Brytyjski sekretarz ds. zagranicznych David Miliband ogłosił wczoraj, że Wielka Brytania wydali czterech rosyjskich dyplomatów, w odpowiedzi na brak odpowiedniej współpracy ze strony Rosji ws. ekstradycji Andrieja Ługowoja, podejrzanego o zabójstwo Aleksandra Litwinienki. Podczas przemówienia w Izbie Gmin Miliband stwierdził, że Londyn pragnie utrzymać dobre stosunki z Moskwą, jednak Wielka Brytania musi wysłać „czytelny i proporcjonalny sygnał” wskazujący na powagę sprawy. Czterech dyplomatów, którzy zostali uznani przez brytyjski rząd za persona non gratae, to oficerowie służb specjalnych, sukcesorek sowieckiego KGB. Zdaniem Davida Milibanda „taka odpowiedź jasno wskazuje, w kogo jest wymierzona„. Przebywający wczoraj w Berlinie premier Gordon Brown pytany o sprawę odpowiedział, że „jeśli morderstwo jest popełnione na brytyjskiej ziemi, jakieś działania muszą zostać podjęte.”
Stanowisko Rosji łatwo można było przewidzieć. Oskarżyli Brytyjczyków o rusofobię oraz zapowiedzieli, ustami rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych, „adekwatną odpowiedź„. Jak powiedział Guardianowi Siergiej Markow, kremlowski politolog, nastroje na Kremlu po decyzji Londynu były bardzo niedobre. Oskarżył on także Brytyjczyków o „arbitralne zachowanie” oraz „imperialne maniery„. Rosjanie wskazują też, że rosyjska konstytucja w sposób wyraźny zakazuje ekstradycji rosyjskich obywateli poza granice kraju oraz atakują Londyn o hipokryzję, gdyż rząd brytyjski od lat odmawia ekstradycji Borysa Bieriezowskiego oraz Ahmeda Zakajewa, „na których zgromadziliśmy niepodważalne dowody pozwalające oskarżyć ich o terroryzm” – jak powiedział rzecznik MSZ Michaił Kamynin.
W komentarzu do decyzji swojego rządu The Guardian podkreśla, że Brytyjczycy zostali zmuszeni do jej podjęcia. Oczywiście nikt nie spodziewał się, że posiadająca gigantyczne wpływy w dzisiejszej Rosji Federalna Służba Bezpieczeństwa pozwoli na ekstradycję swojego byłego agenta. Jak wskazuje dziennik, Rosjanie muszą jednak dostosować się do panujących w Europie zwyczajów oraz praw, jeśli chcą robić z nią biznesowe interesy. Co więcej, Guardian stwierdza, że „byłoby rozsądne rozważenie zmian w rosyjskiej konstytucji, które pozwoliłyby na przeprowadzanie ekstradycji„. Na końcu redakcyjnego komentarza znajdziemy symptomatyczne podsumowanie – „Wydalenie dyplomatów to żadne rozwiązanie. Może to pogorszyć wzajemne relacje. Nie przybliżą one także ekstradycji Ługowoja. Ale są silnym sygnałem determinacji. Inne państwa w Europie powinny zwrócić na to uwagę. Konfrontacja nie jest w niczyim interesie. Ale to samo tyczy się morderstw mających miejsce na ulicach Londynu.„
Czego można spodziewać się po Rosjanach? Regułą jest wydalenie takiej samej liczby brytyjskich dyplomatów. Nic to jednak nie zmieni, a Brytyjczycy musieli brać takie rozwiązanie pod uwagę. Sami zresztą mogą niewiele więcej. Co prawda, jak donosi Guardian, w Wielkiej Brytanii przebywa ok. 30 rosyjskich oficerów wywiadu (swoją drogą, najwięcej od końca zimnej wojny), jednak wydalenie ich wszystkich niewiele da. Rosja z pewnością nie wyda Andrieja Ługowoja, a Brytyjczycy nie zgodzą się na proponowany przez Rosję proces w Moskwie, o ile dowody okażą się wystarczające. Pat będzie trwał, a relacje między zainteresowanymi państwami coraz szybciej będą się „ochładzać”. Wiele wskazuje na to, że mogą sięgnąć poziomu relacji amerykańsko-rosyjskich, czyli powrócić do „zimnowojennego” stanu. Reakcja rządu Gordona Browna to ani rusofobia, ani adekwatna odpowiedź. To raczej mocny gest wskazujący na powagę sytuacji. Trafi on jednak wyłącznie do zachodniej opinii publicznej, która odbiera Rosję coraz gorzej.
Piotr Wołejko