Pervez Musharraf najpewniej pozostanie prezydentem Pakistanu przez kolejną kadencję. Parlament oraz zgromadzenia prowincjonalne poparły jego kandydaturę, mimo bojkotu przedstawicieli części opozycji. O sukcesie generała zdecydował układ z byłą premier Benazir Bhutto i jej Pakistańską Partią Ludową (PPP). Musharraf musi co prawda poczekać na orzeczenie Sądu Najwyższego dotyczące ważności wyborów (sąd zbierze się 17 października), ale zdaje się to być formalnością po wcześniejszej decyzji SN, odrzucającej protesty ws. kandydatury Musharrafa, którego konstytucja obligowała do „zrzucenia munduru”. Sąd nie przychylił się do argumentów opozycji, stąd dzisiejsze głosowanie mogło się w ogóle odbyć.
Generał dogadał się z ex-premier Bhutto i – jeśli dotrzyma słowa – odejdzie z armii przed złożeniem przysięgi prezydenckiej. Nominował już nawet swojego potencjalnego następcę na stanowisku szefa sztabu generalnego, swego lojalnego współpracownika. Benazir Bhutto, która od kilku lat przebywała na przymusowej emigracji wygrała natomiast swój powrót do polityki. W zbliżających się wielkimi krokami wyborach parlamentarnych jej partia ma duże szanse na zwycięstwo, a sama Bhutto na powrót na stanowisko szefa rządu. Układ pomiędzy Musharrafem a Bhutto mocno wspierają także Amerykanie, dla których generał jest gwarantem utrzymania bliskich relacji Islamabadu z Waszyngtonem. Powrót Bhutto natomiast oznacza szansę na stopniowy powrót do demokracji w kraju, w którym rządy cywilne są systematycznie obalane przez wojsko. Sam Musharraf przejął władzę w 1999 roku, obalając premiera Nawaza Shariffa, drugiego wielkiego nieobecnego lidera, który wraca do kraju walczyć w wyborach parlamentarnych.
Jeśli Sąd Najwyższy nie zakwestionuje sposobu oraz wyniku przeprowadzonych wyborów, Pervez Musharraf zostanie – już w pełni cywilnym – prezydentem Pakistanu. Jak pisałem w połowie września, może to oznaczać ograniczenie jego roli oraz zmniejszenie uprawnień. Teraz będzie zmuszony podzielić się władzą z Bhutto, która w następnych wyborach prezydenckich może być poważnym kandydatem. Musharraf może jednak w nich nie wziąć udziału, gdyż jego wiek będzie wtedy oscylował wokół 70 lat. Innym, poważniejszym problemem, jest decyzja Sądu Najwyższego. Gdyby sędziowie orzekli o nieważności dzisiejszych wyborów, sytuacja w kraju stałaby się bardzo poważna. Musharraf musiałby zapewne wprowadzić stan wyjątkowy, a na ulice wyszłyby setki tysięcy demonstrantów. Skompromitowałaby się także Benazir Bhutto, której układy z prezydentem nie podobają się wielu jej wyborcom. Kluczowy sojusznik Stanów Zjednoczonych w walce z talibami i Al-Kaidą pogrążyłby się w chaosie.
Na chwilę obecną, Musharraf triumfuje. Nawet jednak po korzystnym dla niego orzeczeniu SN, jego rola w pakistańskiej polityce będzie coraz mniejsza. Era generała niechybnie zbliża się ku końcowi. Nie wiadomo tylko, jak Pakistan poradzi sobie z tym, co Musharraf pozostawi w spadku po swoich rządach…
Piotr Wołejko