Wieczorny przegląd prasy – 08.01.2007 r.

To pierwszy przegląd prasy w takim kształcie – tj. polegający nie na opisywaniu tego co piszą gazety z bardzo niewielkim komentarzem mojego autorstwa. Od dziś przeglądy będą zawierać tylko krótkie wzmianki dotyczące zawartości gazet, a o wiele poszerzy się pole autorskich komentarzy i analiz. Wyjątkiem będą naprawdę bardzo interesujące fragmenty artykułów, których nie sposób będzie nie uwzględnić. Myślę, że taka forma przeglądu o wiele bardziej przypadnie Czytelnikom do gustu. Gazetę może przeczytać każdy nawet nie wstając od komputera.

Gazeta Wyborcza

Somalijczykom coraz bardziej nie podoba się etiopska okupacja ich kraju. Narastają protesty i demonstracje przeciwko armii, która wspierając słabiutki rząd tymczasowy w błyskawicznym tempie przepędziła radykałów z Unii Trybunałów Islamskich. Mnożą się zamachy i ataki na wojska etiopskie, a rząd już wycofał się z planów rozbrojenia obywateli Somalii. Jest to fatalna decyzja, która oznacza, że w kraju nic się nie zmieni. Skoro bowiem praktycznie każdy posiada broń, a największe jej ilości posiadają watażkowie i islamiści, powrót krwawych walk o władzę jest nieunikniony. Etiopia powinna czym prędzej wycofać swoich żołnierzy, gdyż z każdym dniem pobytu w Somalii naraża się na coraz większe straty w ludziach. Premier Meles Zenawi łudzi się jednak, że wymusi na Unii Afrykańskiej lub ONZ przysłanie kontyngentu sił pokojowych do Somalii, który zapewni przetrwanie rządowi tymczasowego premiera Gediego. Jest to jednak bardzo mało prawdopodobne, a na pewno nie nastąpi w krótkim terminie. A Etiopia nie ma na co czekać, jeśli chce uniknąć losu Amerykanów w Iraku. Bo choć w Somalii przyczyny atakowania wojsk są w znacznej większości inne niż w Iraku, to jednak efektem okupacji będzie śmierć kolejnych żołnierzy. Wysiłki pokojowe administracji amerykańskiej i Etiopii, aby doprowadzić do pojednania z choć częścią obalonych talibów (poprzez rozmowy w Jemenie) są skazane na porażkę. Na tym wszystkim ucierpi ponownie ludność somalijska, która od 1991 roku żyje w stanie nieustającej anarchii i chaosu, gdzie śmierć czyha na każdym rogu ulicy.

Rzeczpospolita

Prezydent Chirac zastanawia się jak najbardziej zaszkodzić Nicolasowi Sarkozy’emu, murowanemu kandydatowi prawicowej partii UMP w wyborach prezydenckich w kwietniu br. Poplecznicy prezydenta zamierzają ostentacyjnie nie wziąć udziału w głosowaniu, które 14 stycznia przyzna popularnemu wśród partyjnych działaczy – ale nielubianego przez Chiracka i jego otoczenie – oficjalny status kandydata na prezydenta Unii na rzecz Ruchu Ludowego. Tak postąpi zarówno premier Dominique de Villepin, jak i przewodniczący parlamentu Jean-Louis Debré. Ilu pociągną za sobą zwolenników – nie wiadomo. Jedyne czemu może się to przysłużyć, to sukces wyjątkowo słabej – moim zdaniem – kandydatki socjalistów, Segolene Royal. Główne atuty socjalistki to płeć, uroda oraz styl prowadzenia kampanii, w której obiecuje każdemu to, co chce usłyszeć. Jest to mieszanka demagogii i populizmu – jak pomysł budowy 120 tys. mieszkań socjalnych, bez wskazania skąd wziąć na ten cel pieniądze w wiecznie deficytowym budżecie. Tymczasem Francuzi – tak pokazują sondaże – zdają się nie zauważać tych oczywistości i mają zamiar udzielić Royal poważnego poparcia. Jeśli „dzięki” postawie Chiracka prawica straci Pałac Elizejski gaulliści skupieni wokół obecnej głowy państwa będą mogli sobie pogratulować. Sam Chirac ciągle nie powiedział jasno, czy będzie kandydował, czy nie – natomiast przedstawił coś na kształt programu, którego realizacja zajęłaby wiele lat. M.in. chwalił francuskie rolnictwo i sektor publiczny (dający zatrudnienie niesamowitej w gospodarkach rynkowych liczbie osób) – dwa główne balasty gospodarki francuskiej, zapowiedział wprowadzenie konstytucyjnej abolicji kary śmierci oraz skrytykował wszystkich najważniejszych kandydatów na urząd prezydenta: „kandydatkę socjalistów Segolene Royal (za”obciążenia ideologiczne” i propagowanie iluzji), i faworyta prawicy Nicolasa Sarkozy’ego (za zapatrzenie w liberalizm), i lidera skrajnej prawicy Jean-Marie Le Pena (właśnie za „ekstremizm”).”

