Demokracja w Azji Południowo-Wschodniej

Azja Południowo-Wschodnia, niegdyś miejsce „trzeciej fali demokratyzacji”, dzisiaj nie wygląda już tak „różowo”. Demokratyzacja, owszem, nastąpiła, ale ostatnie lata to nie tylko brak dalszego progresu, ale widoczny regres. Ostatnim państwem, które skorzystało na fali demokratyzacji, jest malutki Timor Wschodni, który uzyskał niepodległość po wielu latach walki z wojskami indonezyjskimi.

W innych państwach postępy demokracji zostały zatrzymane i albo następuje powrót do autorytaryzmu, albo demokracja przybiera nieco fasadową formę. Oczywiście nie ma także mowy o transformacji autorytarnych reżimów, takich jak ten w Myanmarze. Demokracja jako taka w najlepszej „formie” znajduje się w Indonezji – największym muzułmańskim państwie świata. Po obaleniu reżimu Suharto kraj dynamicznie rozwija instytucje demokratyczne, a ostatnio – choć w dużej mierze z powodu katastrofalnego tsunami, które miało miejsce ponad dwa lata temu – Dżakarta porozumiała się z separatystami z prowincji Aceh, dzięki czemu odbyły się tam w pełni demokratyczne wybory, a przemoc została znacznie ograniczona. Teoretycznie wolne wybory odbywają się również na Filipinach, ale cywilne instytucje są w tym kraju za słabe, aby powstrzymać samowolę wojskowych i policyjnych dygnitarzy, którzy sami wyjęli się spod prawa i postawili ponad nim.

O prawdziwej demokracji nie możemy mówić również w przypadku Malezji czy Singapuru, gdzie od wielu lat rządzą te same partie lub koalicje. I choć państwa te rozwijają się bardzo szybko, a Singapur jest jednym z najbogatszych państw świata (pod względem PKB na osobę), demokracja pełni tam czysto fasadową rolę. Papua Nowa Gwinea jest natomiast państwem na krawędzi upadku, przeżartym korupcją, skrajnie ubogim i opanowanym przez zbrojne gangi. Porządku w stolicy państwa pilnują Australijczycy, którzy pełnią rolę lokalnego żandarma, coś w stylu Ameryki – tylko na mniejszą skalę.

mapa poglądowa

Laos, Kambodża, Myanmar i Wietnam są od demokracji o całe lata świetlne. W tym ostatnim nadal panuje monopol partii komunistycznej, a w Myanmarze rządzi brutalna junta wojskowa. Kambodża natomiast bardzo powoli zmierza ku demokracji, ale brak rozliczeń z przeszłością spod znaku Czerwonych Khmerów oraz korupcja nie pozwalają na szybki progres. Nie może być równiez mowy o demokracji w Brunei, ale zasobny w ropę sułtanat to kraj z innej bajki, do tego o mikroskopijnej wielkości. Do niedawna całkiem stabilną demokracją wydawała się być Tajlandia, ale nie dalej jak na jesieni ubiegłego roku, po konsultacjach z królem, armia obaliła premiera Thaksina Shinawatrę, oskarżając go o korupcję, przywłaszczenie majątku oraz fałszerstwa wyborcze. Coraz bardziej niepopularny rząd wspierany przez generałów pracuje nad nową konstytucją i – wedle zapowiedzi – przygotowuje wybory parlamentarne na jesień bieżącego roku.

I tylko Indie (z wyłączeniem Indonezji) stanowią przykład prawdziwej demokracji – w dodatku największej na świecie. Pozostali są bliżej lub dalej „najgorszej formy rządu” – jak określił demokrację Churchill, dodając jednak, że „nikt lepszego nie wymyślił„. Azja Południowo-Wschodnia czeka na „czwartą falę demokratyzacji”.

Więcej: The Economist

Piotr Wołejko

Mapa: economist.com 

Share Button