Irański program nuklearny wywołuje niepokój. Głównie w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Te ostatnie od wielu miesięcy starają się przykręcić śrubę Teheranowi poprzez uchwalenie na forum Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych sankcji gospodarczych wymierzonych w konserwatywny reżim. Za sankcjami opowiada się Zachód, tj. Wuj Sam wraz z Francją, Wielką Brytanią i Niemcami, natomiast niechętne temu rozwiązaniu są Rosja i Chiny. Na razie trwa pat, który skutecznie kapitalizują Rosjanie i Chińczycy.
Nieskuteczne sankcje
Sankcje gospodarcze to klasyczny mechanizm stosowany przez państwo lub grupę państw, aby wymusić zmianę postępowania innego państwa lub grupy państw. Narzędzie staje się coraz mniej skuteczne wraz z upływem kolejnych dekad. Profesor Juan Cole z University of Michigan wyjaśnia na swoim blogu, dlaczego sankcje wymierzone w Iran będą nieskuteczne. Przede wszystkim, Cole obala mit skuteczności zakazu sprzedaży benzyny Iranowi, podając dwa argumenty: 1. nie ma szans na uniwersalność takiego zakazu, w miejsce jednych sprzedawców na pewno pojawią się kolejni; 2. Irańczycy mocno inwestują w zwiększenie mocy przerobowych swoich rafinerii i w krótkiej perspektywie czasowej problem braku benzyny zniknie lub znacząco się zmniejszy.
Drugi argument ma charakter techniczny. Z perspektywy stosunków międzynarodowych kluczowe znaczenie mają trudności z uniwersalnością sankcji. Nie ma praktycznie szans na powszechne zastosowanie się do nich przez kraje, które miałyby zaprzestać handlu z Iranem. Gdy jedni, pod presją USA, się wycofają, inni – z największą radością zaś Rosjanie i Chińczycy – wykorzystają okazję. Globalizacja, w szerokim rozumieniu tego słowa, zrobiła swoje. Po drugie, niektóre kraje mają interes we współpracy z Iranem i żadne sankcje, nawet jeśli te same państwa je poprą, nie zmienią tych interesów.
Co więcej, irański reżim jest gotowy znieść wszelkie niedogodności i utrudnienia, co zresztą udowodnił w okresie ostatnich trzydziestu lat. Iran nie dał i nie da się złamać sankcjami gospodarczymi. Amerykanie muszą zdawać sobie z tego sprawę. Czy cała gra na przyjęcie sankcji to tylko pozory robienia czegoś wobec irańskiego programu nuklearnego? Wszyscy wiedzą, że sankcje nie powstrzymają Irańczyków od kontynuowania prac.
Naloty nie są rozwiązaniem
Inną opcją, która cały czas leży na stole, jest atak lotniczy na instalacje nuklearne. Do takiego rozwiązania prze przede wszystkim Izrael, którego obecne, prawicowe władze uważają Iran za egzystencjalne zagrożenie. Amerykanie również przebąkują o opcji militarnej, zarzekając się przy tym, że byłaby to ostateczność. Przy okazji w Waszyngtonie doskonale rozumieją, że naloty co najwyżej spowolnią postępy irańskiego programu, ale go nie zatrzymają. Warto także dodać, że amerykańskie agencje wywiadowcze nie posiadają informacji o prowadzeniu stricte militarnego programu atomowego. Poruszamy się zatem w świecie założeń i wyobrażeń, a nie twardych faktów. Zresztą, po irackiej broni masowego rażenia, nawet „twarde fakty” należy rozpatrywać na chłodno i z dużym dystansem.
Zagrożenie irańskie, jak pisze na swoim blogu profesor Stephen M. Walt, w ogóle brzmi dość osobliwie, jeśli porównać potencjał gospodarczo-wojskowy Iranu i Stanów Zjednoczonych. Walt przywołuje, za raportem Military Balance przygotowanym przez londyński International Institute for Strategic Studies, podstawowe dane – PKB, wydatki wojskowe, ilość żołnierzy (i rezerwistów), posiadany sprzęt wojskowy etc. Nawet nie patrząc na liczby łatwo się domyślić, że przewaga Ameryki jest miażdżąca. Czego się więc bać?
Kolejna okupacja?
Na koniec warto zastanowić się nad nieformalnym przyznaniem przez zastępcę szefa Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, gen. Jamesa Cartwrighta, iż irański program atomowy można w pełni powstrzymać tylko poprzez okupację terytorium Iranu (Więcej o wystąpieniu Cartwrighta przed senacką komisją obrony na stronach BBC). Czy Stany Zjednoczone są gotowe zaatakować i okupować kolejny kraj?
Piotr Wołejko