Dziennik
Dziś wyjątkowo krótki przegląd, który zacznę od dwóch wiadomości z Ameryki Południowej. Na początek Boliwia i stłumienie antygubernatorskich demonstracji zwolenników prezydenta Evo Moralesa w stanie Cochabamba. Gubernator użył wiernych mu oddziałów policji do spacyfikowania przybyłych na wezwanie lewicowego prezydenta Moralesa protestujących, którzy od kilku dni paraliżowali główne miasto Cochabamby. Kiedy Evo Morales się o tym dowiedział, natychmiast zdymisjonował szefa tamtejszej policji. Batalia między Moralesem a kilkoma gubernatorami (prawicowymi) dotyczy tego, czy mającemu indiańskie korzenie prezydentowi uda się odebrać część władzy stanom i uczynić gubernatorów bardziej spolegliwymi. Stworzona przez Moralesa partia MAS (Ruch na rzecz Socjalizmu) forsuje w Kongresie zmianę konstytucji, która ograniczy uprawnienia gubernatorów i pozwoli na ich odwoływanie przez Kongres. Gubernatorzy tymczasem grożą secesją i nie godzą się na odbieranie im prerogatyw, a także grożą zmniejszeniem wpływów podatkowych płynących ze stanów do budżetu centralnego. Całe zamieszanie może doprowadzić do użycia przez Moralesa armii, gdyż gubernatorzy nie zamierzają iść na rzeź, którą prezydent chce im urządzić. Mówią oni – słusznie zresztą – że Morales chce przekształcać Boliwię na wzór Wenezeueli Hugo Chaveza, który buduje Socjalizm XXI wieku a swoim patronem mianował kubańskiego dyktatora Fidela Castro. Walka między Moralesem a gubernatorami będzie trwać nadal.
A Chaveza dotyczy druga informacja i komentarz. Prezydent Wenezueli zamierza nacjonalizować „wszystko co się rusza”, począwszy od telekomunikacji do sektora naftowego. Wszystko to ma być robione w imię Socjalizmu XXI wieku oraz przywracania narodowi jego dóbr. Problem jest jednak taki, że gospodarka Wenezueli opiera się w dużym stopniu na zagranicznym kapitale i know-how. Kiedy zagraniczne firmy znikną, zaczną się problemy Wenezueli. Chavez jednak tego nie rozumie i może doprowadzić zamożną Wenezuelę do stanu biednej i zacofanej Kuby – mówią oponenci. Eksperci są podzieleni i nie wierzą do końca w zapowiedzi Chaveza. Niektórzy mówią, że to tylko retoryka prezydenta. Jakkolwiek by nie było, socjalizm – nie ważne którego wieku – nikomu nic dobrego nie przyniósł. A na pewno nie na dłuższą metę.
Zmieniamy kontynent i przenosimy się do Europy. Niemcy zamierzają podczas swojej 6-miesięcznej prezydencji zająć się poważnie reanimacją traktatu konstytucyjnego – uśmierconego przez zdecydowane NIE podczas referendów we Francji i w Holandii. Nowa propozycja traktatu ma być przygotowana do końca tego roku, a przyjęta do końca 2009 roku. Jeszcze w styczniu ma odbyć się spotkanie 18 państw, które traktat już ratyfikowały – w celu wywarcia nacisku na 9 pozostałych, które z różnych powodów go nie przyjęły. Dodatkowo, w marcu w Berlinie odbędzie się specjalny szczyt w rocznicę 50-lecia traktatów rzymskich. Jak widać, planów dotyczących traktatu jest sporo i zdominuje to niemiecką prezydencję. Przychylę się do komentarza tygodnika The Economist, który napisał, że poprzez położenie nacisku na szybkość reanimacji traktatu można po raz drugi stracić szansę na jego poważne i kompetentne rozważenie. Nie będzie czasu na debatę nad tym, jak mają wyglądać instytucje UE i jak usprawnić proces decyzyjny. Co prawda od czerwca 2005 roku debaty nie było w ogóle, ale nie da się cofnąć czasu. Teraz należy rozpocząć rozmowy, które doprowadzą do rozsądnego kompromisu między bardziej efektywną unią a pozycją suwerennych państw. Planowanemu przez Berlin rozkładowi jazdy wróżę fiasko.
W Parlamencie Europejskim wkrótce może być przegłosowana rezolucja uznająca klęskę wielkiego głodu na Ukrainie w latach 1932-33 za zbrodnię ludobójstwa. Pod takim wnioskiem zaproponowanym przez polskiego eurodeputowanego zbierają teraz podpisy przedstawiciele dwóch największych frakcji w PE – chadeków i socjalistów. Rezolucja ma ogromne szanse na przyjęcie. Moskwa odbierze to na pewno jako policzek, gdyż nie ma co liczyć na próbę dokonania jakiejkolwiek rewizji niewygodnych faktów z czasów sowieckich. Ludobójstwa takie jak wielki głód, Katyń, wielka czystka czy też łagry (i wiele innych) nie znajdują miejsca w podręcznikach historii w Rosji, a władze najchętniej udawałaby, że nigdy nie miały miejsca. Jest to bardzo przykre, gdyż taka polityka obecnych władz powoduje, że społeczeństwo ceni sobie czasy totalitarnej dyktatury ZSRR, a Józefa Stalina uznaje za męża stanu i wielkiego przywódcę. Nie wróży to dobrze przyszłości Rosji. Przyszło mi na myśl w tym miejscu zdanie ze słynnego „Roku 1984” Georga Orwella, że kto ma władzę nad przeszłością, ma władzę nad przyszłością.