Tajne bazy, nieoznakowane samoloty, torturowanie pojmanych osób – czasem niezwiązanych w żaden sposób z terroryzmem. Tak wyglądała działalność amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) po zamachach z 11 września 2001 r. Opublikowany właśnie skrót raportu senackiej komisji ds. wywiadu potwierdza to, co przebijało się do opinii publicznej od dłuższego czasu – postępowanie z osobami podejrzewanymi o terroryzm było naganne z etycznego punktu widzenia oraz kontrproduktywne.
Tak zwane rozszerzone techniki przesłuchań, a mówiąc wprost – tortury, w minimalnym stopniu przyczyniły się do powstrzymania kolejnych zamachów i zamachowców. Wyrządziły natomiast nieodwracalne szkody wizerunkowe. Wśród poszkodowanych znajdują się nie tylko Stany Zjednoczone, których przedstawiciele dyrygowali całym procederem, lecz również Polska, która udostępniła Amerykanom bazę w Kiejkutach. Czy nasi decydenci naprawdę nie byli świadomi tego, co goście z USA zamierzają w tej bazie robić? Wybór Polski, Litwy i Rumunii nie był przypadkowy – o czym więcej we wpisie z lutego br.
Jak to możliwe, że w USA wymyślono, a następnie przez wiele lat realizowano projekt tajnych więzień i torturowania podejrzanych o terroryzm? Czy można dać wiarę tym, którzy zrzucają winę na brak nadzoru? Czy możliwe jest stworzenie skomplikowanej struktury, która wymagała współudziału wielu rządów i agencji wywiadowczych, bez wiedzy kluczowych decydentów? Każda odpowiedź na tak postawione pytanie będzie niepokojąca. Na pewno presja szła z góry i powodowała, że ludzie na poszczególnych szczeblach byli gotowi na wiele, jak się okazało na zbyt wiele, byle tylko zadowolić przełożonych i zapewnić efekty. I to szybko.
Publikacja streszczenia raportu (kilkaset stron podsumowuje kilka tysięcy) to odważna, niezbędna i korzystna decyzja. Czas oczyścić atmosferę, uderzyć się we własne piersi i dokonać analizy tzw. wojny z terrorem. To już 13 lat od ataku na WTC. W tym czasie wiele się zmieniło – ewoluowały zarówno metody zwalczania terroryzmu, jak i organizacje terrorystyczne. Znacząco wzrosło wykorzystanie samolotów bezzałogowych, a na obszarze Syrii i Iraku powstało tzw. Państwo Islamskie. Czy metody walki z terroryzmem, chociażby torturowanie więźniów, nie przyczyniły się do sukcesów ISIS/ISIL? Czy wykorzystanie dronów przez USA przynosi więcej szkód czy pożytku? Jak sprawdzają się narzędzia walki z terroryzmem? Pytań i kwestii do rozważenia jest wiele.
Dlatego właśnie teraz należy oczekiwać od decydentów, a także od ekspertów zajmujących się problematyką terroryzmu oraz zwalczania terroryzmu, namysłu nad stanem tzw. wojny z terrorem. A jest się nad czym zastanawiać. Radykalny islam zwiększa swój stan posiadania, przykładowo islamiści z Półwyspu Synaj zgłosili niedawno akces do Państwa Islamskiego. Walka z tym ostatnim jak na razie udaje się, delikatnie mówiąc, średnio. Jak można było przewidzieć, trudno pokonać przeciwnika stosując głównie naloty i – na bardzo ograniczoną skalę – operacje sił specjalnych. Kurdowie okazali się zbyt słabi, żeby zapewnić lądowy komponent sił walczących z Państwem Islamskim, a armia iracka nadal znajduje się w rozsypce. Islamiści kontrolują Libię, szyiccy rebelianci przejmują kontrolę nad Jemenem, talibowie coraz śmielej poczynają sobie w Afganistanie, a w Niemczech zamknięto niedawno meczet w związku z propagowaniem w ideologii Państwa Islamskiego. Nie krzyżujmy winnych, tylko wykorzystajmy okazję i energię bardziej kreatywnie. Bo problem radykalnego islamu, który przeradza się w terroryzm, staje się naprawdę palący. Jeśli nie będziemy działać dziś i jutro, to po jutrze bojownicy sympatyzujący z Państwem Islamskim zaczną atakować nas w naszych własnych krajach, na naszej ziemi. Mogliśmy się śmiać z mapki zasięgu Kalifatu, ale to wcale nie jest śmieszne. Niektórzy islamiści naprawdę w to wierzą i, jak widać, odnoszą pewne sukcesy w realizacji swojego planu.
Piotr Wołejko