W środę 11 lipca oficjalną wizytę w Londynie odbył prezydent Francji Francois Hollande. Serdeczni przyjaciele z dwóch stron Kanału mają wiele wspólnych interesów. Długa jest również lista rozbieżności.
Kordialna atmosfera
Na wstępie należy przypomnieć, iż premier Cameron – wraz z kanclerz Merkel i premierem Tuskiem – odmówili Hollande’owi spotkania w trakcie kampanii prezydenckiej we Francji. Hollande kurtuazyjnie nie wypominał gospodarzowi tego faux pas, jednak na pewno Cameronowi było trochę głupio gościć człowieka, któremu kilka tygodni wcześniej odmówił spotkania. A nie chodziło o wielogodzinną dyskusję, tylko o kilkanaście/dziesiąt minut ogólnikowej rozmowy.
Francois Hollande w żartobliwy sposób odniósł się do niedawnej wypowiedzi Camerona, w której zapowiadał rozłożenie czerwonego dywanu przed francuskimi bogaczami, jeśli zdecydują się przenieść do Wielkiej Brytanii i tam płacić podatki (uciekając przed 75-procentową stawką zapowiadaną przez Hollande’a). Francuski prezydent pochwalił bowiem brytyjskie poczucie humoru i wbił szpileczkę w Camerona mówiąc „najwyższa stawka podatkowa w Wielkiej Brytanii wynosi 45%, a we Francji 41%„.
Punkty wspólne (m.in. ograniczyć budżet UE)
Przechodząc jednak do rzeczy poważnych, skupmy się na punktach wspólnych, które łączą lewicową od niedawna Francję z prawicową Wielką Brytanią. Na początek informacja może nie najważniejsza, natomiast z punktu widzenia Polski bardzo istotna. Otóż Paryż i Londyn kategorycznie sprzeciwiają się zwiększeniu budżetu Unii Europejskiej w nowej perspektywie finansowej 2014-2020. Co więcej, oba kraje znowu dogadają się w sprawie finansowania wspólnej polityki rolnej i rabatu brytyjskiego. Tym samym Paryż i Londyn będą stały w jednym szeregu z Niemcami, Holandią czy Finlandią, głównymi przeciwnikami większego unijnego budżetu. Pamiętajmy, że przy obecnie obowiązującej perspektywie finansowej Polska uzyskała, w ostatniej chwili, ustępstwa ze strony Niemiec. Teraz zapewne trzeba będzie liczyć na powtórkę z rozrywki.
W sprawach globalnych, takich jak Syria, irański program nuklearny czy zakończona rok temu operacja w Libii. Ostatnie to zresztą ciekawy przykład geopolityki XXI w. i zabiegania o własne interesy narodowe – przy okazji pomocy cywilom pozbyto się Kaddafiego, a francuskie i brytyjskie koncerny naftowe będą odgrywały większą rolę w wydobyciu libijskiej ropy. Operacja libijska to także jeden z efektów bliższej współpracy wojskowej na linii Paryż-Londyn, zapowiedzianej w listopadzie 2010 r. Współpraca ta ma być zacieśniana jeszcze bardziej, a Francja podobno proponuje udział brytyjskiego przedstawiciela w ustalaniu własnego budżetu obronnego.
Razem, ale osobno
Na koniec słów kilka o rozbieżnościach. Najpoważniejsze dotyczą Unii Europejskiej i strefy euro. O ile w przypadku budżetu unijnego na lata 2014-2020 oba kraje prezentują jednolity front, to nie wygląda to tak różowo w przypadku mechanizmów ratowania strefy euro. Brytyjczycy są za tym, żeby strefa euro uporządkowała swoje sprawy, jednak chce pozostać poza układami rozstrzygającymi o eurozonie. Jednocześnie nie godzą się na ogólnounijne regulacje dotyczące sektora finansowego, gdyż mogłoby to uderzyć w londyńskie City.
A propos Unii Europejskiej, i tutaj Polska znowu powinna uważnie słuchać, prezydent Francji zapowiedział, iż powinniśmy rozwijać unię kilku prędkości, „gdzie każdy biegnie w swoim tempie”. Unia kilku prędkości powoli staje się faktem, chociaż w Polsce niektórzy nadal łudzą się, że uda się tego uniknąć, a inni przestrzegają przed rozpadem wspólnoty na kilka podgrup (o ile rozumiem przewidują, że Polska znajdzie się w grupie maruderów-outsiderów).
Piotr Wołejko