Prywatyzacja zysków i uspołecznienie strat. Drastyczny wzrost nierówności społecznych. Niezgoda na bezkarność winnych kryzysu finansowego. Sprzeciw wobec systemu politycznego, który służy interesom wielkich korporacji, sektora finansowego i garstki najbogatszych obywateli. Tak w skrócie można opisać przyczyny powstania, a zarazem główne postulaty, ruchu Okupuj Wall Street (OWS – Occupy Wall Street), który od kilku tygodni zdobywa coraz większy rozgłos. I zyskuje wsparcie ze strony uznanych nazwisk.
Dlaczego protestują?
Chociaż ruch, jak sama nazwa wskazuje, wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, de facto jest ponadpaństwowy i ponadnarodowy. OWS można uznać za kontynuację lub twórcze rozwinięcie hiszpańskich protestów z Madrytu z wiosny bieżącego roku. Pojawiają się też analogie z demonstrantami z egipskiego placu Tahrir, jednak są one, moim zdaniem, nieuzasadnione. Inne realia polityczne, inne realia społeczne, w większości inne cele. Chociaż łatwo dostrzec, iż wielu demonstrantów w Egipcie, ale także w Tunezji, protestowało przeciwko biedzie i brakowi szans rozwoju młodego pokolenia.
Jednak OWS to coś o wiele bardziej znaczącego. To już nie tylko sprzeciw wobec braku szans młodego pokolenia. To sprzeciw wobec systemu politycznego, w którym interesy zwykłych obywateli są lekceważone przez decydentów, a załatwia się głównie sprawy ważne dla wielkiego biznesu, „przemysłu” finansowego i bogaczy. Jak pokazują dane statystyczne, w ostatnich trzech/czterech dekadach, zarobki w branży finansowej i sektorze prywatnym zupełnie się rozjechały. Czy można to w racjonalny sposób uzasadnić? Bardzo wątpliwe.
Jeden procent najbogatszych obywateli zgarnia dziś 23% dochodu narodowego, podczas gdy trzydzieści lat temu było to zaledwie 6%. Jednocześnie około 50 milionów Amerykanów żyje w biedzie, a co czwarty Afroamerykanin i Latynos żyją poniżej granicy ubóstwa, natomiast 1 na 9 Afroamerykanów w wieku 20-34 lata jest osadzony w więzieniu. W ciągu dekady zarobki przeciętnej amerykańskiej rodziny z klasy średniej zmniejszyły się o 7%, a najuboższe rodziny zarabiają mniej aż o 12% (więcej ciekawych danych – tutaj). Kryzys finansowy znacznie pogorszył, trudną już wcześniej, sytuację większości społeczeństwa. Nie można się dziwić, że następuje kontrreakcja.
Globalne kasyno zagrożeniem ładu międzynarodowego
W Europie nie mamy do czynienia z tak wielką rozpiętością pomiędzy najbogatszymi a najuboższymi, jednak różnica w wielu krajach coraz bardziej kole w oczy. Akcja OWS, czyli organizowanie demonstracji pod siedzibami giełd, banków i instytucji finansowych, rozlewa się też po Europie. Protestujący domagają się, co jest całkowicie zasadne, poważnych zmian. Nie chodzi im głównie o sprawiedliwość społeczną, a o przyzwoitość w życiu publicznym i zwykłą uczciwość. Chcą osądzenia winnych kryzysu i zajęcia się prawdziwymi problemami, czyli tymi, które dotykają dziesiątki milionów ludzi. Tymczasem w USA i Europie politycy ciągle dyskutują o bilansach banków, wirtualnych pieniądzach i drukowaniu pustego pieniądza.
Uwaga decydentów skupia się w niewłaściwym miejscu. Brakuje im też odwagi do poskromienia finansowego szaleństwa, które doprowadziło do dzisiejszego kryzysu. Obroty derywatami (jeden z instrumentów finansowych) przewyższają wielokrotnie globalne PKB, które wynosi ok. 60 bilionów dolarów. A to tylko jeden z wielu instrumentów, które wytworzył „przemysł finansowy”. Państwa, za pieniądze podatników (długi, które oni będą spłacać ze swoich podatków) ratowały zadłużone banki i inne instytucje finansowe, a ratowani nie wykazują jakiejkolwiek wdzięczności z tego powodu. Pompowane w sektor finansowy pieniądze idą na kontynuację wcześniejszej, szkodliwej działalności i wysokie premie oraz bonusy dla kadry zarządzającej.
Zapłacą podatnicy. I pracownicy
Obecny model gospodarczo-polityczny, podporządkowany interesom wielkiego biznesu i finansjery staje się coraz trudniejszy do utrzymania. W okresie prosperity pracownicy w wielu państwach (poza południową Europą) mieli w zasadzie zamrożone pensje. Czas kryzysu to cięcia pensji, a nierzadko zwolnienia. Dotyczy to wszystkich, także pracowników niższego i średniego szczebla „przemysłu” finansowego. Jedynym wyjątkiem są zarządzający globalnym kasynem, którzy nawet w przypadku zwolnień dostają wielomilionowe odprawy (pracujący zaledwie 11 miesięcy w HP Leo Apotheker otrzymał 13 milionów dolarów). Pracownicy fabryk Forda w USA odrzucili układ zbiorowy pracy, który nie przewidywał podwyżek pensji, wyrażając swój sprzeciw wobec praktykom firmy, która oszczędza na pracownikach, a jednocześnie przyznaje kierownictwu premie w wysokości 26 milionów dolarów. Świetne wyniki firmy w ostatnich kwartałach nie powinny predestynować do tak wysokich premii.
