Patrząc na dzisiejsze problemy Grecji można zastanowić się, jak ci sami Grecy mogli stworzyć imponującą cywilizację, która do dziś stanowi istotny element tożsamości europejskiej, a szerzej – zachodniej. Oczywiście takie stwierdzenie to ogromne uproszczenie, jednak ostatnie trzy dekady to dla Greków czas, który chluby im nie przynosi. W szczególności w ekonomii.
Paradoksalnie, po wstąpieniu w 1981 roku do Unii Europejskiej Grecja nie rozwijała się szybciej. Lata 80. to niemal stagnacja z minimalnym wzrostem gospodarczym. Podobnie wygląda pierwsza połowa lat 90. Dopiero druga część ostatniej dekady dwudziestego wieku to bardziej widoczny wzrost gospodarczy, przekraczający 3 procent w skali roku. Nijak ma to się jednak do okresu od lat 50. do początku lat 70., gdy grecka gospodarka pędziła w tempie 7 procent. Był to czas greckiego cudu gospodarczego.
Krajobraz po cudzie nie jest już różowy. Kraj coraz więcej wydawał, przejadał fundusze rozwojowe z Unii Europejskiej, a następnie zaczął majstrować przy statystykach. Wejście do strefy euro oparte było na danych, jakich nie powstydziliby się komunistyczni aparatczycy z czasów gospodarki centralnie planowanej. Tu dodano, tam odjęto, to pominięto i Grecja, nie spełniająca kryteriów stała się członkiem eurostrefy. Jedno kłamstwo pociąga za sobą kolejne. Tak było w przypadku Aten. Grecy cały czas upiększali i wygładzali dane, aby wskaźniki zgadzały się w Brukseli. Dopiero obecny kryzys finansowy obnażył wielopiętrowy mechanizm kłamstw, jaki Unii Europejskiej (i światu) serwowano przez wiele lat.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy szokujący stan finansów greckich (ponad dwunastoprocentowy deficyt budżetowy, dług przekraczający 100 procent PKB) poważnie zagraża stabilności europejskiej waluty czy nie. Być może jest to tylko wierzchołek góry lodowej, a sama Grecja jest zbyt niewielka, aby nie można było jej uratować – jak pisze na swoim blogu Trystero. Atenom unia obiecała już wsparcie. Co jednak, gdy inni stojący w kolejce za Grecją będą musieli prosić o podobną pomoc? Czy kraje europejskie stać na uratowanie Portugalii, Hiszpanii, Irlandii i Włoch? Wszystkie wymienione kraje tworzą z Grecją tzw. grupę PIIGS.
Czy udzielający pomocy powinni zażądać i wyegzekwować drastyczne reformy budżetowe? Żądać może i mogą, ale czy można później wyegzekwować realizację zmian, które najpewniej doprowadzą przeprowadzających je polityków do końca politycznej kariery i wywołają ogromne niezadowolenie społeczne? Wsparcie dla Grecji może mieć dalekosiężne skutki polityczno-finansowe. Czy zagrożona jest wspólna waluta? Czy dopiero pomoc dla Aten może jej zagrozić, jeśli inni będą musieli uzyskać podobne wsparcie?
Z moich wielokrotnych wizyt w Grecji, zarówno na kontynencie, jak i na wyspach, mam jedną generalną refleksję: Grecy są zbyt wyluzowani, powolni i leniwi. Ich ulubioną odpowiedzią na każde pytanie dotyczące zrobienia czegokolwiek to „tomorrow” (jutro). Byłem m.in. w Atenach na miesiąc przed Igrzyskami Olimpijskimi i zszokował mnie wszechobecny chaos i nieporządek. Grecy ledwo zdążyli. Wówczas im się udało, teraz już nie. Bez zmiany podejścia zwykłych obywateli trudno liczyć na znaczącą poprawę sytuacji.
Do pełni szczęścia być może potrzeba niewiele, ale Grecy raczej nie mają aktualnie uśmiechu na twarzach, gdy przypomni im się słowa „Jaka piękna katastrofa„.
Piotr Wołejko