Z innej perspektywy: Pakt Ribbentrop-Mołotow

Siedemdziesiąta rocznica zawarcia tytułowego porozumienia pomiędzy Związkiem Radzieckim a Rzeszą Niemiecką jest świetną okazją do dokonania oceny tego wydarzenia. Komentarzy jest mnóstwo, jednak większość z nich jest do siebie podobna, są dokonywane z podobnego punktu widzenia – historycznego.

W Polsce dominuje podejście, które choć jest zrozumiałe, nie wyjaśnia istoty problemu i nie pokazuje prawdziwych przyczyn zawarcia paktu. Nasycone emocjami podejście Polaków nie dziwi. To przez nasz kraj przebiegała linia dzieląca strefy wpływów ościennych mocarstw. Polska była ofiarą złożoną na ołtarzu dobrej współpracy niemiecko-rosyjskiej. Wszystko to prawda. Jednak czy polska martyrologia wyjaśnia w jakiś sposób zmowę Sowietów z nazistami z 23 sierpnia 1939 roku?

Nazywanie Stalina mordercą, ludobójcą i tyranem, czyli mówienie prawdy, nie zbliża nas do poznania przyczyn porozumienia dwóch totalitaryzmów. Wzywanie premiera Putina do klęczenia na Westerplatte 1 września br. również nie przybliża nas ani o krok do zrozumienia ówczesnych realiów politycznych. Mieszanina uprzedzeń, stereotypowych przesądów i ludowych mądrości nie jest najlepszą drogą do uzmysłowienia sobie rzeczywistości roku 1939.

Przede wszystkim musimy zrozumieć, że Polska w rozważaniach Hitlera, Stalina i ich najbliższych politycznych współpracowników była jednym z wielu pionków na europejskiej szachownicy. Niemcy i Rosjanie wytyczyli linię przecinającą Europę od Finlandii po Rumunię. To jednak tylko geografia. Warto spojrzeć na układ sił panujący w 1939 roku i zachowanie głównych potęg, które zdeterminowało taki, a nie inny rozwój wydarzeń.

Przed wybuchem wojny w Europie istniały cztery mocarstwa: Wielka Brytania, Francja, Niemcy oraz Związek Radziecki. W polityce europejskiej praktycznie żadnej roli nie odgrywały Stany Zjednoczone i Japonia, których interesy ulokowane były na Pacyfiku i które z racji odległości miałyby duże trudności z projekcją. Powstrzymująca siła wody wyeliminowała je z gry, podobnie jak – choć częściowo – eliminowała Wielką Brytanię.

Państwa ententy, Francja i Wielka Brytania, pozostawały w bliskich stosunkach i zdawały sobie sprawę z rosnącego zagrożenia niemieckim rewanżyzmem i militaryzmem. Jednocześnie, oba te kraje pozwoliły Niemcom na odbudowę potencjału gospodarczego i militarnego, stosując politykę ustępstw wobec Hitlera. Francja starała się być twardsza wobec Niemiec, jednak Wielka Brytania nigdy nie pozwalała ich zbyt mocno osłabić, łagodząc francuskie żądania.

Co więcej, Niemcy były bezpośrednim zagrożeniem dla sąsiadującej z nią Francji. Odgrodzona przez Kanał Angielski od kontynentu Wielka Brytania nie czuła się bezpośrednio zagrożona. Owszem, Londyn był zaniepokojony szybkim wzrostem potęgi Niemiec, ale był to niepokój pomniejszony o bezpieczeństwo dawane Brytyjczykom przez wodę oraz wiarę w siłę Royal Navy.

Związek Radziecki również obawiał się rosnącej potęgi Niemiec. Wewnętrznie osłabiony czystkami dokonanymi w armii na rozkaz Stalina, Kraj Rad bał się, że zachodnie mocarstwa – Paryż i Londyn – dogadają się między sobą i skierują agresję Hitlera na wschód. Z drugiej strony, Moskwa dobrze orientowała się w sytuacji i wiedziała, że gniew Niemiec może być najpierw skierowany na zachód. Rosyjscy planiści sądzili, że najlepszym rozwiązaniem byłoby związanie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii w długiej, krwawej i kosztownej wojnie – na wzór pierwszej wojny światowej. Idealiści sądzili nawet, że po osłabieniu mocarstw zachodnich droga do tryumfu komunistycznej rewolucji na Starym Kontynencie stanie otworem, a komunizm będzie sięgał od Lizbony po Władywostok.

