Dziennik
Piąta w ciągu sześciu lat wizyta prezydenta Bashara al-Asada w Teheranie pokazała, że sojusz irańsko-syryjski ma się dobrze. Mahmud Ahmadineżad skorzystał z kolejnej okazji, aby w ostrych słowach skrytykować Stany Zjednoczone oraz „syjonistyczny reżim” (Izrael) – „Od lat Waszyngton powtarza, i robi to, gdzie może, że zależy mu na powrocie pokoju i stabilizacji na Bliski Wschód. Ale tak naprawdę celem Ameryki jest tylko rozszerzenie wpływów syjonistycznego reżimu„. Państwa zaliczone przez Georga W. Busha do tzw. „Osi zła” zacieśniają współpracę w odpowiedzi na kolejne oskarżenia płynące z Waszyngtonu. Tymczasem eksperci alarmują, że bez rozmów z Syrią i Iranem nie ma najmniejszych szans na uspokojenie sytuacji w Iraku. Syria pozwala bowiem na transport broni przez swoją granicę, a być może przymyka oko także na przekraczanie jej przez zagranicznych terrorystów. Iran natomiast wspiera szyickie milicje oraz rozbudowuje swoje wpływy wśród szyickich polityków. Często słychać pogłoski o tym, że niektórzy ministrowie są sterowani z Teheranu. Niepokój Białego Domu wzbudza również irański program atomowy oraz to, że Irańczycy mogą podzielić się z Syrią technologią nuklearną. „Oba kraje są dziś izolowane. Mają niewielu partnerów na świecie. Te słabe relacje międzynarodowe zbliżają państwa, które czują się zagrożone” – tłumaczy Mohammad Reza Mirza Amini, dyrektor Sharif Think Tank z Teheranu, zachęcając Stany Zjednoczone do podjęcia rozmów z zainteresowanymi. Inne metody, jego zdaniem, nie przyniosą pożądanych skutków.
Iran i Syria odgrywają także dużą rolę w Libanie i Palestynie, wspierając radykalne ugrupowania – Hezbollah i Hamas. Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice spotkała się dzisiaj w Jerozolimie z premierem Izraela Ehudem Olmertem oraz palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem. Wcześniej z Olmertem rozmawiał telefonicznie prezydent Bush. Efektem rozmów jest wyraźne stanowisko Ameryki i Izraela: nie uznamy rządu sformowanego przez Fatah i Hamas dopóty, dopóki nie uzna on prawa Izraela do istnienia, nie wyrzeknie się przemocy i nie zaakceptuje podpisanych wcześniej porozumień. Są to trzy warunki, przy których USA twardo obstają od kilkunastu miesięcy. „Mówiono mi, że sytuacja jest skomplikowana. Gdybym miała czekać z przyjazdem na Bliski Wschód, aż sytuacja nie będzie skomplikowana, nigdy nie wsiadłabym do samolotu” – powiedziała Rice na początku spotkania z Abbasem. Przełomu nie ma i być go nie mogło. Apel premiera Ismaila Hanije, który powiedział: „porozumienie z Mekki jest wyrazem woli narodu palestyńskiego i cały świat powinien tę wolę uszanować” nie miał szans na uzyskanie zrozumienia.
Gazeta Wyborcza
„Jeśli pomarańczowi dojdą do władzy, to kraj znów wejdzie na proeuropejskie tory i przestanie dryfować między Wschodem a Zachodem” – mówi w rozmowie z „Gazetą” Olena Przytuła, redaktor naczelna internetowej „Ukraińskiej Prawdy” założonej przez Georgija Gongadzego, dziennikarza zamordowanego w 2000 r. Jej zdaniem „Juszczenko rozumie, że teraz jest najlepszy i być może ostatni moment, by pomarańczowi powrócili do władzy przed końcem tej kadencji. Następna okazja może się już nie powtórzyć przez najbliższe trzy lata. A jeśli Regiony dotrwają u władzy do końca kadencji, to siłą rozpędu mogą zostać wybrani na następną” i najpewniej wykorzysta pierwszą nadarzającą się okazję do rozwiązania parlamentu, do czego gorąco namawia go Julia Tymoszenko. Przytuła surowo ocenia koalicję zawartą przez prezydencką Naszą Ukrainę z Partią Regionów Wiktora Janukowycza – „Przekonanie, że Partia Regionów będzie się cywilizować i europeizować, okazało się w dużej mierze iluzją.” – mówi. Ukraińska dziennikarka wierzy, że jest szansa na powrót „pomarańczowych” do władzy, ale główne przyczyny rozpadu ich obozu nadal istnieją – „w obozie pomarańczowych aż roi się od przywódców, którzy chcą grać pierwsze skrzypce. Ale chyba zrozumieli, że jeśli się nie zjednoczą, to przegrają.” Jeśli obie największe „pomarańczowe” partie jakoś rozwiążą ten problem, „polityka może wrócić na normalne tory„. Zapraszam do czytania całej rozmowy .