Czytam relację z wrześniowej konferencji pt. „Niemcy – Bezradny Hegemon”, zorganizowana przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych i pierwsze skojarzenie, jakie mnie naszło po lekturze to oczekiwanie skierowane wobec Niemiec, by te zrobiły… i tu pojawia się litania życzeń. Niczym lista przebojów. To, i tamto, a poza tym jeszcze to… Jak ujął to Marek Cichocki z Centrum Europejskiego Natolin, chciałby „Niemiec bardziej przewidywalnych i spójnych„. Fragment relacji: „RFN musi, zdaniem Cichockiego , zdecydować, czy woli się skupić na handlu i aspektach ekonomicznych w swojej polityce, czy jednak chce być liderem i przywódcą w ramach regionu i UE„.
Wydaje się, że Niemcy mają i jedno i drugie, nie muszą już w tej sprawie podejmować żadnych decyzji. Do roli lidera zmusił je kryzys ekonomiczny, który gwałtownie osłabił pozostałe europejskie potęgi, a Niemcy odegrały rolę ratownika-strażaka-strażnika dyscypliny budżetowej. Na polu europejskim decyzje zapadają w zasadzie wyłącznie w Berlinie – Bruksela stała się wykonawcą woli Niemiec. Wszystkie oczy europejskich decydentów są zwrócone na kanclerz Angelę Merkel. Nikt, za przeproszeniem, nie puści nawet bąka bez – chociażby milczącego – przyzwolenia Berlina. A wszystko to dzieje się w warunkach skupienia Berlina na handlu i gospodarce, na wspieraniu eksportu i zapewnianiu zbytu produktom oferowanym przez niemieckie przedsiębiorstwa. Przypomnę, że w szczycie rosyjskiej interwencji na Ukrainie do Moskwy, po kontrakty, podróżowała śmietanka niemieckiego biznesu. Pecunia non olet, jak stwierdzili już starożytni.
Polskie oczekiwania wobec Niemiec, by przyjęły naszą optykę, przynajmniej w pewnym stopniu, w zakresie polityki zagranicznej – mówiąc wprost, w stosunkach z Rosją, są skazane na niepowodzenie. Splot historyczno-ekonomiczno-politycznych uwarunkowań powoduje, że Berlin postrzega relacje z Moskwą zupełnie inaczej od Warszawy. I nawet jeśli niemieckie elity zawiodły się na Putinie w efekcie jego działań na Krymie i w Donbasie, to nie wpłynie to na gruntowną zmianę polityki. Na pewno nie w krótkim terminie. Długofalowo jest to możliwe, gdyby Rosja w dalszym ciągu prowadziła agresywne działania, w szczególności wojenne, na Ukrainie. A widać wyraźnie, że nic takiego nie ma miejsca i pewnie nie będzie miało.
Niemcy naszych marzeń pozostaną w sferze marzeń i byłoby szkodliwe, gdybyśmy żyli nadzieją na zmianę polityki Berlina. Życie nie polega na tym, by tracić z oczu to, co tu i teraz, w oczekiwaniu na spełnienie marzeń, które nigdy się nie spełnią. W naszym interesie jest, aby patrzeć na fakty i realne działania, a nasze oczekiwania oddzielić od analizy niemieckiej dyplomacji. A ta ma swoją specyfikę, czasem wydaje się niekonsekwentna, często można uznać ją za mało odważną. Niemcy jak ognia unikają angażowania się w militarne awantury (Irak, Libia, Syria), są powściągliwi w krytyce Rosji czy Chin, nie przemawiają z pozycji moralnej wyższości – preferują pragmatyczny język obopólnych korzyści. I chociaż twierdzenie (zawarte w relacji z konferencji), iż „współzależność prowadzi do ekspansji pokojowego i demokratycznego modelu zachodniego” zostało już wielokrotnie w historii zdyskredytowane, krótkofalowo pozwala czerpać znaczące korzyści. Niemcy starają się z tej dywidendy pokoju korzystać. A że nie są przygotowani na gorsze czasy, o czym dowiedzieliśmy w ostatnim czasie – słynne braki sprzętowe Bundeswehry?
Pokazało to, iż Niemcy nie są żadnym hegemonem w skali globalnej. Owszem, na Europę wystarcza już potęga gospodarcza i finansowa, stąd wpływy Berlina są na kontynencie znaczące i niepodważalne. Lecz w skali globalnej Niemcy są karłem i nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Nie posiadają możliwości projekcji siły. A soft power bez zabezpieczenia w postaci hard power pozostaje narzędziem o bardzo ograniczonej skuteczności. Czy jako kraj europejski, Polska powinna być zainteresowana wzmocnieniem militarnego komponentu niemieckiej potęgi? Dopóki w skali globalnej angażują się Francja i Wielka Brytania nie ma takiej potrzeby. Ale nie oznacza to, że nad kwestią niemiecką nie warto się zastanawiać.
Piotr Wołejko