Przed wieczornym przeglądem prasy pozwolę sobie krótko skomentować trzy dość istotne wydarzenia:
1. Plotki o możliwym ataku nuklearnym Izraela na irańskie instalacje nuklearne.
Izraelscy lotnicy dość intensywnie ćwiczą zarówno loty długodystansowe (3000 km) oraz bombardowania. Czy możliwa jest powtórka z ataku na iracki reaktor atomowy w Osiraku z 1981 roku? Izrael na pewno nie będzie się długo wahał, kiedy uzyska pewność, że Iran jest bliski wybudowania bomby atomowej. Nawet jeśli zapowiedzi prezydenta Ahmadineżada o „starciu Izraela z mapy” traktuje jako retorykę, Tel Awiw nie może zgodzić się na atomowy Iran. Nie tylko z powodu nienawiści jaką reżim irański żywi do Izraela, ale także dlatego, iż wywołałoby to bliskowschodni wyścig zbrojeń – sunnickie kraje będą musiały znaleźć odpowiedź na posiadanie przez szyicki iran bomby nuklearnej. Poważnie wpłynęłoby to na pozycję otoczonego ze wszystkich stron (poza zachodem) przez Arabów Izraela. Dlatego Tel Awiw zrobi wszystko, aby nie dopuścić do uzyskania przez swego głównego rywala najpotężniejszej z broni. Izrael raczej nie zaatakuje Iranu bez powiadomienia USA, ale może to być takie samo powiadomienie, jaki otrzymały Chiny przed przeprowadzeniem testu atomowego przez Koreę Płn. – na kilkanaście(dziesiąt) minut przed. Jednak na razie nie spodziewałbym się takiego nalotu (tj. użycia najpierw bomb konwencjonalnych, a potem – o czym piszą gazety na całym świecie – użycia niewielkiego, taktycznego ładunku nuklearnego). Jest to raczej straszenie Teheranu i coś w rodzaju poważnego ostrzeżenia. Jeśli i to ostrzeżenie Teheran zignoruje, Izrael może naprawdę zaatakować Iran – czego nie przyjmują do wiadomości niektórzy eksperci. Groźba ataku na Iran to także ostrzeżenie i apel względem wspólnoty międzynarodowej, aby zajęła się sprawą irańskiego programu nuklearnego. W innym wypadku Izrael nie zawaha się użyć siły.
2. Wstrzymanie tranzytu rosyjskiej ropy przez Białoruś.
Kolejna odsłona białorusko-rosyjskich rozgrywek, której efekt możemy w prosty sposób przewidzieć. Pozbawiona własnych źródeł surowców energetycznych Białoruś ugnie się przed presją Rosji i wycofa ze swoich żądań. Cały spór dotyczy już nie cen, ceł czy ropy (wcześniej gazu) ale niezależności zarówno prezydenta, jak i samej Białorusi. Jeśli Łukaszenko poniesie kolejną klęskę – a ta wydaje się niechybna – dostanie kolejny poważny cios, który osłabi jego pozycję. Białoruś zostanie sprowadzona do roli państwa nie posiadającego żadnego znaczenia na arenie międzynarodowej i zależnego od kaprysów kręgów władzy na Kremlu. A doprowadza do tego gospodarka, konkretnie zależność Białorusi od Rosji. Słusznie więc na biurku prezydenta Clintona znajdował się cytat: „gospodarka głupcze” – jeśli gospodarka jest słaba lub zależna od państw trzecich, państwo jest słabe. Z drugiej strony, Rosja znowu traci na wiarygodności w oczach zachodnich partnerów, którzy nie uznają takich metod (jakie stosuje Rosja – odcinanie dostaw ropy i gazu) rozwiązywania sporów.
3. Przerwanie dostaw azerskiej ropy do Rosji.
Z pewnością wielkie zaskoczenie dla Moskwy, której wydawało się, że ma monopol na odcinanie dostaw surowców energetycznych. Tymczasem Azerbejdżan pokazał Kremlowi, że jest to broń obosieczna i inni mogą ją równie dobrze stosować wobec Rosji. Dlaczego Baku odcięło dostawy ropy? Nie godzi się na podwyżkę cen gazu ze 110$ do 235$ za metr sześcienny. Ponieważ Baku nie dogadało się z Gazpromem, Rosjanie odcięli dostawy gazu. W związku z tym Azerowie odcięli dostawy ropy i zapowiedzieli, że przeznaczą ją do zaopatrzenia swoich elektrowni, pozbawionych rosyjskiego gazu (przejdą na wykorzystanie samej ropy, zamiast mieszanki ropy i gazu). Azerbejdżan, choć posiada ogromne złoża gazu, nie posiada odpowiedniej infrastruktury i dlatego jest zależny od Gazpromu. Teraz jednak Azerowie twardo się postawili i mają szanse na odniesienie sukcesu w sporze z Rosją. Z Kremlem można rozmawiać tylko jego językiem – językiem siły. A ponieważ Azerbejdżan ma solidne argumenty (a także ogromne złoża do wykorzystywania w przyszłości) Rosjanie muszą poszukać jakiegoś kompromisowego rozwiązania. Azerbejdżan to nie Białoruś i nie można rzucić go na kolana zakręcając kurek. Moskwa musi być w szoku.
Piotr Wołejko