sposób pieniądze o połowę.

Jak widać, na koniec kadencji George W. Bush ma zamiar pokazać się jako miły republikańskiemu oku strażnik zdrowych finansów. Szkoda, że tak późno.

Piotr Wołejko

Share Button