Do końca 2014 roku Szkocja ma prawo przeprowadzić referendum rozstrzygające o ewentualnej niepodległości od Wielkiej Brytanii. Takie porozumienie zawarli premier David Cameron oraz pierwszy minister Szkocji Alex Salmond. Być może szykuje się również druga sprawa, w której wypowiedzą się – już nie tylko szkoccy – obywatele. Oto Wielka Brytania zdaje się być bardziej poza Unią Europejską niż wewnątrz niej.
Niepodległość dla Szkocji to stary temat, który powraca niczym bumerang od wielu lat. Nacjonalistyczna partia SNP, której przewodniczącym jest Alex Salmond, była wielkim zwolennikiem referendum. Podobno Szkocji będzie lepiej bez Londynu, a ropa naftowa i gaz ziemny zapewnią nowopowstałemu (odrodzonemu?) państwu szkockiemu niezbędne do funkcjonowania pieniądze. Nic to, że wydobycie maleje, a nowa Szkocja znajdzie się poza Unią Europejską, a więc także poza unijnym rynkiem (chociaż Szkoci są raczej proeuropejscy, w przeciwieństwie do Anglików).
Wielu chętnych do niepodległości
Aspiracje niepodległościowe przejawiają także inne narody – Katalończycy i Baskowie to najbardziej oczywiste przykłady. Ci pierwsi wyraźnie nabrali wiatru w żagle, organizując milionowe demonstracje i rozpisując na listopad wybory do lokalnej legislatywy. Katalonia zapowiada referendum, chociaż nie ma do tego żadnej podstawy prawnej. Salmond taką podstawę wywalczył (bardziej wynegocjował), może i Katalończykom się uda. Redakcja ekonomicznego portalu Bloomberg proponuje, aby Madryt nie rzucał Barcelonie kłód pod nogi i zezwolił na przeprowadzenie głosowania.
Tendencja do rozkładu organizmów państwowych na mniejsze państewka jest coraz bardziej wyraźna na Starym Kontynencie (obok ww. jest jeszcze Flandria). Nasila się ona wraz z postępami kryzysu ekonomicznego. Zupełnie odwrotnie postępują natomiast przedsiębiorstwa, które łączą się i konsolidują, licząc na oszczędności i efekt skali. Warto byłoby bliżej przeanalizować to zagadnienie.
Londyn pożegna Brukselę?
Wracając do Wielkiej Brytanii i Europy należy stwierdzić, że Londyn coraz bardziej oddala się od Brukseli. Pozostanie poza paktem fiskalnym, sprzeciw wobec propozycji podatku od transakcji finansowych, chęć wycofania się ze współpracy policyjnej i sądowej w sprawach karnych, groźba zawetowania nowej perspektywy finansowej UE i ściskanie kciuków za odrębny budżet strefy euro – to tylko niektóre działania i decyzje, które pokazują stan brytyjskiego ducha. Jest to stan ducha pozaeuropejskiego. Londyn pod wodzą Camerona pogłębia Kanał i burzy mosty łączące Wielką Brytanię ze Starym Kontynentem. Z takim rozwojem sytuacji zdają się być pogodzeni Niemcy, dla których do niedawna Brytyjczycy byli cennymi sojusznikami. Dziś niewiele można już z nimi ugrać.
Być może premier Cameron, będący pod presją własnej partii oraz rosnącej popularności skrajnej prawicy spod znaku UKIP, zdecyduje się rozpisać referendum na temat członkostwa kraju w Unii Europejskiej. Nie byłoby to niczym zaskakującym. Sondaże dają dziś przewagę zwolennikom rozwodu. Unia bez Londynu? Cóż, jeśli Brytyjczycy tego właśnie pragną, to nikt ich na siłę trzymać nie będzie. Co nie oznacza, że brytyjskiego podejścia w pewnych kwestiach (gospodarka, obrona narodowa) będzie brakowało. A może społeczeństwo zszokuje premiera Camerona i zagłosuje za pozostaniem w UE? Taki głos oznaczałby votum nieufności wobec szefa rządu i jego polityki, a więc zapewne koniec rządów torysów. Czy opłaca się iść na takie ryzyko?
Potrzeba namysłu i rozwagi
Średnio trafiają do mnie pomysły kreacji kolejnych państw i rozdrobnienia suwerenności w Europie. Tworzy to wiele problemów, a niekoniecznie rozwiązuje te, które doskwierają społecznościom decydującym się na taki krok. Nie mam jednak prawa wypowiadać się w imieniu Szkotów, Katalończyków czy Flamandów i krytykować ich aspiracji. Naprawdę trzeba się jednak wiele razy zastanowić przed podjęciem tak daleko idącej decyzji. Naprawienie ewentualnych błędów nie będzie łatwe ani szybkie (po secesji przeproszą się z „metropolią” i wrócą na jej łono? Nie ma na to szans).
Podobnie oceniam koncepcje wychodzenia z Unii Europejskiej. Czy uwolnionym spod „dyktatu Brukseli” Brytyjczykom łatwiej będzie znaleźć pracę, sfinansować edukację własnych dzieci itp.? Unia Europejska jest w brytyjskiej polityce tematem zastępczym, wyciąganym wtedy, gdy coś się nie udaje. Podobnie dzieje się też w innych państwach UE, jednak nie w takim natężeniu. Odnoszę wrażenie, że Unia wzbogaca Londyn, a Londyn wzbogaca Unię i obie strony dobrze wychodzą na istniejącym układzie. Jeśli jest inaczej, referendum może to wykazać.
Piotr Wołejko