Tom Friedman, komentator New York Times’a, powiedział prawie dekady temu, iż istnieją dwa supermocarstwa – Stany Zjednoczone i agencja ratingowa Moody’s. Ameryka może zniszczyć cię bombami, Moody’s obniżając rating twojego długu. Uwierzcie mi, iż czasem nie jest jasne, które z nich [mocarstw – przyp. P.W.] jest silniejsze. Dziś oprócz Moody’s liczą się jeszcze dwie agencje, Fitch i S&P. Ta ostatnia obniżyła rating USA, zadając pierwszy cios supermocarstwu.
Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni?
Drugi tydzień czerwieni na giełdach i narastający niepokój inwestorów na całym świecie. Lekka panika w Waszyngtonie, gdyż od dłuższego czasu uprawiano tam politykierstwo zamiast polityki. Teatrzyk wokół podniesienia limitu zadłużenia był niepoważny i nadszarpnął wizerunek Ameryki. Dość zabawne jest jednak to, że moralizować jedyne państwowe supermocarstwo próbują agencje ratingowe o raczej wątpliwej wiarygodności. Całkowity brak rozeznania przez wspomniane wyżej agencje sytuacji na rynku został dramatycznie obnażony przez kryzys finansowy. Można stwierdzić nawet, nie naciągając faktów, iż to agencje ratingowe w ogromnej mierze przyczyniły się do wywołania, a następnie pogłębienia kryzysu.
Przecież to agencje ratingowe do samego końca podtrzymywały najwyższe oceny instrumentów finansowych, które później zyskały miano toksycznych, tj. przynoszących gigantyczne straty. To agencje ratingowe długo nie dostrzegały problemów banku Lehman Brothers, którego upadek w 2008 roku stał się rozsadnikiem kryzysu na cały świat. To również agencje ratingowe wzięły się za obniżanie ratingów państw w chwili, gdy próbowały one uniknąć zalania kryzysową falą. To agencje zdają się decydować dziś o być albo nie być kilku państw Unii Europejskiej, a teraz wzięły się za Stany Zjednoczone.
Zabawne, ile trzeba mieć w sobie pychy i arogancji, żeby zachowywać się tak, jak czynią to dzisiaj agencje ratingowe. Umyły ręce od kryzysu i stoją dziś na straży moralności i dyscypliny fiskalnej, rozliczając zadłużone państwa z każdego euro bądź dolara oszczędności. Owszem, państwa nie są bez winy i wiele razy o tym pisałem na łamach Dyplomacji, jednak nie sposób nie ocenić krytycznie zachowania agencji ratingowych. One także są współwinne kryzysu, a ich wiarygodność nie tyle nie odbiega od portugalskiej, irlandzkiej czy greckiej, lecz jest nawet niższa. Agencje nie wypełniły bowiem swojego obowiązku rzetelnej oceny sytuacji, nie ostrzegły inwestorów na czas, a po wystąpieniu problemów broniły się twierdzeniami, iż ich stanowiska są niemal bezwartościowymi opiniami, które każdy może z łatwością puszczać mimo uszu.
Supermocarstwa na ścieżce wojennej
Teraz jedna z agencji, S&P, wzięła się za rating USA. Amerykańska agencja atakuje więc amerykański rząd. Czy ujdzie jej to płazem? O ile Europa niewiele mogła w kwestii agencji uregulować, o tyle Waszyngton ma tutaj duże pole do popisu. Nie mam na myśli odwetu. Takie działania wywołałyby ogromną panikę w świecie gospodarki. Można jednak troszkę ustawić do pionu firmy, które mają tak wielki wpływ na bieg wydarzeń na całym globie, a nie poczuwają się przy tym do żadnej odpowiedzialności za swoje czyny.
Czekający na wielkie starcie korporacji ze strukturami państwa raczej obejdą się smakiem. Agencje ratingowe, choć dziś wydają się wszechpotężne, nie mają wystarczających pieniędzy ani siły, aby mierzyć się z państwami. Obecna sytuacja pokazuje jednak, że państwa coraz bardziej muszą liczyć się z prywatnymi firmami. Dotyczy to nawet takiej superpotęgi jak Stany Zjednoczone.
Ważne pytania
Prezydent Obama przed chwilą uspokajał podczas konferencji prasowej w Białym Domu, iż Ameryka zawsze była i zawsze będzie krajem z ratingiem potrójnego A. Wskazywał też na konieczność zawarcia kompromisu przez polityczne frakcje w Waszyngtonie. Tymczasem Chiny, największy wierzyciel Ameryki (ponad bilion dolarów), wzywają Stany Zjednoczone do poważnego podejścia do problemu zadłużenia. Czy to znak nowych czasów, w których to USA są coraz częściej pouczane, co i jak mają robić?
Nim opadnie bitewny kurz należałoby się zastanowić, czy rynki finansowe nie są zbyt uzależnione od niewiążących (o czym przekonywali. jak jeden mąż, przedstawiciele ratingowych gigantów podczas pokryzysowych przesłuchań w Kongresie) opinii mało wiarygodnych i bardzo omylnych podmiotów?
Piotr Wołejko