Współpraca buduje zaufanie i oddala perspektywę konfliktów pomiędzy państwami i narodami. Nacjonalizmy oczywiście nie znikną, a retoryka może być ostra, jednak integracja na wielu polach jest na tyle silna, że spory pozostają w większości przypadków na marginesie. W Azji, która według większości przewidywań zdominuje XXI wiek, integracja dopiero raczkuje i znajduje się na wstępnym etapie. Dobrze jednak, że coraz więcej się o niej mówi.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że w Azji brak sformalizowanej instytucji wyposażonej w konkretne kompetencje, której członkami byłyby jednocześnie trzy regionalne potęgi: Chiny, Indie i Japonia. Choć lokalnych organizacji międzynarodowych nie brakuje, trzy giganty nie mają żadnej oficjalnej platformy współpracy. Wyobraźmy sobie teraz nasze zdziwienie, gdyby przenieść azjatycki stan rzeczy do Europy i podstawmy pod ww. kraje Francję, Niemcy i Wielką Brytanię.
Rozwój gospodarczy, który w Azji jest dynamiczny i pozostanie taki przez wiele lat, zastępuje niejako polityków i wiąże ze sobą państwa regionu, oplatając je siecią powiązań handlowych i produkcyjnych. Swoje dokłada oczywiście globalizacja, przyspieszając proces wzrostu azjatyckich tygrysów. Japońskie inwestycje w Chinach od lat sięgają miliardów dolarów, mimo niezbyt „ciepłych” relacji na linii Tokio-Pekin. Gospodarka i handel potrafią pokonywać bariery dyplomatyczne i polityczne, a hasło „bogaćmy się” jest myślą przewodnią sukcesu gospodarczego państw Azji. Jednak nawet najściślejsze powiązania gospodarcze nie wykluczają konfliktów zagrażających bezpieczeństwu jednego bądź kilku państw.
Bardzo istotne więc jest, aby za gospodarką poszła polityka. Niezbędna jest większa integracja narodów Azji na szczeblu politycznym. Dobrym kierunkiem będzie wypracowanie platformy współpracy trzech największych państw (i gospodarek) regionu: Chin, Indii, Japonii. A przy okazji także pozostałych państw. Ważne, by istniało oficjalne forum wymiany i ucierania poglądów w sferze bezpieczeństwa i wojskowości; by powstały linie komunikacyjne pomiędzy głównymi graczami, które „zadziałają” w sytuacji kryzysowej. Wiemy przecież dobrze, że na Dalekim Wschodzie oraz w Azji Południowo-Wschodniej nie brakuje punktów zapalnych, które mogą w każdej chwili wybuchnąć. Erupcja może zmusić miejscowych graczy do szybkich decyzji. W sytuacji ograniczonego zaufania panującego między wieloma państwami regionu, brak wymiany informacji bądź zwykłe nieporozumienie mogą doprowadzić do wojny. A ta może przyciągnąć zewnętrznych aktorów, zaniepokojonych wybuchem konfliktu.
Na trwającym obecnie w tajlandzkim kurorcie Hua Hin szczycie wschodnioazjatyckim (East Asia Summit) liderzy szesnastu państw regionu dyskutują między innymi o zacieśnieniu współpracy i utworzeniu regionalnej organizacji, w skład której wejdą także Chiny, Indie i Japonia. Podstawą do dalszych dyskusji może być EAS, powołany do życia w 2005 roku. Obecnie spór toczy się (i będzie się toczyć w przyszłości) o obecność Stanów Zjednoczonych w takim gremium. Po zmianie rządu w Japonii nowy premier tego kraju przedstawia wizję organizacji bez udziału USA. Przeciwny pogląd wyraża premier Australii, który chce uwzględnić Amerykę w nowej, inkluzywnej, organizacji.
Tytułowy europejski wzór odnosi się do dwóch kwestii. Pierwsza, przywołana przez Billa Emmotta w książce „Rivals. How The Power Struggle Between Chin, India and Japan Will Shape Our Next Decade„, to propozycja utworzenia azjatyckiego odpowiednika Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Azjatyckie OBWE pozwoliłoby dyskutować o wspólnym bezpieczeństwie szerokiemu gronu państw azjatyckich, a w szczególności trzem azjatyckim potęgom. W wizji Emmotta istotny jest także udział Stanów Zjednoczonych, podobnie jak w OBWE. Jednak europejski wzór do nie tylko OBWE, ale także Wspólnoty Europejskie. Nie będzie to, podobnie jak we wcześniejszym przykładzie, dokładne odwzorowanie wspólnot, ale kierunek jest wart naśladowania. Na dobry początek zintensyfikowanie współpracy gospodarczej, zniesienie barier w handlu i inwestycjach, zapewnienie bezpieczeństwa obrotu handlowego (ułatwienie procedur sądowych, poprawienie wykonalności i egzekucji orzeczeń sądowych w sprawach gospodarczych) etc.
Azja powoli idzie w stronę głębszej integracji. Pomysły stref wolnego handlu czy nawet wspólnej waluty padają od pewnego czasu z ust miejscowych polityków. Perspektywa czasowa wspomnianych projektów jest odległa (zazwyczaj dziesięć bądź więcej lat), ale propozycje są zgłaszane coraz częściej. Europejczycy odkryli uroki współpracy i integracji dopiero po dwóch wyniszczających kontynent wojnach. Przywódcy azjatyccy mogą wyciągnąć wnioski z europejskich lekcji. Powoli, bez pośpiechu, rozważnie, bez naśladownictwa, Azjaci powinni czerpać z istniejącego dorobku i stworzyć instytucje (bądź wzmocnić już istniejące), które staną się stałą platformą dialogu licznych państw regionu. Czas przejść od tzw. talking shops (bezzębne organizacje, których szczyty są głównie okazją do zrobienia pięknych zdjęć) do instytucji wyposażonych w pewne kompetencje.
Oprócz tego konieczna jest zmiana architektury istniejących już instytucji o charakterze globalnym, w których Azja nie jest we właściwy sposób reprezentowana. Jednak o tym już w odrębnym artykule, który pojawi się wkrótce na blogu Dyplomacja.
Piotr Wołejko