Dziesięć lat temu rozpoczynający wówczas swoją kadencję prezydencką Felipe Calderon zdecydował o wysłaniu do walki z kartelami narkotykowymi regularnych oddziałów wojska. Rozpoczął od stanu Michoacan, lecz na tym nie mogło się skończyć. Z początkowych kilku tysięcy żołnierzy szybko zrobiło się kilkadziesiąt tysięcy, a wojsko zajmuje się zwalczaniem karteli do dziś, choć kadencja Calderona dobiegła końca w 2012 r. (w Meksyku prezydentura trwa maksymalnie przez jedną, 6-letnią kadencję). Jakie są efekty tej wojny z narkotykami?
Odpowiedź eksperta powinna brzmieć – niejednoznaczne. O szczegółach będę miał jutro, 12 grudnia o g. 19.00, przyjemność dyskutować na debacie Studenckiego Koła Spraw Zagranicznych SGH. W ramach cyklu „Światowy poniedziałek” organizowane jest spotkanie zatytułowane „Wojny narkotykowe w Meksyku” – wydarzenie odbędzie się oczywiście w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Więcej informacji tutaj. Z racji tego, że 13 grudnia Blog Dyplomacja obchodzi 10. rocznicę założenia, podczas debaty na SGH będzie możliwość okolicznościowej wymiany zdań z autorem 😉 Serdecznie zapraszam, a teraz wróćmy do wpisu.
Główne kartele zostały osłabione, a wielu liderów zatrzymano bądź zabito. Z drugiej strony, kartele nie przestały istnieć – nastąpił podział części organizacji na mniejsze, często jednak dużo bardziej brutalne od poprzedników. W wyniku intensyfikacji działań przeciwko kartelom, a także zaostrzającej się rywalizacji między nimi, w ciągu ostatniej dekady zginęło między 130 a 200 tysięcy osób. To wstrząsające liczby. Tylko w tym roku zginęło już ponad 17000 osób. Śmierć zbiera swoje żniwo obficie zarówno wśród kobiet, jak i dzieci, których zginęło już kilkadziesiąt tysięcy. Śmierć, co należy podkreślić, następuje nierzadko w bardzo brutalny sposób. Znakiem rozpoznawczym niektórych karteli stały się korpusy pozbawione głów bądź torby pełne tychże głów podrzucane w miastach.
Kartele nie tylko stały się bardziej brutalne, lecz poszerzyły swoje spektrum działania – porwania stały się prawdziwą plagą, która dotknęła już kilkadziesiąt tysięcy osób. Wielu z nich nigdy nie udało się już odnaleźć. Ofiarami padają również imigranci z państw Ameryki Środkowej, którzy w drodze do Stanów Zjednoczonych korzystają z terytorium Meksyku. Często stawia się ich przed wyborem w postaci dołączenia do karteli, zapłacenia okupu bądź śmiercią.
Decyzja o użyciu wojska wynikała z bardzo niskiego zaufania do policji – i słusznie, bo formacja ta została w dużej mierze skorumpowana bądź zastraszona. To samo tyczy się lokalnych (także na szczeblu stanowym) polityków, a w szczególności burmistrzów miast. W wielu miejscach kartele stworzyły struktury równoległe do państwowych – i ważniejsze od nich. Gangsterzy bywają uznawani za bohaterów i dobroczyńców, a gdy po raz kolejny aresztowano El Chapo Guzmana, szefa najpotężniejszego kartelu Sinaloa, w niektórych miejscowościach odbyły się demonstracje wzywające do jego uwolnienia!
Prezydenta Calderona, który rozpoczął wojnę z kartelami na taką skalę już nie ma, zastąpił go Enrique Pena Nieto. Kontynuuje on politykę poprzednika, chociaż w kampanii wyborczej w 2012 r. proponował deeskalację konfliktu. Nie jest ona jednak możliwa z racji tego, że państwo musiałoby de facto abdykować i wycofać się, bo kartele nie cofną się przed niczym. Chodzi o kilkadziesiąt (30 bądź więcej) miliardów dolarów rocznie, które kartele zarabiają na szmuglowaniu narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Stamtąd z kolei płynie do Meksyku szeroka rzeka broni, która w większości trafia do gangsterów. Dopóki USA nie rozwiążą przynajmniej jednego z tych dwóch problemów – ogromnego apetytu na narkotyki i bardzo swobodnego dostępu do broni – Meksyk nie ma szans uporać się z kartelami.
Tymczasem dekada wojny przyniosła istotne zmiany w tkance społecznej. Wyrosło już pierwsze pokolenie, które wychowało się i żyło w realiach brutalnej przemocy. Dla niektórych młodych chłopców kariera cyngla w jednym z karteli to wymarzona droga zawodowa. Chcą szybko dorobić się pieniędzy, kupować wypasione bryki i mieć najpiękniejsze kobiety. To, że życie cyngla z kartelu jest krótkie wcale ich nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, chcą więcej i szybciej, dlatego są bezwzględni i gotowi na wszystko. O najbardziej znanych cynglach śpiewa się piosenki, co sprawia, że pozostają oni w społecznej pamięci na długie lata. Końca tego szaleństwa nie widać, a oprócz kosztów ekonomicznych – szacowanych na dziesiątki miliardów dolarów strat rocznie – narastają koszty społeczne. Wykorzystanie wojska nie odbywa się „bezkosztowo”, a żołnierze nie są wyszkoleni do pełnienia funkcji policyjnych. Liczne nadużycia i łamanie praw człowieka mają katastrofalny wpływ na społeczności lokalne. A wojsko też nie jest w pełni wolne od korupcji i powiązań z kartelami. Wystarczy wspomnieć, że niegdyś najbrutalniejszy kartel – Zetas – wywodził się z elitarnych jednostek sił specjalnych armii meksykańskiej. Aktywni żołnierze bywają posądzani o związki chociażby z kartelem Sinaloa.
Można zakładać, że Meksyk przynajmniej przez kolejną dekadę będzie zmagał się z kartelami, a przez kilka kolejnych dekad ze skutkami ich funkcjonowania oraz efektami metod zastosowanych do ich zwalczenia. Będzie to bardzo trudne i kosztowne przedsięwzięcie, a jeśli Stany Zjednoczone nie zmienią swojej polityki, będzie to typowo syzyfowa robota.
Piotr Wołejko