Barack Obama i jego administracja mają wiele za uszami zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej, lecz twierdzenie, że Obama wepchnął Rosję w objęcia Chin to gruba przesada. A tak należy rozumieć wydźwięk artykułu Łukasza Wójcika na łamach najnowszej „Polityki” (nr 19, 7.05-13.05.2014).
Wystarczy przywołać cytat z ostatniej strony tekstu (s. 44 tygodnika) -„Waszyngtońska administracja wykazała się nie lada talentem, doprowadzając do sytuacji, w której Chiny i Rosja, dwaj najwięksi rywale Ameryki, zaczęli postrzegać się jako sojusznicy”. Rzadko się zdarza, by mając do skomentowania tak krótką wypowiedź, człowiek zastanawiał się długo, od czego tu zacząć. Wypunktuję więc kilka spraw, na które należy zwrócić uwagę. Nie jest hierarchiczna lista, raczej zbiór myśli.
1. Rosja i Chiny wcale nie darzą się wielkim zaufaniem. Dla Chin Rosja to jedno z kolonialnych mocarstw, które upokorzyły Państwo Środka w XIX i XX w. To także kraj, z którym Chiny mają, potencjalnie, bardzo poważne spory terytorialne. Uregulowanie granicy na chwilę obecną należy uznawać za tymczasowe, a postępująca w naturalny sposób „kolonizacja” rosyjskiego Dalekiego Wschodu przez Chińczyków (demografia jest zdecydowanie po stronie Chin, nawet jeśli kryzys demograficzny będący efektem polityki jednego dziecka uszczupli ich populację) stanowi zagrożenie dla „rosyjskości” surowcowego (węglowodorowego) zagłębia Rosji.
Rosjanie zdają sobie sprawę z zarysowanego wyżej zagrożenia. Wiedzą, że za kilka dekad, gdy populacja rosyjska będzie znacząco mniejsza, a potencjał gospodarczy zależy niemal wyłącznie od koniunktury na rynkach ropy i gazu, Chiny mogą przeprowadzić rozbiór Rosji. Moskwa wie również, że dla Chin Rosja stanowi głównie źródło surowców (w większym stopniu) oraz sprzętu i technologii wojskowych (w mniejszym stopniu), a także rynek zbytu dla chińskich towarów.
2. Oceniając obecną fazę zbliżenia Rosji i Chin warto przypomnieć sobie czasy z połowy ubiegłego stulecia, gdy oba kraje tworzyły wspólny komunistyczny blok. Mimo teoretycznej wspólnoty poglądów i interesów dość szybko ujawniły się poważne rysy, które w dalszej perspektywie doprowadziły oba kraje na krawędź wojny, a następnie skłoniły Chiny do znalezienia porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi. Należy pamiętać, że zarówno Rosja, jak i Chiny, to kraje o silnych tradycjach nacjonalistycznych, dużym poczuciu własnej wartości i roli we wspólnocie międzynarodowej, a przez to niezbyt skore do ustępstw bądź kompromisów w sytuacji, gdy w grę wchodzi ich interes narodowy.
3. Aktualnie obserwowane zbliżenie pomiędzy Chinami i Rosją wydaje się naturalne – oba państwa bronią zasady suwerenności i nienaruszalności granic (własnych i wybranych cudzych – ale takie już prawo mocarstw), sprzeciwiają się hegemonicznej pozycji Stanów Zjednoczonych (i szerzej rozumianego Zachodu) na arenie międzynarodowej. Chiny zresztą bardzo sprytnie pozwalają Rosji, by to ona była w awangardzie opozycji wobec USA, podczas gdy Pekin wypowiada się w sposób bardziej stonowany (a w RB ONZ głosuje tak, jak Rosja), gdyż otwarty sprzeciw niekoniecznie się opłaca.
4. O ile „sojusz” Chin z Rosją wydaje się w chwili obecnej naturalny, to nie jest on ani głęboki, ani nie musi być długoterminowy. Oba kraje posiadają taką pozycję na arenie międzynarodowej, że sojusze czy koalicje mogą kształtować swobodnie i wedle uznania. To o ich względy zabiegają mniejsi gracze. Wracając do głównej myśli, „sojusz” nie jest głęboki nie z racji historycznych uprzedzeń, lecz z powodu istotnych rozbieżności dotyczących interesów Moskwy i Pekinu. Spójrzmy na Azję Środkową, gdzie Chiny realizują politykę sprzeczną z rosyjskimi planami – Rosja chciałaby integrować kraje postsowieckie pod swoim przywództwem i zapewnić sobie kontrolę nad złożami węglowodorów, przynajmniej poprzez monopol na ich transport, podczas gdy Chiny mają dokładnie odwrotny zamysł, otwierając kraje środkowoazjatyckie dla zaspokojenia własnych potrzeb energetycznych. Platformą, gdzie tarcia sino-rosyjskie są w tej mierze najbardziej widoczne jest Szanghajska Organizacja Współpracy. Rosyjskie i chińskie pomysły na rozwój tej organizacji są odmienne, a w Rosji pojawiają się poglądy, według których Rosja w SzOW pełni drugoplanową rolę – jest młodszym partnerem Chin. Potencjalnym miejscem współpracy, a jednocześnie konfliktu sino-rosyjskiego jest także Arktyka. Rosja aktywnie działa na rzecz zabezpieczenia własnych interesów w tym regionie, a Chiny nie zostają w tyle – budują flotę lodołamaczy, układają się z Islandią. Najbliższe dekady mogą przynieść wielką rywalizację po arktyczne zasoby.
5. Warto zwrócić uwagę również na tzw. BRIC, wymyślony przez Jima O’Neilla z Goldman Sachs akronim łączący rozwijające się gospodarki Brazylii, Rosji, Indii oraz Chin. Mimo usilnych prób politycznego organizowania się w ramach BRIC (później BRICS – z udziałem RPA), problemy i wyzwania gospodarcze poszczególnych państw są różne. Spoiwem nie jest także dyplomacja. Pisałem o tym szerzej w 2013 r. Nic dziwnego, że zainicjowane w 2009 r. szczyty przywódców państw BRIC nie przyniosły żadnych przełomowych rozwiązań, stając się typowymi photo-opami – okazjami do zrobienia ładnych zdjęć. Wiele mówiło się o stworzeniu alternatywnej wobec dolara waluty rezerwowej, o powołaniu banku wspierającego rozwój gospodarczy tzw. Południa etc. Za słowami nie poszły czyny.
6. Wracając na koniec do Stanów Zjednoczonych, to ich rola w zbliżeniu Rosji i Chin z pewnością była istotna, lecz trudno tu zwalać winę na obecną, czy którąś z poprzednich administracji. Taka jest po prostu logika wielkiej gry mocarstw, w której kluczową rolę odgrywają interesy narodowe. Taktyczny „sojusz” sino-rosyjski jest odpowiedzią na postzimnowojenną dominację Stanów Zjednoczonych, tak samo jak zimnowojenny „sojusz” sino-amerykański stanowił narzędzie osłabienia pozycji Związku Radzieckiego. Ówczesny gambit Nixona i Kissingera nie wynikał ze słabości sowieckiego przywództwa, tylko geopolitycznej kalkulacji. Tak samo jest dzisiaj. Gdy obecny układ przestanie się opłacać – znikną przesłanki, które zachęciły do jego powstania lub pojawią się przesłanki zniechęcające do jego kontynuacji – obie strony rozstaną bez żalu. I bez mrugnięcia okiem.