„Miliardy dolarów pomocy pompowane w najbiedniejsze kraje świata (LDC) nie przynoszą efektów. Przez cztery dekady istnienia listy LDC ONZ skreśliła z niej tylko trzy państwa (Botswanę, Malediwy i Zielony Przylądek – przyp. P.W.). Żadne nie zawdzięcza jednak sukcesu wsparciu z zewnątrz” – pisze w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej Michał Potocki. Zdaje się, że rację miała Dambisa Moyo, autorka książki krytykującej zasypywanie Afryki (kontynentu, gdzie znajduje się najwięcej biednych państw) deszczem pieniędzy.
Surowce i dolary szczęścia nie dają
Jak pokazuje przykład Botswany, najważniejsze jest dobre zarządzanie. Kraj ten żyje z surowców naturalnych (głównie z diamentów), jednak zamiast przejadać fundusze, inwestuje je w rozwój i budowę struktur państwa. Jakże łatwo byłoby zmarnotrawić bogactwo płynące z diamentów pokazuje przykład Sierra Leone. Historia ostatniego półwiecza uczy nas, iż surowce nie były dla państw afrykańskich błogosławieństwem. Wręcz przeciwnie, sprowadzały na ludzi wszelkie możliwe nieszczęścia.
Dobre zarządzanie jest absolutnie kluczowe dla rozwoju każdej organizacji, z państwem na czele. Aby można było mówić o dobrym zarządzaniu potrzebne są odpowiednio wyszkolone kadry – urzędnicy i specjaliści. Takich ludzi brakowało krajom powstającym w wyniku procesu dekolonizacji. Byłe metropolie czuły się natomiast zobowiązane zadośćuczynić byłym koloniom za długie lata eksploatacji, stąd nie skąpiły pieniędzy na tzw. pomoc rozwojową i humanitarną. Niestety, pieniądze nie rozwiązały problemu. Nie było komu racjonalnie ich wydawać. Zostały zmarnowane w przerażającej wręcz ilości.
Potrzeba pomocy na miarę XXI wieku
Przysłowie, iż „pieniądze szczęścia nie dają” sprawdziło się w przypadku najuboższych państw w całej rozciągłości. Mijały dekady, a postępów nie było. Studnia bez dna. Jednak stawianie sprawy w ten sposób nie jest do końca uczciwe. Może po prostu byłe metropolie (czy szerzej rozumiany Zachód) nie chciały brać na siebie odpowiedzialności za budowanie państw od podstaw (nation-building) i środki pomocowe traktowały jako alibi. Dajemy przecież pieniądze, nie można więc przyczepić się, że nic nie robimy, aby zwalczać biedę i ubóstwo na świecie.
Dziś wyraźnie już widać, że takie podejście poniosło klęskę. Wydobycie kilkudziesięciu państw z biedy może się powieść, gdy wzmocnione zostaną struktury państwa, a funkcje publiczne zaczną pełnić profesjonalni urzędnicy. Nie pomoc rozwojowa, a inwestycje i eliminacja nierówności w globalnym handlu (dyskryminacja słabszych, mniejszych państw) stanowią odpowiedź na problemy państw z listy LDC.
Kłopot z państwami upadłymi i zagrożonymi upadkiem
Musimy pogodzić się z tym, że wszystkich państw nie da się uzdrowić. Przynajmniej nie środkami, których wykorzystanie jest realne i możliwe. Weźmy choćby Somalię, która jest państwem upadłym od dwóch dekad i nic nie wskazuje na szybką poprawę sytuacji. Niepewna jest sytuacja w Jemenie czy Afganistanie, gdzie struktury państwa są kruche. Wsparcie najbiedniejszych państw – jak najbardziej, tylko przy wykorzystaniu odpowiednich narzędzi. Same pieniądze tylko pogarszają sprawę.
Piotr Wołejko