Nowa strategia energetyczna Unii Europejskiej, która zostanie w przyszłą środę oficjalnie zaprezentowana, a do której PAP dotarł już dziś, opiera się na trzech zasadniczych elementach: dywersyfikacji dostaw, rozwoju energii odnawialnej oraz nieśmiałym poparciu dla energii nuklearnej. Nieśmiałym, bo jest to kwestia niezwykle delikatna, ale nie da się osiągnąć zakładanych celów dotyczących emisji gazów cieplarnianych bez zwiększenia udziału elektrowni atomowych. Energia pozyskiwana ze źródeł odnawialnych nie jest w stanie – samodzielnie – zaspokoić rosnących potrzeb energetycznych UE.
Komentując nową strategię z jednej strony jestem nastawiony optymistycznie – gdyż prezydencję obejmują Niemcy, którzy problematykę energetyczną powinni dobrze rozumieć – a z drugiej lekko sceptycznie, ponieważ poprzednie „wielkie” dokumenty (jak Strategia Lizbońska) okazały się zbiorem pobożnych życzeń. Strategia, a przynajmniej jej projekt (przedstawiony przez PAP) wyraża ideały i dążenia energetyczne Unii Europejskiej. Sprowadzają się one do redukowania emisji gazów cieplarnianych i zwiększania udziału energii odnawialnej w ogólnej ilości produkowanej energii elektrycznej. Można powiedzieć, że jest ona próbą odpowiedzi na alarmistyczny ton raportu Międzynarodowej Organizacji Energii (IEA) opublikowany pod koniec zeszłego roku, którego główne tezy to: wzrost zapotrzebowania na energię w Unii o nawet o 50% oraz konieczność inwestowania w energetykę, z dużym naciskiem na budowę nowych siłowni atomowych. Ten ostatni punkt jest w UE bardzo kontrowersyjny, czego wyrazem jest warunkowanie przyjęcia do euroklubu Litwy czy Bułgarii wyłączeniem przestarzałych – zdaniem UE – reaktorów w posowieckich elektrowniach atomowych. Obawy o bezpieczeństwo, przesądy wywołane katastrofą w Czernobylu oraz silne lobby antynuklearne skutecznie zniechęcały i nadal zniechęcają europejskich polityków do podjęcia oczywistej i niezbędnej decyzji – budowy nowych reaktorów.
Wykorzystanie atomu jest konieczne dla zapewnienia wystarczającej ilości energii dla Europy w ciągu najbliższych dekad. Wymagana jest budowa wielu siłowni i nakłady rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów. Żadne inne źródła energii nie zaspokoją rosnącego popytu. Alternatywą mogłoby być powrócenie do węgla, ale cele związane z ochroną środowiska i Protokołem z Kioto wykluczają taką możliwość. Wiara w to, że źródła odnawialne – jak wykorzystanie siły wiatru, czy elektrowni wodnych – należy włożyć między bajki. O ile w Skandynawii możliwe jest znaczące pokrycie potrzeb energetycznych energią ze źródeł odnawialnych, to w Niemczech, Hiszpanii czy Polsce już nie. Wielu ekspertów mówi, że jeśli udział źródeł odnawialnych w ogóle zużywanej energii wyniesie 15-20%, to będzie to już dużym sukcesem. Nie można też dać się ponieść fali apoteozy energii wiatru czy słońca, które wymagają sporych nakładów, produkowana w ten sposób energia jest droższa (i to sporo, mimo dużych wysiłków zmierzających do redukcji kosztów) oraz konieczne jest zagospodarowanie sporych połaci terenu wiatrakami czy panelami słonecznymi. A nie jest to dla środowiska obojętne, gdyż niszczy lokalne ekosystemy. Nie jest więc tak, że energia ze źródeł odnawialnych jest w pełni ekologiczna i sprzyja ochronie środowiska.
Drugi element niezbędny dla zapewnienia niezbędnej ilości energii dla UE to zwiększenie inwestycji w modernizację sieci przesyłowych oraz istniejących już elektrowni. Zwłaszcza „nowe kraje” Unii mają z tym problem, z Polską na czele. Jednak poniesienie tych kosztów jest konieczne dla zapewnienia stałych, niezakłóconych dostaw prądu. A były z tym w wyjątkowo upalnym w zeszłym roku lecie wielkie problemy w wielu krajach UE.
Czy nowa strategia nie pozostanie zbiorem frazesów i nigdy nie zrealizowanych marzeń? Zależy to od rządów państw, gdyż to one muszą dać impuls do jej realizacji, a także zapewnić finansowanie części inwestycji. Nie ma jednak alternatywnej drogi, gdyż wzrost popytu na energię elektryczną jest trendem trwałym i dynamicznym i chcąc zapewnić bezpieczne dostawy prądu należy ponieść dość duże koszty inwestycyjne. Gdyż nawet zapewnienie dywersyfikacji dostaw – swoją drogą to pojęcie klucz stało się ostatnio czymś w rodzaju mantry rządów oraz organizacji międzynarodowych – w obliczu braku inwestycji w energetykę na własnym terenie nie będzie wystarczające. Cele są ambitne i jeśli wreszcie Europejczycy przejdą od słów do czynów, mogą strategię zrealizować. Oby szło to lepiej niż próby dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych.
Piotr Wołejko