Prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad wezwał dzisiaj przywódców państw europejskich do niezależnego działania, które „będzie w ich własnym interesie”. Irański przywódca dodał, iż „przyjmie z zadowoleniem niezależne poglądy określonych rządów [europejskich]”. Oczywistym jest, że po wizycie prezydenta Putina w Teheranie, Iran chce rozegrać państwa Unii Europejskiej przeciwko Ameryce, a także przeciwko nim samym.
Rosyjski prezydent zapewne poinformował Ahmadineżada o podziałach w łonie wspólnoty, a także o euroatlantyckich niespójnościach. Putin grał także swoim niedawnym spotkaniem z C. Rice i R. Gatesem, łgając w żywe oczy w kwestiach tarczy antyrakietowej. Jest bowiem mało prawdopodobne, aby Amerykanie wykorzystywali Rosjan jako pośredników w rozmowach z Iranem. Władimir Putin z pewnością chciałby być rozgrywającym w tym konflikcie, ale za bardzo zraził do siebie Amerykanów. W tej chwili odgrywa teatrzyk pt. ale jestem ważny.
Wezwanie Ahmadineżada to próba zabicia ćwieka Wielkiej Brytanii, Francji i Niemcom. Europejska trójka, na spółkę z USA, Rosją i Chinami próbuje rozwiązać problem irańskiego programu nuklearnego od kilkudziesięciu miesięcy. Szóstce nie udało się wiele ugrać, a dwie uchwalone rezolucje RB ONZ nie zrobiły na Teheranie żadnego wrażenia. Nastąpiła jednak poważna zmiana w postawie państw europejskich – wraz z przejęciem władzy przez nowych liderów. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy odwrócili politykę swoich państw o 180 stopni i wraz z Wielką Brytanią tworzą zgraną grupę proamerykańską. Francja niedawno ogłosiła nawet, że nie można wykluczyć użycia siły wobec Iranu, jeśli ten będzie bliski wejścia w posiadanie broni atomowej.
Oczywiście strach nie zajrzał Irańczykom do oczu, gdyż mając protektorów w postaci Rosji i Chin stoją na dość mocnej pozycji. Jednak zwarty front Zachodu posiada dużo większą siłę perswazji i nacisku. Amerykanie nie są teraz sami i nie można ich lekceważyć. Stąd próba rozbicia transatlantyckiego porozumienia. Ahmadineżad odwoła się do interesów energetycznych państw europejskich. Będzie w tym jednak absolutnie niewiarygodny, gdyż Europa chcąc częściowo uniezależnić się od Rosji nie może polegać na Iranie, z którym Moskwa tworzy niemalże energetyczny sojusz wymierzony w Zachód. Pamiętamy przecież propozycje stworzenia gazowego OPEC.
Można słowa Ahmadineżada zbagatelizować, gdyż nic nie wskazuje na to, aby Zachód miał się na nowo podzielić. Wbrew pozorom, po wizycie Putina Iran wcale się nie wzmocnił, a słowa głowy państwa można potraktować nawet jako wyraz słabości. Powtórzył zasuflowane mu przez Putina słowa, z których nic nie wyniknie. Europa, kiedy potrzeba, działa niezależnie – ale w kwestii Iranu powinna stać murem za Ameryką.
Piotr Wołejko