Teraz trochę teorii stosunków międzynarodowych, która wyjaśni zachowanie mocarstw. Należy sięgnąć do dwóch teorii: równowagi sił (balance of power) oraz równowagi zagrożeń (balance of threat), z tym że druga uzupełnia pierwszą. Podejście realistyczne wskazuje, że państwa, a mocarstwa w szczególności, starają się równoważyć wzrost potęgi innych państw (mocarstw), gdyż wzrost potęgi (siły) przekłada się zazwyczaj na wzrost zagrożenia dominacją rosnącej potęgi.

Klasycznie można wówczas zastosować dwa rozwiązania – równoważenie, poprzez tworzenie koalicji z innymi zagrożonymi państwami (balancing) bądź przyłączenie się do wzrastającej potęgi i próba uszczknięcia dla siebie części zysków w przypadku jej ekspansji (bandwagoning). Pierwsze podejście jest o wiele bardziej popularne i znajdowało zastosowanie w większości przypadków. Opcja druga jest bowiem bardziej ryzykowna, a poddający się silniejszemu mocarstwu musi liczyć na jego łaskę i dobrą wolę. Jeśli zaś zamiast spodziewanych zwycięstw nadeszły porażki, podłączający się najczęściej porzucają swego dawnego patrona i przyłączają się do wygrywającego bądź wygrywającej koalicji. Sojusznicy Rzeszy Niemieckiej podczas II wojny światowej pokazali, jak działa ten mechanizm, gdy sowieckie czołgi parły na zachód.

Jasne? Skomplikujmy więc trochę, dodając bardzo istotną modyfikację wprowadzoną przez teorię równowagi zagrożeń – skłonność do przerzucania odpowiedzialności na innych (buck passing; roboczo nazwijmy to przerzucaniem gorącego kartofla). Państwa, które nie są bezpośrednio zagrożone (najczęściej, nie sąsiadują z wzrastającą potęgą) mają skłonność do przerzucania kartofla w postaci wzięcia odpowiedzialności za powstrzymywanie wrogo nastawionej potęgi na innych – tych najbardziej zagrożonych. W naturalny sposób stoją oni na pierwszej linii frontu i praktycznie niemożliwe jest przerzucenie przez nich kartofla dalej, w szczególności do państw, które z wrogim mocarstwem nie sąsiadują.

Czas podstawić pod teoretyczne mocarstwa nazwy głównych graczy z 1939 roku. Naprzeciw siebie stoją Niemcy i Francja, najpotężniejsze militarnie kraje Starego Kontynentu. Na uboczu zaś znajduje się Związek Radziecki oraz Wielka Brytania, oddzielona od Francji przez Kanał Angielski. Francja nie ma ofensywnych zamiarów. Mają je zaś Niemcy. Francja czuje się zagrożona przez Niemcy, a zagrożenie potęguje długa wspólna granica (oraz wydarzenia sprzed lat dwudziestu, które świadomie pomijam).

Jak zachowują się poszczególne państwa w obliczu zagrożenia niemieckiego? Co oczywiste, próbują się porozumieć między sobą. Motorem napędzającym klasyczną próbę zrównoważenia sił w obliczu wrogiego, ofensywnie nastawionego mocarstwa (Niemiec) jest najbardziej przez nie zagrożona Francja. Słabszą pozycję Francji z chęcią wykorzystałby Związek Radziecki, który za cenę ustępstw w kwestii strefy swoich wpływów jest gotów dołączyć do koalicji antyniemieckiej. Na negocjacje francusko-rosyjskie chłodnym okiem spogląda Wielka Brytania, niezagrożona bezpośrednio przez Niemcy i pałająca niechęcią do komunizmu.

Kwestię sympatii proniemieckich wpływowych grup i przedstawicieli brytyjskiego życia publicznego należy pominąć, gdyż nie mają one wpływu na generalną rozgrywkę geopolityczną. W ogóle należy wyeliminować wszelkie kwestie podobnego rodzaju, jako nieadekwatne do powyższych rozważań. Realizm nakazuje rozpatrywać sprawy na płaszczyźnie interesów państw i ich naturalnych dążeń, nie uwzględniając poglądów czy charakteru poszczególnych osób kręgu władzy czy nawet rządzących. Historia pokazała, że w zdecydowanej większości przypadków nie miały one wpływu na postępowanie, które było zgodne z przewidywaniami teorii ofensywnego realizmu (warto zapoznać się z książką Johna Mearsheimera „The Tragedy of Great Power Politics„, stanowiącej wykład o ofensywnym realizmie podparty głęboką analizą historyczną od Rewolucji Francuskiej do II wojny światowej).

