Przedstawiciel Iraku przy Lidze Arabskiej Kais al-Azzawy zszokował świat, a w szczególności Stany Zjednoczone, wezwaniem państw arabskich do wykorzystania broni naftowej przeciwko sojusznikom Izraela, w świetle trwającej od kilku dni operacji Filar Obrony. Wcześniej do embarga naftowego wzywał szef Hezbollahu Hassan Nasrallah. Chociaż Rada Współpracy Zatoki Perskiej (GCC), zrzeszająca największych arabskich producentów ropy, nie ma zamiaru wsłuchiwać się w głos kolegi z Iraku, warto zastanowić się nad problemem bezpieczeństwa dostaw kluczowego dla światowej gospodarki surowca.
Globalne zapotrzebowanie na ropę naftową wynosi 89,7 milionów baryłek dziennie i – według prognoz Międzynarodowej Agencji Energii – wzrośnie do 90,5 mln/bd w przyszłym roku. Jednocześnie produkcja ropy przez kartel OPEC jest najniższa od ośmiu miesięcy i wynosi niespełna 31,2 mln/bd. Skupiam się na OPEC dlatego, że państwa tej grupy mają największe możliwości zwiększenia produkcji (posiadają zapasowe moce wydobywcze), a ich działalność skupia się na regulowaniu podaży w celu uzyskania jak najlepszej (najwyższej) ceny.
Uzależnienie od importu
Najbardziej rozwinięte kraje świata (OECD) zużywają dziennie ok. 46,2 mln baryłek. Produkują natomiast tylko 19,8 mln/bd. Resztę musi pokryć import. Jest to nie tylko kosztowne (w chwili pisania tego tekstu ropa Brent kosztuje 110,73 dolara za baryłkę, a ropa WTI 88,28 dolara za baryłkę), lecz również ryzykowne. Obawy dotyczą stabilności dostaw surowca, który w znacznej mierze jest importowany z państw i regionów charakteryzujących się zmienną sytuacją polityczną. Mowa tu o państwach Bliskiego Wschodu, gdzie zawsze tli się iskra zdolna wywołać pożar (aktualnie rewolucja w Syrii i wojenka między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy), a także Wenezueli czy Nigerii. Szczególnie to ostatnie państwo jest narażone na nagłe zmniejszenie wydobycia i eksportu – z powodu prężnej działalności licznych grup sabotujących produkcję w Delcie Nigru.
Ryzyko wynika nie tylko z potencjalnej destabilizacji politycznej, która wpłynie na eksport ropy naftowej, lecz również z faktu niewielkich „mocy zapasowych” w przypadku nagłego zmniejszenia produkcji w jednym lub kilku państwach albo większego niż prognozowany wzrostu zapotrzebowania. Chociaż ilość ropy w rozpoznanych złożach cały czas się zwiększa, to nie idzie to w parze z zabezpieczeniem się na ewentualność kryzysu w postaci nagłego zmniejszenia podaży. Utrzymanie rezerwowych mocy wydobywczych jest kosztowne i w zasadzie tylko Arabia Saudyjska dysponuje znaczącą rezerwą w postaci ok. 2 mln/bd. Pozostałe państwa mogą dostarczyć o wiele mniej surowca, a dane na temat ich potencjału mogą być przesadzone (konieczna darmowa rejestracja na FT.com).
Igranie z ogniem
Zakładka bezpieczeństwa w postaci 2 do 3 mln/bd dziennie sprawia, że sytuacja na rynku jest bardzo napięta. Jedna lub dwie sytuacje kryzysowe mogą usunąć z rynku więcej ropy, niż wynosi wspomniana zakładka (pomijając fakt, że uruchomienie dodatkowej produkcji zajmie kilka tygodni). Dla przykładu (strona 40), podczas pierwszej wojny z Irakiem z rynku zniknęły 4,3 mln/bd, natomiast strajk w Wenezueli (grudzień 2002 – marzec 2003) zabrał 2,6 mln/bd. Natomiast huragany Katrina i Rita w 2005 roku ograniczyły moce przerobowe rafinerii o 4 mln/bd, a wydobycie ropy z Zatoki Meksykańskiej o 1,5 mln/bd. Bardziej efektowne ataki na nigeryjską infrastrukturę wydobywczą i przesyłową potrafią zmniejszyć eksport Abudży o kilkaset tysięcy baryłek.
Nietrudno wyobrazić sobie atak terrorystyczny na saudyjską czy kuwejcką infrastrukturę wydobywczą (może to być też cyberatak) albo kolejną katastrofę naturalną pokroju Rity czy Katriny, które wpływają na ograniczenie wydobycia. Podaż może zostać ograniczona, co wpłynie na dynamiczny wzrost cen. Nawet w sytuacji globalnej koniunktury byłoby to niebezpieczne, a dziś – w czasie kryzysu – może być zabójcze. Dlatego powinniśmy uważnie słuchać gróźb wprowadzenia embarga i zdawać sobie sprawę z konsekwencji takiego posunięcia.
Poprzednie arabskie embargo na ropę (październik 1973 – marzec 1974) było szokiem. Wpłynęło na całkowite odwrócenie sytuacji na rynku ropy naftowej, łamiąc dominację wielkich firm naftowych i importerów surowca, a podkreślając pozycję producentów. W efekcie embarga powstała Międzynarodowa Agencji Energii, wprowadzono także na szeroką skalę obowiązek posiadania strategicznych rezerw ropy naftowej (dziś wystarczą one na ok. 100 dni zużycia w krajach OECD; Polska posiada ok. 63 mln baryłek ropy, co pokrywa ponad 100 dni zapotrzebowania). Jak widać, jest to krótkoterminowe zabezpieczenie na wypadek nagłego zmniejszenia podaży. Termin ten jest sprzęgnięty również z uruchomieniem zapasowych mocy wytwórczych w Arabii Saudyjskiej. Jeśli wszystko „zagra”, to na kryzys na średnią skalę jesteśmy przygotowani.
Wielkie ryzyko
Bezpieczeństwo dostaw jest jednak palcem na wodzie pisane. Rezerwy wydobywcze są niewielkie i systematycznie maleją (co świetnie obrazuje wykres). Mimo ogromnych inwestycji w eksploatację nowych złóż, podaż utrzymuje się na w miarę stałym poziomie. Wynika to z tego, że eksploatowane dziś pola naftowe są coraz mniej wydajne. Era łatwego wydobycia w znacznej mierze już minęła (duże pola, stosunkowo łatwe w eksploatacji). Jeśli dodamy do tego problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa w kluczowych punktach szlaków handlowych – cieśniny Bab el Mandeb, Malakka, Ormuz, Bosfor – oraz infrastruktury wydobywczej (chociażby wielokrotne w ostatnich miesiącach ataki na gazociąg z Egiptu do Izraela na Półwyspie Synaj) otrzymamy budzący obawy miks wyzwań, przed którymi stoi cały świat.
Piotr Wołejko