Wojna domowa w Syrii trwa w najlepsze, a sytuacja geopolityczna wokół tego konfliktu zmienia się jak w kalejdoskopie. Już niedługo zapewne okaże się, że Baszar al-Assad wcale nie jest taki zły, jak przedstawiano to jeszcze do niedawna, a więc – w ostateczności – lepiej, by pozostał na stanowisku prezydenta Syrii, a jego Alawici w dalszym ciągu dzierżyli ster władzy w Damaszku. Przygrywką do nagłej zmiany frontu przez kraje zachodnie mogą być kontakty wywiadów, o których rozpisuje się zachodnia prasa.
Walki w łonie opozycji
O ile warto wstrzymać się jeszcze z ferowaniem jednoznacznych wyroków, to nie ulega wątpliwości, że czynnikiem, który odegrał decydującą rolę w zmianie percepcji Assada, jest rosnąca potęga radykalnych islamistów z organizacji takich jak ISIL czy Jabhat al-Nusra. Obie grupy są „afiliowane” przy al-Kaidzie, co zapewnia im stały napływ funduszy i chętnych do bitki bojowników, a także odpowiednie publicity. W ubiegłym roku uznawana za najbliższą Zachodowi grupę opozycyjną Wolna Armia Syryjska (FSA) poszła w rozsypkę. Gwoździem do jej trumny była fuzja siedmiu grup opozycyjnych i powstanie Frontu Islamskiego. Nastąpiło to w listopadzie 2013 r., a za decyzją o połączeniu stała zapewne Arabia Saudyjska – główny sponsor operacji pt. „obalenie Assada i osłabienie przez to wpływów szyickiego Iranu”.
Ostatnie dni przyniosły z Syrii doniesienia o intensywnych walkach syryjskiej opozycji z… ISIL (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu). Nastąpił skoordynowany atak na powiązanych z al-Kaidą bojówkarzy, którzy zdawali się przejmować rebelię przeciwko Assadowi z rąk jej „prawowitych właścicieli”, czyli Syryjczyków. W łonie ISIL znaczącą rolę odgrywają bowiem zagraniczni dżihadyści. Jeśli ISIL nie uda się zakorzenić w lokalnych strukturach plemiennych, Syryjczycy mogą odnieść w tej walce sukces. Może jednak zdarzyć się to, co nastąpiło w Somalii – tam al-Shabab, w pewnym momencie przejęte przez zagranicznych bojowników, bardzo mocno wtopiło się w struktury plemienne i stało się dzięki temu ugrupowaniem w zasadzie niemożliwym do usunięcia ze sceny politycznej. Reprezentuje bowiem część miejscowej ludności.
Możliwy scenariusz zdarzeń
Gdy opozycja jest zajęta sama sobą, nie zważając przesadnie na los ludności cywilnej, wzrasta pozycja urzędującego prezydenta Syrii Baszara al-Assada.Okazuje się, że jest on jedyną postacią, która ma szanse na uporządkowanie sytuacji w kraju, na przywrócenie względnej stabilności. A o tej stabilności marzy nie tylko Izrael czy Jordania, lecz także kraje zachodnie, zmęczone i rozdarte konfliktem syryjskim. Po tych kilku latach rebelii staje się jasne, że status quo wcale nie był zły. Assad przestaje być „trędowaty” dla Zachodu. Odblokowanie komunikacji za pośrednictwem wywiadów to pierwszy krok do dalszych konsultacji.
W tej geopolitycznej rozgrywce Syryjczycy nie są niestety podmiotem. Nikt się nimi nie przejmuje. A gra może wyglądać tak – Amerykanie dogadają się z Iranem i Rosją, przy wsparciu Izraela, że Assad powinien jednak zostać. Izrael w zamian za to ustępstwo ze strony USA (i Europy) może bardziej konstruktywnie podejść do rozmów z Palestyńczykami, na czym teraz bardzo Amerykanom zależy. Kupią tym także umacniającą się po rocznej przerwie juntę wojskową w Egipcie, która z nienawiści do islamistów wspiera reżim Assada zezwalając na tranzyt irańskiej ropy przez własne porty. Amerykanie znowu „podpadną” Arabii Saudyjskiej, która jest poważnie zaniepokojona odprężeniem amerykańsko-irańskim, a także Turcji, która zajęła dość twarde antyassadowskie stanowisko. Turcy są jednak w tej chwili zajęci rozgrywkami wewnętrznymi (starcie Erdogana i jego niedawnego sojusznika F. Gullena, lidera ruchu religijnego) i nie mają głowy do Syrii. Po krótkim czasie dojdą do wniosku, że stabilna Syria z Assadem jest o niebo lepsza od rozkręcającego się z roku na rok chaosu.