Wracając do prób porozumienia się państw dawnej ententy, nie zakończyły się one sukcesem. Francji nie udało się zawrzeć wymierzonego w Niemcy sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Sowieci nie byli do końca zdeterminowani, nie czując takiej presji ze strony Niemiec jak Francuzi. Nie musieli za wszelką cenę paktować z Francją i Wielką Brytanią. Zarówno Brytyjczycy, jak i Sowieci wybrali strategię przerzucania gorącego kartofla do Francuzów, którzy musieli go złapać. Brak zaufania i wzajemne podejrzenia o skryte paktowanie z Hitlerem sprawiło, że wszystkie mocarstwa dawnej ententy w pierwszych miesiącach 1939 roku musiały radzić sobie z Niemcami samodzielnie. Samodzielnie, choć oznaczało to, że każde z nich jest od Niemiec słabsze.

Gdy zaś zagrożenie niemieckie stawało się namacalne, Brytyjczycy nagle poczuli konieczność porzucenia części swych uprzedzeń i wątpliwości i bliskie związanie z Francuzami. Na dokooptowanie Związku Radzieckiego zabrakło już czasu. Było zwyczajnie za późno. Sowieci dogadali się z Niemcami, zabezpieczając się tymczasowo przed niemiecką agresją. Z rosyjskiego punktu widzenia pakt z Hitlerem był majstersztykiem, który odsunął niebezpieczeństwo w czasie. Trudno było przewidzieć w sierpniu 1939 roku, że Francja rozsypie się jak domek z kart w ciągu zaledwie kilku tygodni. Po upadku Francji Związek Radziecki próbował skierować natarcie niemieckie na Wielką Brytanię, odrzucając brytyjskie próby zawarcia sojuszu wymierzonego w Niemcy. Dlaczego? Klasyczne przerzucanie kartofla. Stalin nie chciał być tym, który go złapie. Znowu liczono na długotrwałą wojnę i oddalenie groźby ataku Niemiec na Związek Radziecki. Opowiadając się po stronie Londyny Stalin ryzykował natychmiastową ofensywę Hitlera.

Krytykując pakt Ribbentrop-Mołotow postępujemy słusznie. Warto jednak pamiętać, że nasz punkt widzenia jest trudny do zrozumienia dla innych, głównie dla Rosjan. Zamiast potępiać ich w czambuł i odmieniać słowo ludobójca przez wszystkie przypadki, należy dokonać prostego zabiegu myślowego – postawić się w sytuacji przywódcy Związku Radzieckiego w 1939 roku. Czy będąc na jego miejscu odrzucilibyśmy ofertę oddalającą śmiertelne zagrożenie i pozwalającą poszerzyć naszą strefę wpływów? W świetle powyżej zaprezentowanej teorii realizmu politycznego i ówczesnych realiów, trudno uzasadnić odpowiedź negatywną.

Polska znalazła się między młotem a kowadłem, co grozi każdemu przedmiotowi stosunków międzynarodowych. A w 1939 roku Polska bez wątpienia nie była podmiotem tychże relacji i nie miała nic do powiedzenia, gdy oficjalnie i za kulisami cztery główne mocarstwa prowadziły dyplomatyczną grę, w której cele każdego z nich były sprzeczne. Słusznie potępiając Rzeszę Niemiecką i Związek Radziecki za zawarcie omawianego paktu, powinniśmy również krytykować Wielką Brytanię i Francję, które swoimi działaniami ułatwiły taki obrót zdarzeń. Czyżby poczucie odpowiedzialności sprawiło, że w uroczystościach na Westerplatte przedstawicielami Londynu i Paryża będą tylko ministrowie spraw zagranicznych? Wątpliwe, choć historycznie byłoby to uzasadnione. Druga wojna była wielką porażką Brytyjczyków i Francuzów, których spory i niezdecydowanie (wynikające ze sprzecznych bądź nie do końca zgodnych interesów) pozwoliły Niemcom odbudować swój potencjał i próbować odegrać się za „wersalskie krzywdy”.

Piotr Wołejko

Share Button