Zakończyć misję w Afganistanie

Śmierć na wojnie to rzecz normalna. Żołnierze biorący udział w misji w Afganistanie doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka. Ostatnie dni przyniosły śmierć dwóch polskich żołnierzy. Jeden z nich zginął dzisiaj, w wyniku ostrzału jednej z baz, w której stacjonują Polacy. W żadnym przypadku nie była to śmierć bohaterska, choć niektóre media i politycy próbują gloryfikować żołnierzy, którzy po prostu mieli pecha.

Polacy przeciwko misji w Afganistanie

Już śmierć kpr. Miłosza Górki, który zginął 12 czerwca, wywołała w Polsce polityczną burzę. Premier Donald Tusk oraz pełniący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zapowiedzieli, że należy niezwłocznie rozważyć polską obecność wojskową w Afganistanie. Dzisiejsza śmierć st. szer. Grzegorza Bukowskiego z pewnością doleje oliwy do ognia. To już osiemnasta ofiara śmiertelna misji afgańskiej, w której Wojsko Polskie bierze udział od wiosny 2002 roku. Obecnie polski kontyngent jest jednym z większych, a w Afganistanie stacjonuje ponad 2,500 żołnierzy.

Zdecydowana większość Polaków od wielu lat sprzeciwia się udziałowi polskich żołnierzy w misji afgańskiej. Badania przeprowadzone przez CBOS wskazują, że od stycznia 2007 roku do września 2009 roku sprzeciw wobec polskiej obecności w Afganistanie nie spadł poniżej 72 procent. Polacy mają jasne zdanie o Afganistanie i chcą, aby nasi żołnierze jak najszybciej opuścili ten kraj. O zapowiedziach wycofania polskiego kontyngentu autorstwa premiera Tuska i marszałka Komorowskiego się nie wypowiadam. Lepiej wyjaśnią to specjaliści od analizowania polityki wewnętrznej.

Dlaczego jesteśmy w Afganistanie?

Dla Czytelników Dyplomacji istotne są inne kwestie, m.in. czy nasze zaangażowanie przynosi nam konkretne korzyści (gospodarcze, większe bezpieczeństwo, uznanie sojuszników) i jaki jest bilans zysków i strat. Mówiąc o Afganistanie trudno nie wspomnieć o fatalnym błędzie Amerykanów, którzy zbyt wcześnie poczuli się zwycięzcami w tym kraju, przenosząc swoje zainteresowanie i zasoby do Iraku. Rozgrzebany afgański problem nabrzmiewał i dzisiejsza sytuacja nie jest dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników zbyt różowa. Talibowie i inne radykalne ugrupowania, a także lokalni watażkowie i baronowie narkotykowi odbudowali się, uzbroili i całkiem udanie sabotują wszelkie wysiłki zachodniej koalicji.

Dziś trudno nawet mówić o zwycięstwie w Afganistanie. Gra toczy się o to, jak opuścić ten kraj nie tracąc przy tym twarzy i nie oddając go tym wrogim siłom. O wielkich korzyściach z udziału w afgańskiej misji należy zapomnieć. Polakom nic z tego nie skapnie, a i silniejsi od nas mogą obejść się smakiem. Wszystko wskazuje bowiem na to, że po opuszczeniu Afganistanu do władzy powrócą wspierani przez Pakistan radykalni islamiści i to Islamabad, być może na spółkę z Chinami, będzie czerpał ograniczone korzyści gospodarcze z eksploatacji bogatych złóż surowców.

Głównym argumentem za udziałem Polaków w misji afgańskiej była solidarność sojusznicza (w ramach NATO (atak na USA) oraz chęć przypodobania się Amerykanom. Liczyliśmy, że dzięki zaangażowaniu w Afganistanie (a później także w Iraku) zyskamy w oczach Waszyngtonu, zyskując szczególny status w amerykańskiej polityce bezpieczeństwa. Jednocześnie nie stawialiśmy tej, ani żadnej innej sprawy (a żądań mieliśmy sporo, wystarczy wspomnieć słynną listę życzeń Sikorskiego) w sposób otwarty. Nie mówiliśmy, czego spodziewamy się w zamian za udział w misjach zagranicznych u boku amerykańskich żołnierzy. Nic więc dziwnego, że Amerykanie wypchali się sianem i Polska nie otrzymała nic, poza dość zabawną z wojskowego i strategicznego punktu widzenia opcją goszczenia przez kilka miesięcy w roku amerykańskiej baterii rakiet Patriot.

