W Mali następuje zmiana charakteru misji sił interwencyjnych z bojowego na stabilizacyjny. Francuzi wycofują część swoich żołnierzy, Czad już wycofał swój kontyngent. Na spotkaniu w Luksemburgu w dn. 23 kwietnia o szkoleniu wojsk malijskich przez europejskich instruktorów będą rozmawiać szefowie resortów obrony. Czy problem Mali został już z grubsza rozwiązany?
Co udało się osiągnąć w Mali?
Kampania przeciwko islamistom kontrolującym północną część Mali rozpoczęła się w drugiej dekadzie stycznia, gdy Francja postanowiła włączyć się zbrojnie do konfliktu. Dość szybko i w miarę sprawnie (w dużej mierze dzięki logistycznemu wsparciu USA) Francuzi przetransportowali sprzęt i ludzi do Mali, a następnie – również dość szybko i sprawnie – wyparli islamistów z zajmowanego przez nich terytorium. Przy okazji udało się „upolować” niektórych liderów ugrupowań islamistycznych, a także wykryć i zlikwidować liczne składy broni. Islamiści nie stanowią teraz, zdaniem analityków Stratforu, większego zagrożenia – nie operują w większych grupach, nie przeprowadzili od pewnego czasu żadnego istotnego ataku, w znacznej mierze rozpierzchli się po okolicznych państewkach i próbują przeczekać ciężkie czasy.
Priorytety na najbliższą przyszłość
Tymczasem za porządek w Mali ma odpowiadać kilkutysięczny (a może nawet 12-tysięczny) kontyngent sił pokojowych pod egidą Unii Afrykańskiej. Swój udział zadeklarowały już państwa ECOWAS, w tym lider organizacji – Nigeria. Prawdopodobny jest powrót sił czadyjskich, które starają się współdziałać z Francuzami. Zapewnienie porządku i bezpieczeństwa to podstawowy warunek do osiągnięcia sukcesu w pozostałych dziedzinach, a rzeczywiście trzeba zaczynać od podstaw. Reorganizacja i przeszkolenie wojska, uzdrowienie systemu politycznego, rozwiązanie wielu problemów życia codziennego mieszkańców Mali. Plus, o czym nie można zapominać, bo od tego zaczął się konflikt, znalezienie porozumienia z Tuaregami z północy kraju. Warto pamiętać także o uchodźcach, którzy musieli opuścić swoje miejsca zamieszkania.
Islamiści nadal groźni
Bardzo ambitna lista zadań i okazja do obserwacji kolejnej misji typu nation-building. Wszystko to będzie odbywać się w warunkach możliwego powrotu islamistów i wywołanej przez to przemocy bądź starć. Wątpliwe, by grupy islamistyczne szybko odpuściły. Pogranicze algiersko-malijskie, północny Niger, południe Libii, a w zasadzie cały obszar od Atlantyku (Mauretania) po Róg Afryki (Somalia) to wymarzona przystań dla islamistów i terrorystów. Coś na kształt Afganistanu w skali makro – słaba państwowość, mnogość problemów społecznych (z naciskiem na biedę), liczne lokalne ugrupowania rebelianckie (bądź opozycyjne w stosunku do władz centralnych).
Islamiści są także poważnym zagrożeniem dla stabilności Nigerii. Dziś pojawiły się informacje o starciach w pobliżu granicy nigeryjsko-czadyjskiej, w wyniku których mogło zginąć około 200 osób. A to tylko jedno z wielu starć nigeryjskiej armii z islamistami z ugrupowania Boko Haram.
Czas stabilizacji
Odtrąbienie sukcesu interwencji w Mali, o ile zrozumiałe z politycznego i wizerunkowego punktu widzenia, może być przedwczesne. Dobrze pamiętamy, gdy George W. Bush ogłaszał 1 maja 2003 r. zakończenie wojny w Iraku z pokładu lotniskowca USS Abraham Lincoln. Nie mógł bardziej rozminąć się z prawdą, gdyż między Tygrysem a Eufratem miała rozgorzeć krwawa i bezwzględna wojna domowa i rebelia przeciwko Amerykanom. Również Mali może być jeszcze dalekie od osiągnięcia stabilności. Decyzja o pozostawieniu w tym kraju przynajmniej 1000 żołnierzy po zakończeniu 2013 r. pokazuje, iż Francja ma świadomość ewentualnych kłopotów.
Piotr Wołejko