Druga w ciągu czterech miesięcy wizyta prezydenta Islamskiej Republiki Iranu Mahmuda Ahmadineżada w Ameryce Łacińskiej, a jej celem spotkanie z prezydentem Wenezueli Hugo Chavezem. Efektem jest podpisanie kilkunastu umów dwustronnych, ale to można uznać za mniej istotne w kwestii propagandowej. A w tej materii najistotniejsze są dwa fakty – wizytując skrajnie antyamerykańskiego Chaveza prezydent Iranu (po zatrzymaniu pięciu Irańczyków w konsulacie w Irbilu) gra Amerykanom na nosie. Po drugie, obaj przywódcy zapowiedzieli stworzenie funduszu wspierającego inwestycje w sojuszniczych krajach trzecich. A wszystko w imię pomocy w zrzuceniu jarzma imperialistów i kapitalistów z USA. Można powiedzieć, że „jak mówi – tak robi” – prezydent Chavez tworzy oś dobra (jak sam ją namaścił) i stara się skupić wokół Caracas grupę krajów złączonych antyamerykanizmem. Należy do niej także przywódca Boliwii Evo Morales, a wkrótce najpewniej do osi dołączy nowy prezydent Nikaragui, były przywódca lewicowych sandinistów Daniel Ortega. Chavez za przyjaciela uważa także Aleksandra Łukaszenkę z Białorusi, ale to raczej mało przydatny sojusznik. Tymczasem Wenezuela wraz z Iranem kontrolują spore zasoby ropy naftowej, a Boliwia posiada spore złoża gazu. Daje to pewien potencjał do rozwoju antyamerykańskiego aliansu.
Warto postawić sobie pytanie: po co to wszystko? Poza kwestiami propagandowymi „oś dobra” nie ma wielkich szans na odegranie większej roli w polityce międzynarodowej. Wiele państw o poglądach zbieżnych z członkami osi nie dołączy do niej z powodów pragmatycznym (odcięcie od pomocy finansowej) albo ze względów religijnych, etnicznych itd. Z założenia też związki oparte na nienawiści i tworzone przeciwko komuś nie mogą być tak efektywne, jak te tworzone dla realizacji jakiegoś pozytywnego celu. Tymczasem, jakkolwiek Hugo Chavez by nie zaklinał opinii publicznej, poza antyamerykanizmem członków osi nie łączy zbyt wiele, brak wspólnych interesów.
Kończąc chciałem przypomnieć doniesienia sprzed kilkunastu dni, kiedy to słyszeliśmy, że może nastąpić ocieplenie relacji na linii Caracas-Waszyngton. Okazało się to albo zwyczajną kaczką dziennikarską, albo Chavez poczuł się tak mocny, że uznał iż ocieplenia nie potrzebuje. Tymczasem jego plany związane z nacjonalizacją wielu sektorów gospodarki i ubezwłasnowolnieniem banku centralnego wywołały panikę na giełdzie i spadki indeksów o kilkanaście procent. To jest szybka droga do Socjalizmu XXI wieku.
Piotr Wołejko