Ogromny kraj, ogromne problemy. Chiny to nie tylko pędząca gospodarka, tanie podkoszulki oraz ogromne rezerwy walutowe, ale także poważne problemy ekologiczne oraz społeczne. Wśród tych ostatnich należy wyróżnić kwestię znalezienia pracy dla około 20 milionów byłych wojskowych – spośród których nie wszystkim udało się zaadaptować do cywilnego życia. Tymczasem, po powrocie do swoich wiosek czy na prowincję, ex-żołnierze mogą stanowić źródło poważnego problemu – niepokojów społecznych, czyli po prostu narastających z roku na rok protestów.
Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ALW) składa się obecnie z 2,3 miliona żołnierzy, 800 tysięcy rezerwistów oraz prawie 4 milionów członków grup i organizacji paralimitarnych, pozostających oczywiście pod kontrolą partii. Jest to warte zauważenia – w Chinach armia nie jest państwowa, ale partyjna. Przez dekadę do 2004 roku z armii odeszło, w obliczu reorganizacji i redukcji, 7 milionów żołnierzy, a 600 tysięcy oficerów znalazło pracę w sektorze cywilnym. Agencja Xinhua poinformowała we wrześniu br., że w ciągu ostatnich trzech lat 256 tysięcy oficerów odeszło do sektora cywilnego na stanowiska wskazane przez państwo. Zaledwie 49 tysięcy zdecydowało się samodzielnie poszukiwać źródła utrzymania.
Mimo dynamicznego rozwoju gospodarczego i milionów powstających miejsc pracy, mężczyznom po odbyciu służby wojskowej ciężko powrócić do normalnego, cywilnego życia. Najgorzej mają ci, którzy wracają do tzw. interioru, gdzie o pracę jest trudno, a o godne zarobki jeszcze trudniej. Tymczasem ex-żołnierze, którzy w trakcie szkolenia wojskowego podlegali komunistycznej indoktrynacji, powracając na prowincję spotykają się z przykładami oczywistych niesprawiedliwości oraz „wypaczeń” – powszechna korupcja, rugowanie chłopów z ziemi, praktyczny brak dostępu do służby zdrowia, tragicznie niskie dochody etc. Zamiast wkładanych do głowy ideałów widzą brutalną rzeczywistość, z którą wielu z nich się nie zgadza.
I tutaj dotykamy sedna problemu. Władze centralne są coraz bardziej zaniepokojone rosnącą liczbą bezrobotnych ex-żołnierzy, gdyż często to oni są „osią”, wokół której tworzy się grupa niezadowolnych chłopów. Posiadając zdolności organizacyjne, przywódcze oraz ogólne doświadczenie nabyte w armii, byli sołdaci inspirują (i przewodzą) coraz większej liczbie protestów, które nierzadko przeradzają się w zamieszki i starcia z policją. Yu Jianrong z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych napisał, w wydawanym w USA periodyku China Security, że w prowincji Hunan weterani stworzyli liczącą 100 tysięcy osób „brygadę antykorupcyjną (składającą się z bezrobotnych, chłopów i intelektualistów) „. Jakkolwiek liczebności tej grupy nie da się potwierdzić, za pewnik można przyjać, że istnieje i nie stanowi odosobnionego przypadku.
W obliczu rosnącej liczby protestów (o ile dobrze pamiętam, w zeszłym roku przekroczyła ona 80 tysięcy) władze w Pekinie są coraz bardziej zaniepokojone losem ex-żołnierzy. Z centrali na prowincje poszedł więc prikaz, aby priorytetowo traktować kwestię zatrudnienia byłych żołnierzy oraz oficerów – jest to jednak trudne, gdyż państwowe firmy (które niegdyś były miejscem miękkiego lądowania dla byłych żołnierzy) w większości zostały już zlikwidowane (upadły) bądź sprywatyzowane. Tymczasem lokalna administracja boryka się z problemem braku funduszy, których nie starcza nawet na zaspokojenie podstawowych potrzeb ludności.
Czy byli żołnierze staną na czele protestów niezadowolonych prowincjuszy i rzucą wyzwanie komunistycznym aparatczykom, wzbogacającym się kosztem milionów chłopów oraz niskoopłacanych pracowników? Armia w 1989 roku uratowała partię, miażdżąc demokratyczne protesty na placu Tiananmen. Chichotem historii byłoby podważnie władzy KPCh przez byłych żołnierzy. Taki scenariusz jest praktycznie nieprawdopodobny. Jednak problem znalezienia pracy dla ex-żołnierzy istnieje, narasta i wymaga w miarę szybkiego rozwiązania.
Piotr Wołejko