Wieczorny przegląd prasy – 06.02.2007 r.

Rzeczpospolita

Arabski bank może zostać zmuszony wyrokiem sądu do zapłaty wysokiego odszkodowania ofiarom i rodzinom ofiar zamachów terrorystycznych przeprowadzonych przez islamskich radykałów. Jak się bowiem okazało, Arab Bank (jordański bank, jeden z większych w regionie) wypłacał rodzinom zamachowców renty – średnio po 200 dolarów przez 12 miesięcy. W myśl ustawy antyterrorystycznej z 1996 roku amerykańscy obywatele mogą podać do sądu tych, „którzy zabili lub ranili członków ich rodzin. Także organizacje wspierające działalność terrorystyczną.” Dwójka amerykańskich prawników reprezentuje w tej chwili ponad 900 osób. Jak tłumaczy jeden z nich: „Nie można pozwolić, aby jordański bank bezkarnie prowadził brudne interesy na Bliskim Wschodzie.” Adwokaci zdają sobie sprawę z tego, że walki z terroryzmem nie wygrają, ale liczą na to, że inne banki mniej chętnie będą udzielać wsparcia terrorystom, a także przyjrzą się operacjom przeprowadzanym przez podejrzanych klientów. Tekst Aleksandry Rybińskiej.

Dziennik

Wczoraj pisałem o tym, że o wyniku wyborów prezydenckich we Francji może zdecydować to, kogo poprą francuscy nauczyciele. Walka o tą grupę elektoratu trwa, a tymczasem pojawił się kolejny czynnik, który może zaważyć na wyniku elekcji. Właściwie jest to czynnik znany już osobom, które śledzą przynajmniej prasowe doniesienia o kampanii wyborczej. Otóż kandydatka socjalistów, Segolene Royal, nie posiada zbyt wielkiej wiedzy o polityce zagranicznej – co jest nad wyraz widoczne po każdej jej podróży do kraju trzeciego. Skandalami zakończyły się jej wizyty na Bliskim Wschodzie i w Kanadzie, więc „Sego” chwilowo zrezygnowała z zagranicznych wojaży. Nie zaprzestała jednak wypowiadać się na tematy zagraniczne – i może to być, jak ja lubię to określenie, czynnik decydujący o wyniku wyborów. Jeden z najważniejszych sztabowców Royal – Jack Lang – powiedział, że Francja musi rozliczyć się z epoką kolonializmu i przeprosić narody afrykańskie za francuską epokę dominacji. Poklasku takimi wypowiedziami nie zdobędzie, gdyż imigranci – nienawidzący szczerze kontrkandydata „Sego” – i tak oddaliby na nią swój głos. Niestety wyborcy niezdecydowani czy umiarkowani, mogą uznać, że została urażona ich narodowa duma. Nicolas Sarkozy zaciera już ręce, gdyż bez negatywnej kampanii jego rywalka sama odbiera sobie poparcie. Sondaże wskazują, że „Sarko” może liczyć na przewagę od 6 do 8 procent głosów w drugiej turze wyborów, w której spotka się właśnie z Royal. Kandydatka socjalistów może jednak wkrótce odzyskać utracone pole, gdyż w połowie lutego ma przedstawić swój program wyborczy. Do tej pory była oskarżana o jego brak i krytykowana jako kandydatka, która obiecuje wszystkim wszystko. A program Royal – z czego jest bardzo dumna – powstawał z aktywnym udziałem wyborców, których pytano o zdanie podczas spotkań z Royal oraz za pośrednictwem Internetu. Na pewno program będzie kolejnym czynnikiem, który może zdecydować o wyniku wyborów…

Gazeta Wyborcza

Zawsze występowałem za dialogiem Zachodu z dzisiejszym kierownictwem białoruskim. Ale dialog nie oznacza odpuszczenia win. Przeciwnie – jego założeniem jest likwidacja pretensji na drodze usunięcia ich przyczyn. Polska nie może zacząć pełnego dialogu z rządem Białorusi, nie doczekawszy się naprawy sytuacji wokół Związku Polaków na Białorusi oraz zakończenia prześladowań Andżeliki Borys i innych działaczy mniejszości polskiej. To powinno być nie skutkiem dialogu, lecz niezbędnym warunkiem jego rozpoczęcia.” – pisze Aleksander Fieduta, białoruski publicysta i analityk polityczny z dużym doświadczeniem w pracy na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Jego zdaniem o przyszłości Białorusi Europa powinna rozmawiać z… Moskwą. Uważa on, że „Putin jest żywotnie zainteresowany stabilnością stosunków handlowych z Europą i zademonstrowania, że korytarze dla transportu surowców rosyjskich są pewne. Łukaszenko, stając się zawalidrogą na trasie z Syberii do Gibraltaru, przeszkadza Putinowi i będzie przeszkadzać jego następcy.” Według Fieduta możliwa jest demokratyzacja Białorusi przy współpracy z Kremlem, a to dlatego, że Rosji na obszarze postradzieckim są potrzebni nie tyle lojalni, ile odpowiedzialni partnerzy, którzy zapewnią stabilność dostaw rosyjskich surowców przez terytoria byłych republik radzieckich. Fiedut krytykuje także Europę za wiarę w to, że z Łukaszenką da się rozmawiać i że nagle stał się on bardziej wiarygodnym partnerem. Tymczasem białoruski prezydent robił do tej pory wszystko, aby nie spełnić nawet minimalnych wymagań Unii Europejskiej, a zwracał się ku niej tylko w chwili konfliktu na linii Moskwa-Mińsk. Białoruski politolog krytykuje także białoruską opozycję, której słabość i ambicje liderów nie pozwalają podjąć bardziej skutecznych działań. Co więcej, opozycjności przyzwyczaili się do otrzymywania pieniędzy z Zachodu i swoich porażek w wewnętrznej działalności, którą zawsze tłumaczą fałszerstwami władzy. „Oczywiście – reżim fałszuje, ale tym na pewno nie można wytłumaczyć wszystkiego.” – pisze Fiedut i należy przyznać mu rację. Czy jednak współpraca z Rosją może doprowadzić do demokratyzacji Białorusi, pojawiają się już spore wątpliwości.

Share Button