Wymiana uprzejmości między Amerykanami, a Irańczykami trwa w najlepsze. Departament Stanu wraz z władzami Nowego Jorku odmówiły prezydentowi Iranu Mahmudowi Ahmadineżadowi prawa do wizyty w Ground Zero. Irański przywódca określił natomiast Stany Zjednoczone mianem wielkiego więzienia, w którym media trzymają obywateli z dala od prawdy.
Jeśli Mahmud Ahmadineżad stwierdziłby, że Ameryka jest największym – dosłownie – więzieniem świata, nie mijałby się z prawdą. USA znajdują się bowiem w czołówce państw posiadających największą liczbę więźniów – zarówno ogólnie, jak i w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Niestety, konserwatywny lider nie miał zamiaru odnieść się do faktów, a posunął się do insynuacji. Media w Stanach, cokolwiek by o nich nie powiedzieć, są pluralistyczne, a ich mnogość sprawia, że praktycznie każdy może dotrzeć do szerokiego spektrum prezentowanych opinii.
Zabawnie wyglądają oskarżenia o brak wolności mediów, jeśli padają z ust człowieka, który stoi za likwidacją dziesiątek niepokornych (i.e. nie poddających się linii politycznej prezydenta) gazet. Media w Iranie w większości podlegają nieformalnej cenzurze, a te zbyt reformatorskie mogą w każdej chwili zostać zamknięte. Warto wspomnieć, że agencja prasowa IRNA pełni funkcję podobną do północnokoreańskiej KCNA, choć – należy to oddać – w mniej groteskowej formie. Pozostawmy jednak kwestie wzajemnej wymiany uprzejmości przez amerykańskich gospodarzy i irańskich gości – gdyż została ona sprowokowana przez 62 sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ, odbywającą się właśnie w Nowym Jorku.
International Herald Tribune pytało wczoraj, czy Ahmadineżad powinien móc odwiedzić Ground Zero – miejsce, które pozostało po zniszczonych przez dwa samoloty wieżach World Trade Center. Amerykanie zdecydowali, że irański prezydent jest w tym miejscu persona non gratae i odmówili mu wstępu. Czy mieli do tego prawo? Mieli. A czy była to słuszna decyzja? Sprawa jest niejednoznaczna.
W IHT możemy przeczytać, że irański prezydent raczej powinien być do Ground Zero dopuszczony. Mimo, że otwarcie grozi Stanom Zjednoczonym i Izraelowi; mimo, że Iran wspiera terrorystów; mimo, że został przez prezydenta Busha umieszczony na Osi Zła itd. Gazeta przypomina, że poprzedni prezydent Iranu Mohammad Chatami w telewizji CNN złożył kondolencje amerykańskiemu narodowi. IHT oskarża również Busha o zawłaszczenie Ground Zero i przekształcenie tego miejsca w ultrancjonalistyczny pomnik tragicznej śmierci Amerykanów (pomijając zmarłych innej narodowości).
Moim zdaniem, prawem gospodarzy jest wpuszczać gości tam, gdzie uznają to za stosowne. Prezydent Ahmadineżad w Ground Zero wyglądałby komicznie. Nie jest co prawda przedstawicielem terrorystów, którzy są za zamach odpowiedzialni, ale prezentuje linię, która jest dla amerykańskiego rządu oraz obywateli USA nie do przyjęcia. Nie do przyjęcia jest bowiem udzielanie finansowego i zbrojnego wsparcia Hezbollahowi, Hamasowi i pomniejszym ugrupowaniom, które nie wyrzekły się przemocy i uciekają się do aktów terroru. Jako reprezentant tych grup Ahmadineżad nie ma prawa brukać swoją osobą tak szczególnego miejsca, jakim jest Ground Zero.
Co więcej, jestem prawie pewny tego, iż Ahmadineżad dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź Amerykanów i celowo zwrócił się do nich z pytaniem o możliwość odwiedzenia Ground Zero. Szum podniesiony przez przeróżne media, z których wiele poparło plan jego wizyty, jest dla niego koniecznie potrzebny. Przez „wolne irańskie media” płynie do kraju obraz biednego prezydenta, któremu uniemożliwiono oddanie hołdu poległym w straszliwym zamachu. Zamachu, po którym ludzie Hezbollahu, Hamasu i wielu twardogłowych Irańczyków świętowało na ulicach.
Panie Ahmadineżad, nie z nami te numery – powiedzieli Amerykanie. Jak najbardziej słusznie.
Piotr Wołejko