Jemeńskie piekło

Niemal dokładnie rok temu w obszernym wpisie wyjaśniałem, o co chodzi w konflikcie w Jemenie. Wojna domowa, do której przyłączyła się sąsiadująca z Jemenem Arabia Saudyjska i jej okoliczni sojusznicy zbiera krwawe żniwo – śmierć poniosło ponad 6 tysięcy osób, z czego przynajmniej połowa to cywile. Właśnie zginęło kilkunastu żołnierzy lojalnych wobec rządu prezydenta Hadiego, a kilkudziesięciu zostało rannych w starciu z bojownikami AQAP, czyli Al Kaidy Półwyspu Arabskiego. To właśnie Al Kaida jest największym beneficjentem trwającego konfliktu. W obliczu kolejnych klęsk ISIS w Syrii i Iraku wydaje się, że już niedługo uwaga w obszarze terroryzmu powinna zostać z powrotem przeniesiona na starego wroga, jakim jest Al Kaida.

Jemen stał się polem rywalizacji, gorącej wojny wobec zimnej toczonej bezpośrednio, pomiędzy Arabią Saudyjską i sunnickimi monarchiami regionu a szyickim Iranem. I chociaż zaangażowanie irańskie jest, w porównaniu do saudyjskiego, minimalne, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Saudyjczycy postawili wszystko na jedną kartę. Być może to forma pokazania sobie, regionowi i Stanom Zjednoczonym, że nie ma zgody na rozluźnienie, swoiste detente z Iranem – a takowe następuje w wyniku zawarcia porozumienia w sprawie irańskiego programu atomowego. Amerykanie zresztą przymknęli zupełnie oko na działania swojego saudyjskiego „sojusznika”, dając mu wolną rękę w Jemenie. W związku z tym bombardowane są wszelkie cele, z cywilnymi na czele – oczywiście szpitale, w tym te należące do zagranicznych organizacji humanitarnych, również znajdują się na liście obiektów atakowanych przez saudyjskie i koalicyjne samoloty bojowe.

Sytuacja humanitarna w Jemenie, która nigdy nie była dobra, staje się katastrofalna. Tysiące ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, a miliony są niedożywione. Saudyjczycy wprowadzili blokadę ekonomiczną Jemenu, co znacząco pogorszyło warunki bytowe Jemeńczyków. W żaden sposób nie przekłada się to jednak na postępy Saudyjczyków – na lądzie nie mają większych sukcesów, a panowanie w powietrzu nie zapewnia kontroli nad lądem.

Jeśli o lądzie mowa, to coraz większe połacie terytorium Jemenu kontroluje AQAP. Jakkolwiek zabawnie w analizie na poziomie międzynarodowym to nie zabrzmi, jednak powiedzenie – gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – pasuje jak ulał. Huti i przeciwnicy prezydenta Hadiego walczą z wojskami i milicjami rządowymi oraz saudyjską koalicją, a Al Kaida w tym czasie zwiększa swój stan posiadania. A zważywszy na to, że AQAP jest zrośnięty z lokalnymi strukturami plemiennymi, problem jest bardzo poważny. To nie ISIS, w którym znaczący udział mają zagraniczni bojownicy, tylko ludzie stąd, miejscowi.

Na 18 kwietnia zaplanowano w Kuwejcie rozmowy pokojowe, które mają doprowadzić do zakończenia wojny domowej w Jemenie. Rozmowy tego typu miały już miejsce, zawierane były zawieszenia broni etc., jednak konflikt trwa nadal – od ponad roku. Szanse na porozumienie zawsze są, lecz pozostaje pytanie – co dalej? Jak posklejać kraj tak podzielony jak Jemen? Kto zapewni wiarygodność procesowi pokojowemu oraz politycznemu pojednaniu? Jak utrzymać w ryzach waśnie międzyplemienne, międzyreligijne (Huti vs. sunnici), Al Kaidę Półwyspu Arabskiego oraz regionalną rywalizację Rijadu z Teheranem? Jak utrzymać jemeńską gospodarkę, która i bez konfliktu była w opłakanym stanie – populacja rośnie, przychody z wyczerpujących się złóż ropy naftowej maleją, zasoby wody pitnej są ograniczone. Już ekonomiczne uwarunkowania są na tyle trudne, że i bez konfliktów politycznych i wojen Jemen miałby pod górkę.

Piotr Wołejko

 

Share Button