Rok temu, 2 maja 2011 roku, amerykańscy komandosi z elitarnego oddziału Navy Seals Team Six, przeprowadzili akcję na terytorium Pakistanu, w wyniku której zginął lider Al-Kaidy Osama bin Laden (OBL). Akcja komandosów wstrząsnęła Al-Kaidą. W rok po zabiciu OBL warto postawić pytanie, czy jesteśmy bezpieczniejsi? Odpowiedzi postaram się udzielić wspólnie z Michałem Holą, ekspertem w dziedzinie bezpieczeństwa i zwalczania terroryzmu.
Jak twierdzi Michał, rok po śmierci OBL Al-Kaida wydaje się niezdolna do przeprowadzenia samodzielnego, centralnie planowanego uderzenia na wielką skalę, podobnego do 11 września 2001 roku. Następcy OBL, Aymanowi al-Zawahiriemu, brakuje charyzmy i rozmachu, którym cechował się Osama (na zdjęciu fragment okładki magazynu Time autorstwa Tima O’Briena). Baza pod przywództwem Zawahiriego zdaje się tracić na znaczeniu w tym sensie, że nie nadaje już tonu ogólnoświatowemu dżihadowi wymierzonemu w Zachód. Nadal jest jednak punktem odniesienia dla wielu dżihadystów na całym świecie.
Według szacunków amerykańskiej armii i wywiadu w Afganistanie, w którym od dekady przebywają zachodnie wojska, znajduje się 100-200 bojowników Al-Kaidy. Ośrodki treningowe terrorystów zostały w znacznej mierze zniszczone, a oni sami przenieśli się raczej na górzyste afgańsko-pakistańskie pogranicze. To nie Al-Kaida prowadzi z Amerykanami wojnę partyzancką w Afganistanie. Jej rola jest niewielka. Michał Hola jest przeciwnego zdania, co powinienem w tym miejscu zaznaczyć.
Nowe teatry walk
Jednocześnie następuje rozprzestrzenianie się ideologii Al-Kaidy w regionie Afryki Północnej i Sahelu, Rogu Afryki, a nawet w Nigerii. Polem walki z terrorystami spod znaku wojowniczego islamu jest dziś głównie Jemen, gdzie prowadzona jest intensywna kampania ataków z powietrza (samoloty bezzałogowe) połączona z działaniami szkolonych przez Amerykanów oddziałów jemeńskich sił bezpieczeństwa. To w Jemenie działał posiadający amerykańskie obywatelstwo Anwar al-Awlaki, który został pierwszym obywatelem USA zabitym bez wyroku sądu na rozkaz Waszyngtonu (co wzbudziło wiele kontrowersji, podobnie jak rosnące wykorzystanie dronów w walce z terroryzmem rodzi coraz większe wątpliwości etyczne).
Problemy z terrorystami inspirowanymi Al-Kaidą ma także Somalia, gdzie lokalne ugrupowanie islamistyczne al-Shabab postanowiło przeprowadzić fuzję z Bazą i działać z nią ramie w ramię podczas walki z „niewiernymi”. Od listopada trwa skoordynowana ofensywa wymierzona w al-Shabab, w której biorą udział Kenia, Etiopia, lokalne siły stabilizacyjne pod flagą Unii Afrykańskiej (głównie Ugandyjczycy), miejscowe milicje klanowe oraz siły rządu tymczasowego. Pół roku po starcie kampanii trudno powiedzieć, że al-Shabab zostało stłamszone. Organizacja nadal kontroluje sporą część terytorium Somalii.
Warto zwrócić szczególną uwagę na Jemen i Somalię w kontekście Al-Kaidy, gdyż miejscowe uwarunkowania (słabe bądź nieistniejące państwo, skłócone klany/grupy etniczne, ubóstwo i brak perspektyw ludności, brak większego zainteresowania i wsparcia wspólnoty międzynarodowej) bardzo przypominają Afganistan. Kraje te są wręcz kopią bezpiecznej przystani, jaką dla terrorystów stał się Afganistan. W Afryce zyskali oni to, czego brakowało trochę w Afganistanie – przestrzeń. Bardzo łatwo jest „zgubić się” na rozległych pustkowiach i płaskowyżach albo w górzystym terenie. Obszary te są trudno dostępne i zapewniają terrorystom swobodę i bezpieczeństwo.
Z tego powodu należy uważnie przyglądać się działaniom AQIM (Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu), szczególnie aktywnej w Algierii oraz sytuacji w Mali, którego struktury państwowe przestają powoli istnieć (zamach stanu, próba kontr zamachu, secesja Tuaregów), a elementy radykalne rosną w siłę mimo stosunkowo niewielkiej liczebności (nadrabiają to świetną organizacją, lojalnością i zdolnościami bojowymi). Nie można pomijać też zagrożenia, jakie stanowi nigeryjska grupa Boko Haram, tak samo jak różnorakie organizacje w Azji Środkowej (Uzbekistan, Xinjang).
