Pamiętacie okres paniki sprzed kilku i kilkunastu miesięcy? Kryzys finansowy w pełni, Ukraina na skraju bankructwa, Węgry w fatalnej kondycji finansowej, załamująca się Łotwa etc.? Polska, choć wówczas była w stosunkowo dobrej formie (cały czas powyżej zera, mówimy oczywiście o wzroście PKB), a mimo to zagraniczni inwestorzy wyprzedawali akcje polskiej giełdy i uciekali z całego regionu. Zbiorczy wór pod nazwą Europa Wschodnia okazał się wtedy bardzo niewygodny.
Jak zauważa brytyjski tygodnik The Economist, określenie Europa Wschodnia to niezła zmyłka. Czechy, znajdujące się w sercu kontynentu, Polska, kraje bałtyckie, leżące bardziej na południu Rumunia i Bułgaria, Ukraina, a także część byłych republik Związku Radzieckiego. Łączy je komunistyczna przeszłość, dzieli droga jaką przeszły od upadku ZSRR. Niektóre kraje poradziły sobie lepiej, inne gorzej. Niestety dla tych pierwszych, cały region jest z grubsza postrzegany z perspektywy tych ostatnich. Sportowiec jest tak dobry, jak jego ostatni mecz lub walka, Europa Wschodnia jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo.
Dla Polski byłoby korzystnie, gdyby powstało nowe określenie dla grupy państw, których gospodarki trzymają się nieźle. Jeśli nie wyróżnimy się z tłumu wraz z kilkoma innymi stabilniejszymi państwami, będziemy ponosić konsekwencje nieudolności polityków ukraińskich, rozrzutności węgierskich, a także płacić za skorumpowanie rumuńskiej czy bułgarskiej klasy politycznej. Jeden worek nie może mieścić lokalnych prymusów i pilnych uczniów oraz bumelantów czy lekkoduchów.
Określenia geograficzne jakie znamy, są często umowne i przez to ułomne. W skład Zachodu zalicza się m.in. leżąca na południu Grecja. Wspomniane już Czechy należą do Europy Wschodniej, choć ze wschodem nie mają wiele wspólnego. Warto wypromować nową nazwę – może jakieś propozycje? Więcej w temacie na łamach The Economist.
Piotr Wołejko