Wenezuela ostoją wolności mediów?

Przez światowe media przetoczyła się fala krytyki pod adresem Hugo Chaveza, którego decyzją nie przedłużono koncesji na nadawanie opozycyjnej telewizji RCTV, nadającej od lat 50. ubiegłego wieku. Prezydent określał ją mianem „jeźdźców apokalipsy”, pamiętając iż w 2002 roku – kiedy pucz wojskowy pozbawił go władzy na kilkadziesiąt godzin – stacja otwarcie poparła jego przeciwników. Decyzja ta została uznana za zamach na wolność słowa i pluralizm mediów; za jeden z milowych kroków ku realizacji wielkiego projektu Chaveza, jakim jest wprowadzenie w Wenezueli „Socjalizmu XXI Wieku„. Oponenci populistycznego prezydenta zarzucili mu, że wzorem swojego idola – Fidela Castro – będzie zaprowadzał w kraju komunizm.

Czy jednak na pewno sytuacja mediów w Wenezueli wygląda tak źle, jak się to ostatnio przedstawia? Czy kraje Ameryki Łacińskiej, które ostro skrytykowały Chaveza za jego decyzję, same nie mają czegoś za uszami? Intrygującej odpowiedzi na powyższe pytania udziela portal Venezuelanalysis.com. W artykule zamieszczonym na portalu możemy przeczytać, że pluralizm mediów istniejący w Wenezueli jest bez porównania większy niż, weźmy na to, w Kolumbii. Rządzony przez prawicowego prezydenta Alvaro Uribe kraj nie posiada bowiem żadnej opozycyjnej stacji – dlatego nie ma czego zamykać, wskazuje autorka tekstu Diana Carboni. Tymczasem w Wenezueli zdecydowana większość mediów jest opozycyjna w stosunku do rządu i El presidente.

Jeśli mierzyć sytuację w Wenezueli miarą Hondurasu, to w Caracas mamy do czynienia z wolnością słowa w amerykańskim stylu. Otóż w kraju rządzonym przez Manuela Zelayę w prime-time stacje radiowe i telewizyjne muszą nadawać programy, w których zwalczana jest prowadzona przez prasę dezinformacja o prezydenckiej administracji. Diana Carboni nie wspomina jednak o tym, że Chavez od lat prowadzi co tydzień nadawany przez wszystkie państwowe radiostacje i kanały telewizyjne program Alo presidente – gdzie prezydent może mówić na każdy temat, bez czasowych ograniczeń. Pojawia się tutaj pytanie, jak daleko jest od Alo presidente goszczącego co niedzielę w domach mieszkańców Wenezueli, do wielogodzinnych przemówień Fidela Castro transmitowanych przez wszystkie środki przekazu na Kubie?

Polecam wszystkim zainteresowanym całość tekstu poświęconego sytuacji mediów w Ameryce Łacińskiej, a sam wytłumaczę się jeszcze z niezapowiedzianej przerwy w pisaniu – jest ona spowodowana egzaminami i może potrwać jeszcze przez kilka tygodni. Będę starał się pisać jak najczęściej, ale często po prostu nie mam już siły. Proszę więc o wyrozumiałość.

Piotr Wołejko

Share Button