Dziennik

Obrońcy praw człowieka chwycili wiatr w żagle i chcą na fali oburzenia (głównie elit zachodnich) wymusić nie tylko wstrzymanie egzekucji skazanych na śmierć popleczników Saddama, ale dążą do rozszerzenia zakazu kary śmierci w ogóle. Podobno otoczenie nowego Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-moona wymusiło na nim zmianę stanowiska (pierwotnie nie wyraził zastrzeżeń do egzekucji Husajna), który skrytykował teraz karę śmierci i wezwał do nie wykonywania wyroków na pozostałych skazańcach. Pomijając jakie jest prawo moralne do dyktowania jednym państwom przez drugie tego, co ono ma czynić, należy podjąć choć chwilową refleksję na temat lansowanych przez tzw. elity zachodnie (europejskie) teorii i koncepcji praw człowieka. Otóż wszystko to wygląda i brzmi pięknie, ale niestety tylko z zewnątrz. Elity zapomniały, że prawo ma być tworzone dla obywateli i powinno być przez nich popierane lub przynajmniej akceptowane. Tymczasem tak się składa, że obywatele UE są coraz bardziej przeciwni zakazowi kary śmierci, nie popierają planów wprowadzenia całkowitego zakazu jej wykonywania – w skrócie, mają poglądy odmienne od elit. Elity po prostu wyalienowały się od obywateli i zapomniały o podstawie demokracji – zasadzie przedstawicielstwa. Przyjęte za pewnik zasady i prawa (m.in. uniwersalistyczna koncepcja praw człowieka) nie mogą być promowane i chronione w państwach trzecich. UE, Zachód czy ONZ – jakkolwiek chętnie by się w takiej roli obsadziły – nie mają wystarczających uprawnień do narzucania państwom świata koncepcji lansowanej przez jedną cywilizację (jak to ujmował Huntington). Oczywiście, należy potępiać tortury i prześladowania w takich krajach, jak np. Chiny, ale nie można potępiać kary śmierci. Jak można to rozdzielić – spytają niektórzy. Wszystko zależy od rozumienia praw człowieka. O ile należy zgodzić się z katalogiem tych praw, łącznie z prawem do życia, to należy poczynić jeden zasadniczy wyjątek – właśnie dotyczący prawa do życia. Wyjątek musi dotyczyć szczególnie ciężkich przestępstw karnych, przestępstw przeciwko własnym obywatelom, zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości, dopuszczania się czystek etnicznych i tym podobnych. Ludzie dokonujący takich przestępstw wyrzekają się człowieczeństwa i nie można mierzyć ich tą samą miarą co zwykłych obywateli, czy zwykłych przestępców (np. złodziei). I nie jest to wyjątek, który pozwoliłby na rozszerzanie granic stosowania kary śmierci na kolejne kategorie przestępstw. Jest to jasne i zdrowe postawienie sprawy, które będzie uświadamiało ludziom czyniącym zło w czystej postaci, że w razie schwytania czeka ich nieuchronna kara – jedyna kara na jaką zasłużyli – czyli śmierć.

Piotr Wołejko

Share Button