Światowa prasa wręcz ugina się pod ilością materiałów poświęconych Iranowi – zarówno tych dotyczących zaangażowania Teheranu w Iraku, jak i irańskiego programu nuklearnego. Od kilku tygodni media jako bardzo realną przedstawiają możliwość amerykańskiego uderzenia na Iran. Nie da się ukryć, że amerykańscy sztabowcy z pewnością mają przygotowane plany ataku – jednak, jak podkreślają eksperci – taka już rola sztabowców, aby opracowywać przeróżne plany. Większość z nich nigdy nie jest realizowana. Opcja militarna nie jest wykluczana przez bardzo wpływowego (zdaniem niektórych, najbardziej wpływowego w historii) wiceprezydenta Dicka Cheneya.
Niedawna wizyta Cheneya w Pakistanie i Afganistanie (którą zwieńczył zamach samobójczy w bazie Bagram, gdzie prezydent przebywał) była podobno elementem strategii Stanów Zjednoczonych, które dążą do wewnętrznego rozbicia Iranu. Wg Asia Times istnieje „kwartet”, którego misją jest wzniecenie „pożaru” w państwie ajatollahów i sprezentowanie im podobnych walk wewnętrznych do tych, które toczą się w Iraku. W skład kwartetu mają wchodzić wiceprezydent Cheney, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Elliott Abrams, były ambasador w Iraku i Afganistanie Zalmay Khalilzad oraz saudyjski doradca ds. bezpieczeństwa – i ambasador w USA przez 22 lata – książę Bandar bin Sultan. O grze na rozbicie Iranu pisze także dzisiaj Wojciech Jagielski w „Gazecie Wyborczej„.
Amerykanie mają wspierać separatystyczne ruchy Azerów, sunnickich Arabów oraz Beludżów, którzy w sumie stanowią ok. 40% ludności Iranu. Dominujący na scenie politycznej Persowie to tylko połowa mieszkańców kraju. Wyraźnie widać więc, że makiaweliczny plan gry na rozpad Iranu mógł powstać w głowach amerykańskich polityków, politologów i wojskowych. Plany te zdają się znajdować potwierdzenie w niedawnych wydarzeniach, m.in. śmierci kilkunastu członków Korpusu Gwardii Rewolucyjnej na granicy z Turcją oraz porwania i morderstwa kilku policjantów w Beludżystanie, na granicy z Pakistanem. Niektóre gazety donoszą, że amerykański wywiad udziela wsparcia wszelkiej maści rebeliantom irańskim, którzy zdecydują się aktywnie zwalczać władzę ajatollahów – i jest to wsparcie nie tylko informacjami, ale i pieniędzmi.
Dezintegracja kraju zachodzi nie tylko w płaszczyźnie militarnej, ale i propagandowej. Pojawiły się informacje o tym, że najważniejsza osoba w Islamskiej Republice – przywódca duchowy ajatollah Ali Chamenei – ma przed sobą tylko kilka miesięcy życia z powodu raka prostaty. Jego miejsca nie zajmie jednak nowy lider, tylko triumwirat złożony z byłych prezydentów: reformatora Mohamada Chatamiego i pragmatycznego Alego Hashemi Rafsandżaniego, oraz marszałka madżlesu (irańskiego parlamentu) – umiarkowanego Mehdiego Karroubiego [pisze o tym Asia Times]. O ile takie spekulacje ocierają się trochę o kategorię „political fiction”, to wieści o słabnącym poparciu dla prezydenta Mahmuda Ahmadineżada są jak najbardziej prawdziwe. Traci on poparcie nie tylko wśród wyborców, ale przede wszystkim rządzących elit. Zauważyły one, że działania prezydenta przynoszą szkodę ich osobistym interesom, m.in. finansowym.
Wzmocnienie pozycji Ahmadineżada może nastąpić tylko i wyłącznie w sytuacji ataku USA na Iran. Wtedy może on zjednoczyć wokół siebie cały naród. Dlatego, jego retoryka jest tak ostra i prowokująca. On naprawdę zdaje się wyczekiwać na uderzenia wojskowe Ameryki jak na wybawienie. Wie, że wkrótce zostanie zmuszony usiąść do stołu rozmów, a wcześniejsze buńczuczne wypowiedzi pójdą w zapomnienie. Dr Kaveh L Afrasiabi, autor książek, m.in. „Po Chomeinim: Nowe Kierunki w Polityce Zagranicznej Iranu” oraz współautor „Negocjowanie Irańskiego Nuklearnego Populizmu” napisał w Asia Times, że Iran jest gotowy zawiesić wzbogacanie uranu, byle nastąpiło to w wyniku „negocjacji” i dodał „filozofią Iranu będzie jak najszybszy powrót do rozmów„.
Tymczasem Ameryka zaproponowała Iranowi i Syrii wzięcie udziału w konferencji na temat bezpieczeństwa w Iraku. Jest to krok bezprecedensowy, wielokrotnie odrzucany przez administrację prezydenta Busha w poprzednich latach. Teheran już przyjął ofertę Waszyngtonu i rozmowy mogą dojść do skutku. Jednak nie będą to już negocjacje na warunkach ajatollahów i będącego ich marionetką Ahmadineżada. Wysłanie drugiego lotniskowca do Zatoki Perskiej oraz wzmocnienie sił amerykańskich w Iraku z jednej strony, intensywne zakulisowe działania wymierzone w integralność Iranu z drugiej zmiękczyły hardego irańskiego prezydenta. Stąd niespodziewana oferta bezpośrednich rozmów irańsko-amerykańskich, tak nieprawdopodobna jeszcze 2-3 tygodnie temu.
Piotr Wołejko