2 lutego w Prisztinie wysłannik ONZ, były prezydent Finlandii, Marti Athisaari ogłosi plan dla Kosowa. Pewne szczegóły wyciekły już do mediów i wiadomo, że Serbia utraci prowincję, którą uważa za kolebkę swojego państwa. To bowiem na Kosowym Polu w 1389 roku miała miejsce niezwykle ważna bitwa, w której starły się wojska serbskie pod wodzą księcia Lazara i armia sułtana osmańskiego Murada I. I choć wkrótce Serbia straciła suwerenność, miejsce bitwy jest dla Serbów niezmiernie istotne. Teraz mają Kosowo utracić, a warto przypomnieć, że w niedawnej (zeszłorocznej) noweli konstytucji zawarto przepis o brzmieniu: „Kosowo należy do Serbii”. O ile nie może to mieć charakteru obowiązującego w prawie międzynarodowym, będzie jednak powodem wiecznych niesnasek między Serbią a Kosowem. Samo Kosowo najpewniej otrzyma ograniczoną niepodległość – co to konkretnie znaczy, dowiemy się 2 lutego. A więcej o sytuacji ekonomicznej w Kosowie oraz o opiniach Serbów dowiecie się czytając artykuł w „Rzeczpospolitej”.
Gazeta Wyborcza
Następna informacja powinna być zakwalifikowana do kategorii „śmiechawostka„, ale w Rosji uchodzi więcej niż w innych krajach. Otóż być może na czele nowej partii Sprawiedliwa Rosja (kierowanej obecnie przez Siergieja Mironowa, szefa Rady Federacji Rosyjskiej) stanie żona obecnego prezydenta – Ludmiła Putin. Sprawiedliwa Rosja ma odebrać elektorat komunistom oraz nacjonalistom, a później stać się jedną z dwóch (razem z Jedną Rosją) partią w systemie dwupartyjnym. Kreowanie przez Kreml partii to praktyka mająca już dość bogatą tradycję, więc jeśli rzeczywiście zdecydowano o wykreowaniu Ludmiły Putin na liderkę nowej formacji, to tak się stanie. Tworzenie przez władzę partii teoretycznie antykremlowskich ma na celu mamienie wyborców możliwością wyboru. Faktycznie, to Kreml pociąga za wszystkie sznurki i ustala, która partia ile będzie miała głosów i jaką będzie miała siłę. Partie te tworzą wrażenie niezależnych, ale jeśli ich liderzy będą nielojalni wobec władzy, szybko zostaną ukarani – a partia rozbita, podzielona lub obsadzona przez godnego zaufania polityka. Taki los spotkał Władimira Ryżkowa i jego partię Rodina. Zachęcam do przeczytania artykułu Tomasza Bieleckiego.
Dziennik
W dzisiejszym „Dzienniku” warto zwrócić uwagę na debatę na temat polskiej polityki zagranicznej. Wszyscy rozmówcy, wśród nich m.in. nowy szef komisji zagranicznej Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski, jednym głosem twierdzą, iż „Polska musi mówić jednym głosem”. Wg Eugeniusza Smolara, prezesa Fundacji Batorego, obecnie górę nad celami strategicznymi wzięły cele taktyczne, co zniszczyło konsensu, który umożliwił Polsce wejście do NATO i Unii Europejskiej. Zauważa to także Saryusz-Wolski: „Coraz częściej natomiast zamiast harmonijnej współpracy pojawia się element kompletnego rozdźwięku między stanowiskami różnych partii.” Troszkę inny punkt widzenia prezentuje Zdzisław Najder, były dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, zdaniem którego mówienie jednym głosem nie może być celem samym w sobie. Uważa on także, iż „konsensus, jaki rzekomo panował do tej pory, był pozorny.” Teraz mamy do czynienia z brakiem konsensusu nawet w koalicji rządowej, gdzie premier i wicepremierzy mają często skrajnie odmienne poglądy. Roman Kuźniar, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zwraca uwagę na to, że bardzo niekorzystnie na obrazie naszego kraju odbija się przenoszenie wewnętrznej dyskusji na tematy międzynarodowe na „forum europejskie albo globalne„. Kompletne wypowiedzi ww. znajdziecie tutaj.