Z potęgami w trójkącie

Dzisiejsze spotkanie prezydentów Komorowskiego i Sarkozy’ego oraz kanclerz Merkel to coś więcej niż tchnięcie nowego ducha w podupadający w ostatnich latach Trójkąt Weimarski. O spotkaniach tego typu zawsze można powiedzieć, że są okazją do zrobienia ładnych zdjęć i łatwym materiałem do pr-owskiej ofensywy, jednak dyskredytowanie trójkąta jest niczym innym jak godzeniem w polską rację stanu.

Trzy filary Trójkąta

Były minister spraw zagranicznych Francji Hubert Vedrine określił Trójkąt Weimarski mianem jednej z najbardziej inteligentnych i skierowanych ku przyszłości inicjatyw w Europie. W latach 90. instrument ten służył przede wszystkim do promowania Polski jako kandydata do Unii Europejskiej i NATO. Dziś, gdy zdążyliśmy okrzepnąć we wspomnianych organizacjach trójkąt siłą rzeczy musi skupiać się na innych problemach.

grafika

źródło: prezydent.pl

Skoro już rozmawiamy z dwoma głównymi rozgrywającymi w Europie – Niemcami i Francją – należy poruszać kluczowe tematy. Dla Polski jednym z nich jest zawsze bezpieczeństwo. Ciekawa jest propozycja, by na spotkania Trójkąta Weimarskiego zaprosić także prezydenta Rosji. Gdy tak bardzo krytykujemy fakt, że przywódcy Francji, Niemiec i Rosji spotykają się bez nas i ponad naszymi głowami dyskutują o europejskim bezpieczeństwie, możliwość uczestnictwa w tej dyskusji jest trudna do przecenienia. W ogóle, jeśli ma się wybór, lepiej jest być, uczestniczyć i rozmawiać, niż nie być, nie uczestniczyć i nie rozmawiać.

Drugim filarem spotkań w trójkącie powinna być gospodarka. Jest to temat numer jeden w UE na dziś i zapewne na kilka następnych lat. Nie ma nas w strefie euro, więc tym bardziej musimy pilnować, aby nasze postulaty były w Brukseli zauważane i brane pod uwagę. W kontekście zbliżającej się prezydencji (druga połowa br.) bliższa kooperacja z Berlinem i Paryżem będzie cennym atutem, który powinniśmy wykorzystać w toczących się w unii debatach (m.in. nowa perspektywa budżetowa, nadzór finansowy).

Trzecia istotna kwestia to polityka zagraniczna. Polska wreszcie staje się ważnym graczem na arenie europejskiej. Po fatalnych latach 2005-2007, kiedy zamiast dyplomacji prowadziliśmy fatalną grę będącą kombinacją strojenia min, pokrzykiwania, obrażania się i stawiania rozmaitych roszczeń, Warszawa dorasta do roli, którą z racji swojej wielkości, populacji oraz poziomu rozwoju gospodarczego powinna odgrywać.

Naturalne jest więc podjęcie próby koordynacji polityki zagranicznej z innymi wielkimi graczami oraz wymiana poglądów dotyczących szerokiej gamy zagadnień: od polityki wschodniej, przez sytuację w krajach arabskich po europejską politykę obronną. Nie mamy obowiązku zgadzać się we wszystkim z Francuzami czy Niemcami, ani tym bardziej przyjmować ich postulatów jako własnych – to nie kondominium, tylko suwerenna Rzeczpospolita. Mamy natomiast interes w tym, aby wiedzieć więcej o polityce głównych rozgrywających oraz poinformować ich o naszych interesach.

Nie zadowalać się pustymi gestami

Słusznie zauważa w aktualnym numerze Polityki (nr 6 z 5 lutego br.) Wawrzyniec Smoczyński, iż ożywienie Trójkąta Weimarskiego wymaga od Polski napełnienia go nową treścią. „W przeciwnym razie szczyt w Wilanowie utrwali niebezpodstawne wrażenie Niemiec i Francji, że Polskę łatwo zadowolić pustymi gestami„. Politykę pustych gestów prowadzimy od lat w stosunku do Stanów Zjednoczonych – z marnymi, co oczywiste, efektami.

Dlatego ważne jest, aby podchodzić do dyplomacji poważnie i przedstawiać poważne propozycje. W szczególności podczas dyskusji z poważnymi partnerami. Uważam, że Polskę stać na poważne podejście do dyplomacji, w tym do Trójkąta Weimarskiego. Powyżej przedstawiłem zarys tego, jak widziałbym dalszą przyszłość tej instytucji. Nie jesteśmy członkami zbyt wielu innych, gdzie moglibyśmy bezpośrednio rozmawiać z kluczowymi państwami, stąd byłoby więcej niż głupotą zarzucanie idei trójkąta. Byłby to poważny błąd.

Piotr Wołejko

Share Button