Dzięki udziałowi w misji afgańskiej polska armia zdobyła szereg doświadczeń. To cenne, ponieważ armia siedząca w koszarach i od czasu do czasu przeprowadzająca manewry prezentuje nieporównanie mniejszą wartość bojową od armii uczestniczącej w prawdziwej walce. Czy musieliśmy jednak poświęcać aż 8 lat na obecność w Afganistanie, aby zdobywać doświadczenia? Kosztuje to setki milionów złotych rocznie. Nie mając widoków na jakiekolwiek korzyści gospodarcze, przywróceni do rzeczywistości przez amerykańskich przyjaciół, powinniśmy natychmiast rozpocząć przygotowanie planów jak najszybszego wycofania się z Afganistanu.

Nawet Amerykanie ustalili termin rozpoczęcia wycofywania swoich sił (po uprzednim zwiększeniu ich liczby w ostatnich miesiącach) na lato 2011 roku. My nie powinniśmy czekać tak długo, tym bardziej, że Kanadyjczycy czy Holendrzy otwarcie mówią o opuszczeniu Afganistanu. O łamaniu solidarności nie może być mowy. Co więcej, nikt nie umawiał się na misję pt. neverending story. Przykre tylko, że misja jest prowadzona przez Amerykanów zupełnie bez celu. Oznacza to, że najpewniej za wycofującą się koalicją państw zachodnich pozostanie spalona ziemia, słaby rząd Karzaja i ryzyko, że sytuacja sprzed września 2001 roku zostanie odtworzona, tylko że w wersji 2.0.

Ograniczać straty, zmienić podejście

Polska nie powinna płacić życiem własnych żołnierzy oraz pieniędzmi podatników za błędy i nieudolność Amerykanów. To z ich winy misja przedłuża się i nie zmierza w kierunku happy endu. Ileż można patrolować bezdroża Afganistanu, czekając na kolejne miny pułapki i zdalnie odpalane ładunki wybuchowe, ileż można czekać na zasadzki na konwoje czy na ostrzał naszych baz? Ilu Polaków jeszcze zginie, zanim w Waszyngtonie wreszcie określą, o co tak naprawdę idzie teraz walka i co chcemy zostawić w Afganistanie (patrząc realnie) po wycofaniu się sił koalicyjnych?

Epoka wojen prewencyjnych, wprowadzona przez administrację Georga W. Busha, dobiegła końca. Koszt interwencji okazał się ogromny, a ich konsekwencje wcale nie są pozytywne. Terroryści zostali częściowo przepędzeni z Afganistanu, jednak znajdują bezpieczną przystań gdzie indziej – w Pakistanie, Jemenie, Algierii, Sudanie etc. Nie ma możliwości, aby wszystkie tzw. safe havens (bezpieczne przystanie) dla terrorystów wyeliminować. Zamiast gonić za nielicznymi fanatykami po świecie z wykorzystaniem całego potencjału sił zbrojnych, lepiej poprawiać stan bezpieczeństwa w kraju, a za fanatykami wysłać siły specjalne, samoloty bezzałogowe czy, gdzie to możliwe, odpowiednio wspierane siły lokalne.

Jest mi niebywale przykro z powodu śmierci w Afganistanie dwóch polskich żołnierzy w ostatnich kilkudziesięciu godzinach. Łącząc się w bólu z rodzinami i bliskimi poległych należy stwierdzić, że czas misji afgańskiej dobiegł końca. Polska nie powinna dłużej płacić za błędy Amerykanów poprzez uczestnictwo w skazanej na porażkę misji. Gołym okiem widać, pisała o tym wczoraj brytyjska prasa, że problem tkwi po pakistańskiej stronie afgańsko-pakistańskiej granicy. W Afganistanie niczego nie załatwimy i nie zyskamy. Czas się zwijać do domu.

Piotr Wołejko

Share Button