W dniach 19-20 listopada w Lizbonie odbędzie się szczyt NATO, podczas którego mogą zapaść decyzje o przeniesieniu Sojuszu w XXI wiek. Według Sekretarza Generalnego Paktu Andersa Fogh Rasmussena, „z lizbońskiego szczytu musimy wyjść jako NATO 3.0” [wywiad Rasmussena dla Gazety Wyborczej]. Oznacza to także porzucenie postzimnowojennego myślenia oraz nawiązanie bliższej współpracy z Rosją dotyczącej rozwiązywania szerokiego spektrum problemów, od zwalczania terroryzmu przez zapobieganie proliferacji broni masowego rażenia po piractwo. Pytanie, czy także Rosja jest zainteresowana bliższą kooperacją z Sojuszem.
Podczas spotkania w Lizbonie temat przyszłości NATO będzie odgrywał dominującą rolę. Czym powinno być NATO i jaką rolę ma do odegrania na arenie międzynarodowej? Czy misja w Afganistanie będzie miała istotne konsekwencje dla przyszłości Sojuszu? Dlaczego coraz częściej pojawiają się głosy, iż NATO traci na znaczeniu i może stać się nieistotne? Dlaczego wreszcie, gdy mowa o Pakcie, przeważają opinie pesymistyczne?
Afganistan przysłania osiągnięcia
Większość komentatorów, a zapewne także większość z nas, zwykłych obywateli, zdaje się nie doceniać pozytywnej roli, jaką NATO odegrało i odgrywa w otaczającej nas rzeczywistości. Nie do końca prawdziwy przekaz medialny o rzekomo natowskiej misji w Afganistanie tylko pogarsza sprawę, a twierdzenia o katastrofalnych skutkach możliwej klęski tejże misji dodatkowo podbijają bębenek. Warto pamiętać, że operacja afgańska odbywa się na mocy mandatu ONZ, a NATO zapewnia infrastrukturę dowodzenia. Nie jest to jednak operacja natowska, ponieważ Amerykanie nie zdecydowali się skorzystać z oferty sojuszników, proponujących wprowadzenie w życie gwarancji zawartych w art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Misja afgańska to operacja typu coalition of the willing, czyli zainteresowanych państw. Koniec, kropka.
Wracając do roli NATO, należy powiedzieć, że Sojusz zapewnia swoim członkom stabilność i bezpieczeństwo na bezprecedensową skalę. Nie tylko od zewnątrz, chroniąc przed ewentualnymi zagrożeniami z zewnątrz, ale również od wewnątrz, zmuszając do rozwiązywania sporów innymi metodami niż wojna. W Europie, wspólnie z dzisiejszą Unią Europejską (dawniej Wspólnotami Europejskimi) zapewnił dogodne warunki dla wypracowania dobrobytu setek milionów ludzi. To naprawdę wspaniałe osiągnięcie.
Zamiast cieszyć się tym, co mamy, nieustannie pragniemy mieć więcej. Nie myślimy już za bardzo o pierwotnej funkcji NATO, czyli zapewnieniu bezpieczeństwa sojusznikom, a szukamy problemów daleko poza naszymi granicami. Amerykanie, główna potęga wojskowa świata i fundament, na którym zbudowano NATO, pragną przekształcić Pakt w ekspedycyjne siły uderzeniowe, które u boku amerykańskiej armii będą uczestniczyć w operacjach takich jak ta w Afganistanie.
Priorytety dla NATO
Rozumiejąc potrzebę działania poza granicami NATO, trudno przystać na transformację Sojuszu w przyboczną straż Stanów Zjednoczonych. Jeśli USA poszukują takiej straży, należałoby pomyśleć raczej o nowej instytucji, posiadającej inne priorytety i, najpewniej, częściowo odmienny skład. Główną rolą NATO jest stabilizacja obszaru transatlantyckiego. Nie jest nią jednak zwalczanie wspieranych przez pakistańskie wojsko talibów w Afganistanie czy terrorystów w Jemenie. Zwalczanie piractwa na wodach Zatoki Adeńskiej czy wzdłuż somalijskiego wybrzeża to nie to samo, co budowanie od podstaw państwowości afgańskiej. Mam nadzieję, że nowa strategia NATO dość jasno wyrazi, co jest w interesie państw Sojuszu i jakie są granice wspólnego zaangażowania.
NATO 3.0 powinno dalej opierać się na art. 4 i 5 Traktatu Północnoatlantyckiego (należy nawet rozważyć wzmocnienie brzmienia art. 5, który na dziś zapewnia pomoc sojuszniczą jaką państwa członkowskie uznają za konieczną), gdyż istotą Sojuszu jest właśnie obrona sojuszników. Dzisiaj zagrożenia mogą mieć nie tylko charakter militarny, ale również ekonomiczny (w tym również energetyczny) i NATO powinno wiedzieć, jak na te zagrożenia odpowiedzieć.
Konieczna jest współpraca w zakresie cyberbezpieczeństwa, które w dobie coraz powszechniejszego dostępu do internetu i informatyzacji kolejnych sektorów życia publicznego i społecznego będzie w coraz większym stopniu narażone na szwank. Hakerzy wspierani przez państwa (np. Chiny czy Rosję), międzynarodowe korporacje a także organizacje o charakterze terrorystycznym z łatwością mogą zadać nam straty wykorzystując naszą zależność od nowoczesnych technologii.
Hard power nadal górą
Nie wolno przy tym stracić możliwości wykorzystania sił zbrojnych w klasycznej wojnie. Si vis pacem, para bellum. Niestety, państwa europejskie dokonują coraz większych cięć wydatków obronnych (a już przed kryzysem finansowym tylko nieliczne państwa przeznaczały na obronę zadeklarowane 2 proc. PKB) i ich potencjał wojskowy maleje. Jeśli dodać do tego, że wiele armii dosłownie przejada fundusze, którymi dysponuje (nawet do dwóch trzecich wydatków przeznacza się na personel, czyli głównie na żołd), łatwo zrozumieć rosnącą irytację Wujka Sama zza Oceanu.
Zdaniem Amerykanów, europejskie bezpieczeństwo jest zapewnione na kredyt – Europa liczy, że większość wydatków pokryją Stany Zjednoczone i na razie tak było. Sekretarz Obrony Robert Gates ostrzega jednak, że w ciągu jednego pokolenia sytuacja może ulec poważnym zmianom. Mówiąc wprost, USA wycofają większość swoich sił z Europy i obetną fundusze na obronę Starego Kontynentu. Czy Europejczycy będą w stanie zastąpić Amerykę? A może pojawi się inna zamorska potęga zainteresowana stabilnością Europy? Może Chiny?
Problem w tym, że jeśli Europa jest dziś amerykańskim protektoratem, a NATO jest instrumentem o tożsamym znaczeniu jak Układ Warszawski w przypadku Związku Radzieckiego, to czy powinniśmy sobie życzyć, aby rolę jednej dominującej potęgi zajęła inna? Czy Europa nie może posiadać własnego, samodzielnego głosu w kwestiach bezpieczeństwa, także na arenie międzynarodowej? Bez silnej armii, nie mówiąc nawet o wspólnej armii, ale o siłach zbrojnych państw europejskich, trudno będzie o podmiotowość na świecie. Przykład Japonii pokazuje, że bycie potęgą gospodarczą nie wystarcza, by traktowano ją poważnie. Kilka tygodni temu Chiny pokazały dobitnie, na jakie traktowanie zasługują takie państwa.
Piotr Wołejko