O ile jednak Ford zaczął przynosić zyski i wypłata premii ma uzasadnienie, to szefowie „przemysłu” finansowego nie żałowali sobie sowitych bonusów nawet w szczycie kryzysu finansowego, gdy wyciągali błagalnie ręce do rządu po pieniądze podatników. Chciwość finansjery jest oburzająca, a OWS jest bezpośrednią reakcją na te skandaliczne zachowania. Skandaliczne tym bardziej, że po zainkasowaniu pieniędzy sektor finansowy nie zrobił nic, by wesprzeć obywateli (głównie przedsiębiorców). Utrudniony dostęp do kredytu oznacza koniec biznesu dla wielu przedsiębiorstw. A to jest równoznaczne ze wzrostem bezrobocia i spadkiem wpływów podatkowych do budżetu.
Teraz, gdy świat znowu wisi na krawędzi kryzysu, „przemysł finansowy” ani wielkie korporacje nie pomagają w znalezieniu rozwiązania. Agencje ratingowe, skompromitowane wydawaniem najwyższych ocen zupełnie bezwartościowym instrumentom finansowym i akceptujące szemrane działania instytucji finansowych, co kilka tygodni dokładają jeszcze do pieca globalnej niestabilności (ostatnie decyzje to obniżenie ratingu Hiszpanii i jej banków). Na rachunkach przedsiębiorstw w USA znajdują się podobno 2 biliony dolarów, a polskie firmy mają nawet kilkanaście miliardów złotych. Pieniądze te znacząco przyczyniłyby się do poprawy sytuacji, gdyby zamiast bezczynnie leżeć na kontach, zostały przeznaczone na inwestycje.
Słyszymy jednak, że zanim cokolwiek zostanie zainwestowane, trzeba ciąć. A co trzeba ciąć? Wydatki socjalne, rzecz jasna. Tymczasem zamiast bezmyślnych cięć potrzeba tu racjonalnej analizy i rozważnej reformy. Druga odpowiedź biznesu to uelastycznienie prawa pracy, czyli ograniczenie praw pracowniczych. Modna dziś idea elastycznego zatrudnienia może doprowadzić do tego, że pracownicy będą zwalniani niemal z dnia na dzień, a w efekcie nigdy nie będą mieli ustabilizowanej sytuacji życiowej. Nigdy nie dostaną normalnego kredytu lub kredytu na normalnych warunkach. Parodią jest twierdzenie, że to pracownicy i ich prawa są głównym problemem prowadzenia biznesu i odarcie ich z tych praw doprowadzi do uzdrowienia sytuacji, a więc zwiększenia inwestycji i zatrudnienia. Co najwyżej przyczyni się do zwiększenia zysków firm. A miejsca pracy i tak docelowo zostaną przeniesione tam, gdzie będą mniej „kosztowne”. To tylko kwestia czasu.
Lepsza polityka, lepsze prawo
Bolączką dzisiejszego systemu gospodarczo-politycznego jest nie tylko zbyt duża uległość polityków względem wielkiego biznesu (w szczególności wobec „przemysłu finansowego”), lecz również zachwianie ładu korporacyjnego, głównie w świecie anglosaskim. Odseparowanie własności od odpowiedzialności spowodowało wykształcenie się w zasadzie niezależnej od akcjonariuszy kasty menedżerów, którzy przejęli kontrolę nad spółkami i własnymi wynagrodzeniami. Przyczyniło się do tego rozdrobnienie akcjonariatów spółek. Brak kontroli ze strony akcjonariuszy i dalece niewystarczający nadzór ze strony państwa doprowadziły do dzisiejszego kryzysu. Wytworzyła się kultura chciwości i bezkarności. Hulaj dusza, piekła nie ma!
Dlatego, i to postuluje OWS i podobne mu ruchy w innych krajach, potrzebne są kompleksowe reformy i zupełnie nowe podejście do polityki gospodarczej. Potrzebne jest pociągnięcie do odpowiedzialności winnych kryzysu i ich eliminacja z biznesu i życia publicznego. Należy spisać nową umowę społeczną. Nie będzie to łatwe, gdyż posługujemy się ciągle ukształtowanymi w innej rzeczywistości politycznej, społecznej i gospodarczej pojęciami i definicjami.
Stąd należy uważnie wsłuchać się w postulaty OWS i sprzyjających mu intelektualistów, gdyż tylko w ten sposób można zrozumieć nowy język dyskusji o sprawach najważniejszych dla każdego państwa i każdego społeczeństwa. Odrzucenie oferty prezentowanej przez ruchy pokroju OWS będzie szalenie krótkowzroczne i niebezpieczne. Nie będzie to zbrodnia, będzie to błąd. Kosztowny i o trudnych do przewidzenia konsekwencjach.
Jeśli potrafimy wyciągnąć wnioski z historii, nie powinniśmy pozwolić sobie na popełnienie tego błędu. W innym przypadku wyśmiane w Polsce słowa ministra Rostowskiego o wojnie, wypowiedziane w Europarlamencie, przestaną być tak śmieszne.
Piotr Wołejko
PS. Artykuł został napisany przed sobotnimi „Marszami Oburzonych”.