Z każdym kolejnym rokiem jestem pod coraz większym wrażeniem długowieczności Bloga Dyplomacja. Dziś mija bowiem dziewięć lat od publikacji pierwszego wpisu. Z racji tego, że za oknem pochmurno, wietrznie i niezbyt ciepło, z okazji celebracji urodzin przeniesiemy się do Ameryki Łacińskiej. Mają tam bowiem miejsce wydarzenia o wielkiej wadze – lewicowy zwrot pod przywództwem Kirchnerów, Chaveza oraz Luli spotkał się ze ścianą, a władzę w największych państwach kontynentu przejmuje opozycja. Nieobowiązkowa propozycja muzyczna jako tło do tekstu oraz urodzin znajduje się tutaj (KLIK!).
Argentyna żegna lewicę
Pod koniec listopada w wyborach prezydenckich w Argentynie zwyciężył centroprawicowy kandydat Mauricio Macri. Pokonał on wywodzącego się z obozu peronistów, na czele którego stała ustępująca z powodu limitu kadencji Cristina Fernandez de Kirchner, Daniele Scioliego. Zwycięstwo to było nieznaczne (51,5% do 48,5%), a peroniści kontrolują parlament, lecz wyborcy jasno dali do zrozumienia, że kraj potrzebuje zmiany wektorów.
Klęska chavistów
Dwa tygodnie później odbyły się wybory parlamentarne w Wenezueli. Wbrew obawom o odrzucenie nieuchronnej (wskazywały na nią w zasadzie wszystkie sondaże i analizy) klęski, surogat Hugo Chaveza na stanowisku prezydenta – Nicolas Maduro – uznał porażkę i zapowiedział, że nie będzie wkładał kija w szprychy zjednoczonej opozycji. A ta zdobyła 112 ze 167 mandatów w jednoizbowym parlamencie, co daje jej tzw. superwiększość (2/3 głosów) pozwalającą na przeprowadzanie zmian o charakterze ustrojowym, a także wymianę np. sędziów sądu najwyższego. W przyszłym roku możliwe jest zorganizowanie referendum ws. odwołania Nicolasa Maduro ze stanowiska prezydenta – potrzeba do tego ok. 4 mln podpisów (20% wyborców). Boliwariańska rewolucja Chaveza może zostać zdemontowana w kilka miesięcy, a wszystko przez fatalny stan gospodarki – szybującą inflację, rosnące bezrobocie, braki towarów w sklepach, upadek służby zdrowia, fatalny stan bezpieczeństwa wewnętrznego. Niskie ceny ropy rozłożyły na łopatki „socjalne” państwo dobrobytu, które budował Chavez – rozdając pieniądze na prawo i lewo.
Przesilenie w Brazylii
Poważne zmiany mogą czekać również Brazylię, gdzie atmosfera wokół urzędującej prezydent Dilmy Rousseff zagęszcza się. Oskarżenia o korupcję na gigantyczną wręcz skalę pogrążają notowania Dilmy, której kadencja trwa teoretycznie do 2018 roku. Wcześniej może jednak zostać odwołana bądź sama ustąpi. Szanse na utrzymanie prezydentury przez jej Partię Pracujących są niewielkie. Oprócz skandali korupcyjnych Dilmę i jej partyjnych kolegów pogrąża stagnacja w gospodarce. Mimo organizacji dwóch wielkich imprez sportowych – piłkarskich mistrzostw świata w 2014 r. oraz igrzysk olimpijskich w 2016 r., gospodarka tkwi w marazmie. To dziwne, bo takie imprezy stanowią zazwyczaj impuls inwestycyjny i bodziec do szybszego rozwoju.
W poszukiwaniu punktów wspólnych
Co łączy przegranych (Cristina Fernandez de Kirchner, Nicolas Maduro) i przegrywających (Dilma Rousseff) liderów? Są oni tylko surogatami przywódców, którzy zdobyli władzę i w imponujący sposób potrafili ją utrzymać (Nestor Kirchner, Hugo Chavez, Lula da Silva). Nowa generacja liderów pozbawiona jest charyzmy swych poprzedników, a także – o czym nie można zapominać – spotyka się z odmiennymi oczekiwaniami społecznymi. Ludzie nie tylko chcą więcej, lepiej i bardziej, lecz mają także coraz mniejszą tolerancję dla „błędów i wypaczeń”. Są coraz bardziej zmęczeni rządami jednej partii/jednego bloku partyjnego.
Kolumbia blisko pokoju z FARC
W przyszłym roku możemy mieć także do czynienia z przełomowym wydarzeniem w jeszcze jednym kluczowym państwie kontynentu – w Kolumbii. Jeśli konstelacja gwiazd nie okaże się wybitnie niekorzystna, rząd w Bogocie podpisze porozumienie pokojowe z lewacką organizacją FARC, kończąc w ten sposób trwający od dekad konflikt zbrojny. Negocjacje toczą się w Hawanie i w zasadzie ustalono już wszystkie główne punkty przyszłego porozumienia. W zamian za częściową amnestię bojownicy FARC złożą broń. Będzie to bezapelacyjny sukces prezydenta Juana Manuela Santosa, który – wbrew swemu mentorowi i poprzednikowi, Alvaro Uribe, w rządzie którego pełnił funkcję ministra obrony – postawił na pokojowe metody rozwiązania konfliktu z FARC. Uribe, który sam zawarł podobne porozumienie pokojowe z prawicowymi odpowiednikami FARC (w tym z AUC), tym razem stawiał na rozwiązania siłowe.
Piotr Wołejko