Nie cichnie burza po wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Francji Bernarda Kouchnera, który kilka dni temu powiedział, że Republika Francuska w ostateczności nie cofnie się przed poparciem siłowego rozwiązania (e.g. wojny) w razie nieustępliwej postawy Teheranu w kwestii programu atomowego. Irańska agencja prasowa IRNA porównuje dzisiaj politykę Sarkozy’ego do polityki prowadzonej przez Francję w latach 80., podczas wojny iracko-irańskiej.
Agencja nie szczędzi gorzkich słów pod adresem prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego oraz francuskiej polityki sprzed ponad dwóch dekad. Oczywiście przyznaje, że to we Francji znalazł schronienie ajatollah Chomeini, ale nie zmienia to w żadnym stopniu negatywnego obrazu Francji zakodowanego w pamięci Islamskiej Republiki. IRNA przypomina, że Francja była jednym z głównych dostawców broni do Iraku – zapewniła Saddamowi Husajnowi broń wartą prawie 6 miliardów dolarów, a także przekazała 7 miliardów dolarów pożyczek i kredytów. Warto pamiętać, że reaktor atomowy (później zniszczony przez nalot izraelski) Irakowi przekazali także Francuzi. Trzy firmy francuskie podpisały również wart 6,5 miliarda dolarów konktrakt dotyczący projektu portowego.
Francja stała się także drugim domem przywódców oraz niektórych bojowników organizacji Mujahideen-e Khalq, która jest największą najbardziej antyirańską (sprzeciwiającą się obecnemu ustrojowi kraju; ugrupowanie ma proweniencję marksistowską) bojówką. Wg portalu Globalsecurity.org, Mujahedeen-e-Khalq (MEK) jest odpowiedzialna m.in. za ostrzał moździerzowy pałacu prezydenta Chatamiego w 2000 roku oraz zabójstwo zastępcy szefa sztabu generalnego irańskiej armii, gen. Ali Sayyad Shiraziego. Dopiero w 2003 roku francuskie władze postanowiły rozprawić się z MEK i aresztowały ok. 160 osób, w tym lidera organizacji. Nie został on jednak aresztowany na długo, gdyż niedługo potem był (podobno) widziany w Iraku. Obecnie nie wiadomo, gdzie przebywa i czy w ogóle żyje. MEK straciło większość wpływów, jednak niegdyś jej szeregi liczyły kilka tysięcy osób.
Jak pisze IRNA, nowe podejście Francji w polityce wobec Iranu przypomina wrogość Paryża do Teheranu podczas wojny iracko-irańskiej, trwającej w latach 1980-1988. Agencja nie pisze jednak o tym, iż za czasów Jacquesa Chiraca Francja gorąco protestowała przeciwko unilateralnemu podejściu Stanów Zjednoczonych do rozwiązania problemu irańskiego programu atomowego. O okresie ostatniej dekady w depeszy agencyjnej nie napisano ani słowa. Natomiast zakończono ją ostrzeżeniem: „Sarkozy ma szansę zrewidować swoją politykę wobec Iranu. Jest to okazja, która może nie powtórzyć się w przyszłości.” Jednocześnie, z wielką pompą zaprezentowano dzisiaj w Teheranie rakietę Ghadr (z farsi – potęga) o zasięgu 1800 km (unowocześnioną wersję pocisku Shahab-3). Prezydent Mahmud Ahmadineżad zapewnił, że Iran nie ugnie się pod presją Zachodu.
Wszystko jak za starych, sowieckich czasów. Słowa Kouchnera nieco przeinaczone i odebrane z dużą dozą złej woli zostały wykorzystane propagandowo w polityce wewnętrznej (wraz z pokazem siły w postaci prezentacji rakiety w stolicy) oraz zagranicznej (Kouchner musiał gęsto tłumaczyć się ze swoich słów w Moskwie, która przymyka oko na niektóre irańskie wybryki). Dobrze, że chociaż Francja zrozumiała, iż nie można stać z boku i liczyć tylko na soft power. Europejczycy, którzy przejęli od Amerykanów problem irańskiego programu atomowego, przez kilkadziesiąt miesięcy nie przybliżyli się ani o krok do rozwiązania satysfakcjonującego obie strony. Może czas spojrzeć na sprawę bardziej z perspektywy Waszyngtonu, który słusznie uważa, że broń jądrowa w rękach twardogłowych ajatollahów to nie najlepszy pomysł. Nie trzeba od razu Iranu atakować, ale twardsza postawa jest niezbędna. Sarkozy zdaje sobie z tego sprawę.
Piotr Wołejko