Dramatyczny przebieg miały rozmowy ostatniej szansy prowadzone przez białoruskich negocjatorów z rosyjskim koncernem Gazprom. Jak w dobrym thrillerze mieliśmy kilka punktów kulminacyjnych i happy end w ostatniej chwili – 2 minuty przed końcem roku udało się osiągnąć porozumienie. W razie jego braku Gazprom groził odcięciem dostaw gazu od godziny 8 rano 1 stycznia. Takiego scenariusza udało się uniknąć, a umowa na dostawy gazu na Białoruś została podpisana. Jej postanowienia są następujące: Białoruś będzie płacić po 100 $ za 1000 metrów sześciennych gazu oraz sprzeda Gazpromowi 50% udziałów w Biełtransgazie za cenę 2,5 mld $, które rosyjski monopolista uiści w 4 ratach.
Oczywiste jest więc to, że nie jest to sukces Łukaszenki – choć białoruski prezydent tak określił podpisaną umowę. W wyniku nowego kontraktu pozycja „baćki” została mocno osłabiona i nie będzie on miał już wielu argumentów przy przyszłorocznych negocjacjach dotyczących ceny gazu. Umowa opiewa tylko na 12 miesięcy, więc za rok będziemy mieli na pewno powtórkę z rozrywki. Może mniej dramatyczną, gdyż Gazprom nie będzie grał ostro dopóki nie przejmie 50% udziałów w Biełtransgazie. Kiedy jednak w 2011 roku Rosjanie obejmą połowiczną kontrolę nad tą firmą, będą mogli podyktować Białorusi takie ceny, jakie tylko będą chcieli. Sukces Łukaszenki jest więc jego porażką, a zwycięstwem Gazpromu i Kremla. Można postawić nawet odważną tezę, że jest to początek końca Aleksandra Łukaszenki. Wymiana lidera w najbliższych latach jest bardziej prawdopodobna niż przed kryzysem gazowym. Nie jest to jednak zagrożeniem dla niepodległości Białorusi jako takiej – gdyż gospodarczo jest ona w ogromnym stopniu uzależniona od Rosji – co niektórzy starają się nam wmówić. Łukaszenka jako gwarant niepodległości ładnie brzmi być może w Mińsku, ale my nie powinniśmy się na takie hasła nabierać. Tak samo mało prawdopodobna jest teoria o zintesyfikowaniu działań jednoczących oba państwa w ramach ZBiR (Związku Białorusi i Rosji), aby Władimir Putin mógł zostać jego prezydentem (byłaby to wtedy jego pierwsza kadencja) po zakończeniu prezydentury Rosji w 2008 roku.
Piotr Wołejko