StatoilHydro, norweski koncern energetyczny powstały z fuzji Statoilu z NorskHydro, podpisał dzisiaj umowę z rosyjskim Gazpromem, na mocy której przejmuje 24% udziałów w polu gazowym Sztokman (dokładniej 24% udziałów w spółce będącej operatorem pola). Tym samym Norwegowie dołączyli do francuskiego Totala, który w lipcu br. zapewnił sobie 1/4 udziałów w projekcie. Pozostała część należy do Gazpromu, państwowego giganta i monopolisty na rynku gazowym.
Druga firma zachodnia została dopuszczona do projektu sztokmańskiego. W 2006 roku Gazprom ogłosił, że będzie samodzielnie eksploatował złoża Sztokman. W międzyczasie, w związku z pogarszającymi się relacjami na linii Moskwa-Waszyngton, Rosja zdecydowała, że gaz ze złóż sztokmańskich nie będzie transportowany do Stanów Zjednoczonych, a do Europy. Rosjanie nie byli jednak w stanie samodzielnie eksploatować tych złóż, gdyż brakuje im niezbędnego know-how oraz kapitału. Stąd niezbędne stało się dopuszczenie do projektu firm zachodnich – z którymi wcześniej umowy zerwano.
Zachodnie koncerny, głodne surowców i niepomne wcześniej polityki Kremla – więcej w napisanym przeze mnie 13 lipca artykule pt. Syndrom sztokmański – walą do Rosji drzwiami i oknami, choć nie mogą być pewne dnia, ani godziny, kiedy Moskwa zdecyduje się odebrać im ich udziały – bezpośrednio, lub zmusić je do tego – jak to miało miejsce w przypadku BP. Zysk jest wprost proporcjonalny do ryzyka, inwestycje w ropę i gaz w Rosji to biznes niezwykle niebezpieczny. Total, Statoil i NorskHydro zostały już raz pozbawione możliwości udziału w wydobyciu złóż sztokmańskich. Mimo to, wracają i dogadują się z Gazpromem – czyli de facto Kremlem.
Syndrom sztokmański nadal trwa. Mimo pamięci o BP, Totalu, Statoilu, NorskHydro, ConocoPhilips, Chevronie, ExxonieMobilu, Mitsui, Mitsubishi i ich inwestycjach w Rosji. Te same firmy powracają, wierząc, że tym razem będzie inaczej.