Cały czas bardzo poważne zagrożenie stanowią liczne ugrupowania w Pakistanie, spośród których największe możliwości posiada Lashkar-e-Taiba (LeT) i jej przykrywka, „charytatywna organizacja” Jamaat-ud-Da’wah. Zdaniem Michała Holi LeT posiada zdolność oraz możliwość do przeprowadzania spektakularnych zamachów poza tradycyjnym obszarem jej działania. Czy będzie to coś na kształt zamachów w Bombaju w 2008 roku? Beczką prochu jest Kaszmir, gdzie działa być może więcej organizacji terrorystycznych niż na afgańsko-pakistańskim pograniczu.
Nowe zagrożenia ze strony terrorystów
Spada znaczenie Al-Kaidy jako organizacji zdolnej do samodzielnego dokonania wielkich zamachów, natomiast nie maleje rola jej ideologii. Liczba ugrupowań terrorystycznych już teraz jest duża, a nieustannie powstają nowe. Michał Hola twierdzi, że postępuje decentralizacja działań Al-Kaidy i ich regionalizacja. Nadal atrakcyjne jest podpinanie własnej organizacji pod Al-Kaidę (AQIM, AQAP – Al-Kaida Półwyspu Arabskiego, fuzja al-Shabab w Somalii z Al-Kaidą), jednak coraz częściej terroryści walczą o wąsko rozumiane cele o znaczeniu regionalnym, np. Al-Shabab chce odtworzyć islamski emirat Somalii, który trwał przez krótki czas rządów Unii Trybunałów Islamskich w połowie pierwszej dekady obecnego stulecia. Najpierw chodzi w tym przypadku o władzę, później o szariat.
Obok decentralizacji i regionalizacji mamy do czynienia ze wzrostem znaczenia działań typu „individual jihad”. Michał Hola powołuje się tutaj na wydawany przez AQAP internetowy magazyn INSPIRE, w którym zamieszcza się m.in. instrukcje wybierania celów i przygotowania ataków, posługiwania się bronią, produkcji i stosowania materiałów wybuchowych z łatwo dostępnych materiałów, czy produkcji zdalnie sterowanych, improwizowanych ładunków wybuchowych (śmiertelnych IEDs, znanych dobrze z Afganistanu i Iraku).
Terroryści liczą tu przede wszystkim na żyjących na Zachodzie muzułmanów, najczęściej młodych potomków imigrantów z Pakistanu czy MENA (Bliski Wschód i Afryka Północna) lub Nigeryjczyków, którzy radykalizują się i coraz częściej podejmują decyzję o podążeniu szlakiem dżihadu. Jeśli taka forma terroryzmu zyska na popularności, kraje Zachodu staną przed poważnym problemem. Można bowiem zwiększyć kontrolę nad meczetami czy miejscami, w których zbierają się radykalne elementy islamistyczne, jednak nie sposób kontrolować wielomilionowych populacji wyznawców islamu (tym bardziej, że organizują się oni nierzadko w sieci, korzystając z portali, forów dyskusyjnych czy mediów społecznościowych). A co z konwertytami, którzy bywają jeszcze bardziej radykalni, a nierzadko nie ujawniają swoich poglądów, a czasem nawet faktu zmiany wyznania?
Jak skutecznie minimalizować zagrożenie?
Zabicie OBL było poważnym ciosem, który niewątpliwie osłabił Al-Kaidę i pozbawił globalny terroryzm jej najbardziej rozpoznawalnej twarzy i charyzmatycznego lidera. Równie ważna jak zabicie OBL jest jednak nieustająca i bardzo skuteczna kampania eliminacji przywództwa Al-Kaidy na każdym szczeblu. Ataki dronów oraz operacje sił specjalnych fizycznie wyeliminowały setki ważnych dla Bazy postaci.
Wyzwaniem na dziś jest niedopuszczenie do transformacji Jemenu, Somalii i innych zagrożonych państw/obszarów w bezpieczne przystanie dla terrorystów. Zachód musi wywierać na nich ciągłą presję, wymuszać przemieszczanie się i eliminować liderów. Drony i siły specjalne to jedna część odpowiedzi na pytanie, jak należy tego dokonać. Kluczowa jest współpraca z lokalnymi władzami/strukturami, wspieranie milicji klanowych czy elitarnych oddziałów bezpieczeństwa. Dodatkowo potrzebny jest jeszcze większy wysiłek w kierunku wczesnego wykrycia przypadków indywidualnego dżihadu, chociażby przez penetrację radykalnych środowisk i organizacji, w szczególności charytatywnych, które stanowią dla terrorystów doskonałą przykrywkę.
Odpowiadając na postawione we wstępie pytanie, czy jesteśmy bezpieczniejsi, czy nie, należy stwierdzić, że chwilowo udało nam się ograniczyć zagrożenie terrorystyczne. Jednak stan ten nie potrwa wiecznie. Terroryści ewoluują i są kreatywni. Walka z nimi trwa na większej ilości frontów. Tylko aktywne zaangażowanie pozwoli Zachodowi (choć terroryzmem zagrożone są również Rosja, Indie czy Chiny) wygrywać w tej trudnej batalii.
Piotr Wołejko
*Wpis powstał przy współpracy z Michałem Holą, ekspertem ds. bezpieczeństwa i zwalczania terroryzmu, któremu bardzo dziękuję za pomoc i poświęcony czas, i zachęcam do śledzenia go na Twitterze.