Zwycięstwo Sarkozy’ego

Media na całym świecie donoszą, iż sondaże dotyczące wyników wskazują na zwycięstwo Nicolasa Sarkozy’ego w wyborach prezydenckich we Francji. Kandydat prawicowej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) zdobył – wg sondaży – 53% głosów, a jego rywalka, kandydatka socjalistów Segolene Royal, zebrała o 6% głosów mniej. Tym samym potwierdziły się przedwyborcze badania opinii publicznej wskazujące na przewagę Sarkozy’ego – wynoszącą od 4 do 8 procent.

Zwycięstwo Sarkozy’ego to ogromny sukces prawicy i samego kandydata. Po pierwszej turze wyborów, w której zebrał ponad 31 procent głosów, musiał przekonać do siebie sporą część elektoratu w bardzo niesprzyjającej atmosferze (choć głównie medialnej). Socjaliści oraz związkowcy, anarchiści, alterglobaliści, trockiści, komuniści i inni przeciwnicy „Sarko” prowadzili bezprecendensową kampanię oszczerstw oraz siania strachu przed prawicowym kandydatem. Imigranci z przedmieść (tzw. banlieues) grozili kolejnymi zamieszkami, podobnymi do tych z 2005 roku – kiedy Sarkozy, ówczesny szef MSW, nazwał prowodyrów i uczestników zamieszek „hołotą”. Przedmieścia miały zapłonąć po jego zwycięstwie – i nie jest to wcale takie nieprawdopodobne. Z drugiej strony, o czym pisałem całkiem niedawno, wielu starszych mieszkańców banlieues popiera Sarkozy’ego i liczy na zrobienie porządku z bandami młodocianych wyrostków i przestępców.

Atmosferę części imigranckich przedmieść podchwycili sztabowcy Segolene Royal i w maju przypuścili atak na Sarkozy’ego, grożąc Francuzom ogromnymi zamieszkami w wypadku jego wygranej. Było to widoczne zwłaszcza po debacie telewizyjnej, którą zdecydowanie wygrał szef partii gaullistowskiej i jej kandydat na prezydenta. Co więcej, w trakcie debaty Sarkozy nie dał się sprowokować Royal i był bardzo spokojny i rzeczowy. To socjalistka okazała się napastliwa i kilkakrotnie wybuchnęła gniewem. „Sarko” potrafił skutecznie zmienić swój wizerunek kategorycznego szeryfa i typowego prawicowca, a Royal miotała się bez składu i ładu próbując nieustannie atakować Sarkozy’ego. Czy debata miała decydujący wpływ na wynik wyborów? Oglądało ją ponad 20 milionów Franzuców, ale wyniki wyborów (na razie sondażowe) pokrywają się z przedwyborczymi badaniami opinii publicznej.

Co dla Francji oznacza zwycięstwo Sarkozy’ego? Wielu wybitnych intelektualistów (m.in. Andre Gluksmann) liczy, że pchnie on Francję do przodu po blisko 30 latach buksowania w miejscu. Liczą, iż przeprowadzi on reformę etatystycznego państwa i rozbuchanych przywilejów socjalnych; że zliberalizuje gospodarkę i obniży podatki; że odejdzie od tradycji gaullistowskich i diametralnie zmieni francuską politykę zagraniczną – zrewiduje proarabskie podejście Paryża, porzuci antyamerykanizm i realistycznie będzie patrzył na Rosję i jej politykę. Mandat do tak radykalnych (a jednocześnie niezbędnych) zmian ma mu dać bardzo wysoka frekwencja wyborcza, która może być wyższa niż 85% z pierwszej tury. Z drugiej strony tak wielkie poparcie, a zarazem rozdarcie Francji niemalże na pół, może być paraliżujące w obliczu trudnych i bolesnych reform. Sarkozy jest twardym politykiem, ale jako minister kilkakrotnie pokazał, że ma oportunistyczne podejście do przeprowadzania zmian – tzn. ugina się pod presją tłumu. Opisane powyżej zmiany w polityce wewnętrznej bez wątpienia wyprowadzą na ulice setki tysięcy, a może i miliony oburzonych grup zawodowych. Jeśli Sarkozy nie wytrzyma presji, pięć lat jego kadencji będzie można spisać na straty.

Sarko” odniesie sukces, jeśli reformy zacznie wprowadzać szybko. Nie będzie to może pierwsze 100 dni, ale powiedzmy – pierwsze 200 dni. Wtedy muszą zapaść kluczowe decyzje. Nawet jeśli zapadną, to Sarkozy musi liczyć się z możliwością porażki własnej partii w wyborach parlamentarnych, które odbędą się w czerwcu. Słynna kohabitacja z opozycyjnym parlamentem – a więc także i rządem – z pewnością zniweczy szanse na jakiekolwiek poważne zmiany. Wielki sukces Sarkozy’ego okaże się wtedy bolesną porażką, a sam Nicolas prawdopodobnie podąży szlakiem swojego poprzednika Jacquesa Chiraca. Tego Sarkozy bardzo się obawia, gdyż chyba rzeczywiście chce przeprowadzić niezbędne reformy i jest zdeterminowany, aby osiągnąć w tej materii sukces. Nie zmieni oczywiście wszystkiego, ale wielu wyborców głosowało na niego z nadzieją, że coś wreszcie „ruszy” i Francja zacznie zmieniać się na lepsze. Jak trafnie podsumował to weekendowy Dziennik, francuskie państwo musi zacząć nadążać za swoimi obywatelami.

Piotr Wołejko

Share Button